To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

I złość na samych chłopców. Że do mnie strzelali, zamiast się poddać po tym, jak zabiłem ich ojca. I o to, że nie celowali na tyle dobrze, by mnie zabić, zanim ja ich zabiłem. Westchnienie rozpaczy wezbrało mu w piersi i wydostało się z chrapliwym świstem. Opuścił ręce na jej biodra, przyciągnął ją do siebie, pomiędzy rozstawione kolana. A ona mu na to pozwoliła. Więcej niż pozwoliła. Wsunęła palce w jego włosy, dotykając przegubami policzków. A potem pochyliła głowę i pocałowała go. A właściwie dotknęła jego ust wargami, miękkimi i suchymi, a jednocześnie ciepłymi i podatnymi. To był nieśmiały, pozbawiony namiętności pocałunek. Pocałunek, który miał dać pociechę i mówił o pragnieniu doznania pociechy. Pocałunek dziecka... młodej kobiety, którą dotąd tylko raz całował mężczyzna, udzielając jej wówczas ostrzegawczej lekcji. - 229 - Przywarł do jej ust, zgniótł je, równocześnie przyciągając ją mocniej do siebie, aż poczuł napór młodych, jędrnych piersi. Kiedy zacisnęła palce w jego włosach, ogarnęła go fala męskiego pożądania, tak wielkiego i pierwotnego, ze aż zadrżał. Pragnął jej. Chciał ją całować głęboko, gorąco, długo i namiętnie. Chciał zacisnąć donie na jej piersiach i czuć, jak płoną z pragnienia. Miał ochotę przycisnąć ją do tego cholernego muru i wziąć tak, jak mężczyzna bierze kobietę, która doprowadza go do szaleństwa - z zadartą spódnicą, nagimi udami wystawionymi na muśnięcia wiatru. Dobry Boże, jakże bardzo jej pragnął. Zacisnął dłonie na jej ramionach i odsunął ją. Patrzyli na siebie. Oddychała ciężko, delikatne nozdrza falowały lekko przy każdym wciągnięciu powietrza, w oczach odbijało się zdumienie i coś jeszcze. Coś, co przypominało błysk pożądania. Być może niezamierzonego, może nawet nierozpoznanego przez nią samą. Ale Jordan je widział. Musiał rozpłaszczyć dłonie na zimnym murze za sobą, żeby ochłonąć, żeby znowu po nią nie sięgnąć. - Lepiej już idź. Zaraz. Mogła być niewinna, ale to, co zobaczyła w jego twarzy, wystarczyło, żeby natychmiast usłuchała. Bezwiednie podniosła rękę do ust, a potem odwróciła się na pięcie i biegiem ruszyła w - 230 - stronę domu, ścigając własny cień, sunący chybotliwie po zaśnieżonym placu. Patrzył, jak odchodzi. Z południowego zachodu, od strony dzikich pustkowi, wiał ciepły, suchy wiatr. Sosny uczepione skalnych półek miotały się żałośnie w porywistych podmuchach. Poprzez ich szum usłyszał trzaśniecie zamykanych drzwi do kuchni. Po jej odejściu jeszcze długo pozostał tam, gdzie stał. Towarzyszył mu blednący księżyc, nieskończenie dalekie gwiazdy i dziki wiatr wyjący o samotności, niepokoju, bólu i ciężkim do zniesienia smutku. Ga brielle słyszała, jak wiatr chłoszcze ściany domu. Ostry podmuch wdarł się przez komin i świszcząc przeciągle zamieszał w kominku. Bezkształtne cienie zatańczyły na dywanie i pokrytych tapetą ścianach sypialni. Leżała na łóżku, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w misternie plisowane satynowe podszycie baldachimu. Jordan Hays jeszcze nie przyszedł. Wiedziała to, ponieważ zajmował pokój między jej sypialnią a salą gier. Poprzedniej nocy słyszała, jak wrócił i krzątał się u siebie. Teraz w jego pokoju panowała cisza. - 231 - Wyobraziła go sobie stojącego na podwórzu, opartego o kamienny murek - ciemny zarys smukłej męskiej sylwetki na tle białego zbocza. Żal ścisnął jej serce, kiedy pomyślała o bezgranicznej samotności, jaką w nim wyczuła tej nocy. Uważała go za niebezpiecznego niegodziwca, zimnego do granic okrucieństwa i wiedziała, że w istocie był jeszcze gorszy. Ale najbardziej ze wszystkiego lękała się pustki, którą ujrzała w jego twarzy, w oczach i w duszy. Pustki, która tak naprawdę wcale nie była pustką, co uświadomiła sobie dopiero tej nocy. Ponieważ w pustce nie ma bólu, a ona wychwyciła w nim echo cierpienia. Tylko echo. Jakby to cierpienie było tak wielkie, tak nieznośne, że ukrył je w sobie głęboko, gdzie nikt nie powinien go dostrzec, wyczuć, rozpoznać. Tak głęboko, że już sam zapomniał o jego istnieniu i uwierzył, że jest tylko pustka. Ale ona, całując go, wydobyła ten ból i chciała ukoić. Jego ból i własny lęk. A jednak... kiedy dotknęła jego ust, zapomniała o bólu i lęku. Zapomniała o wszystkim. Pozostała tylko niespodziewana przyjemność samego pocałunku