To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Alex gotowa była w każdej chwili wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Babka Merle starała się ją wychować w tradycyjnej protestanckiej wierze. Uczęszczały regularnie na nabożeństwa. Alex została wychowana w chrześcijańskim duchu, chociaż nie była zwolenniczką najważniejszych dogmatów, które uznawała babka. - Wielebny pastorze, proszę - powiedziała, kiedy modlitwa zaczęła się wydłużać w nieskończoność. – Miałam naprawdę ciężki dzień. Przejdźmy do rzeczy. Istnieje chyba jakiś powód tej wizyty? Wydawał się lekko urażony jej interwencją, mimo to wyszeptał, jak gdyby zdradzał sekret: - Mogę pani pomóc w dokładniejszym przebadaniu Korporacji Mintona. Oniemiała. Nawet nie podejrzewała, że mógłby mieć cokolwiek wspólnego z prowadzonym przez nią dochodzeniem. W każdym razie postanowiła postępować rozważnie. Lecz i tak była nastawiona sceptycznie. Cóż interesującego mógł jej powiedzieć ten dziwmy mały człowieczek o Celinie, Lambercie albo Mintonach? Jako pastor znał pewnie wiele ludzkich tajemnic, ale przecież etyka zawodowa nakazywała mu zachować wszelkie zwierzenia w sekrecie. Musiał rygorystycznie przestrzegać tej zasady w każdych okolicznościach, chyba że zagrożone było życie ludzkie. Nigdy by nie uwierzyła, że Angus czy Junior zdradzili sekrety sumienia komuś o wyglądzie tak żałosnym. Gdyby sądzić na podstawie powierzchowności i sposobu bycia Plummeta, można by dojść do wniosku, że zapewne nie cieszy się specjalnymi względami u Wszechmogącego. Myśl o Lambercie wyznającym przed nim grzechy wydawała się wręcz niedorzeczna. Alex zareagowała w stylu, którego nie powstydziłby się nawet Greg Harper. - Och, doprawdy? Nie chce mi się wierzyć. Znał pan moją matkę? - Niestety nie. Lecz mogę znacznie przyspieszyć postępy w śledztwie, które pani prowadzi. My, to znaczy moja kongregacja sprawiedliwych oraz ja, uważamy, że znajdujemy się wraz z panią po tej samej stronie. Nie muszę chyba wspominać, że wszyscy stoimy po stronie Boga. - Dzię... dziękuję - wyjąkała, mając nadzieję, że zareagowała właściwie. Najwidoczniej właśnie tak było. Usłyszała tylko ciche „amen", wypowiedziane przez panią Plummet, która cały czas modliła się szeptem. - Wielebny pastorze - powiedziała z wahaniem Alex. -Nie jestem pewna, czy zostałam dobrze zrozumiana. Prowadzę dochodzenie z ramienia biura prokuratora okręgowego... - Pan używa ludzi jako swoich świętych narzędzi. - ...w sprawie zamordowania mojej matki, do czego doszło przed dwudziestu pięciu laty. - Chwalmy Pana... On sprawi... że zło się nie ostanie... a sprawiedliwość zwycięży! - Pastor potrząsnął uniesioną pięścią. Alex nie wiedziała, jak się zachować. Zaśmiała się nerwowo. - O tak. Ja również mam taką nadzieję. Nie pojmuję jedynie, co ma wspólnego kongregacja pastora z prowadzonym przez mnie dochodzeniem. Może pastor doświadczył czegoś w rodzaju iluminacji, miał jakieś objawienie? - Bezustannie doświadczam łaski bożej, panno Gaither. Właśnie dlatego jesteśmy w stanie pomagać Panu w Jego dziele i karać niegodziwców. - Niegodziwców? - Grzeszników! - ryknął. - Nędzników, którzy zniszczyli to miasto, sprowadzają na złą drogę niewinną bożą dziatwę i chcą oddać szatanowi we władanie. Pragną, by nasze dzieci wstrzykiwały sobie w żyły narkotyki, by wlewały do swych słodkich ust ohydne napoje, by wrażliwe, niedojrzałe umysły zatruwały się lubieżnymi myślami. Pani Plummet milczała. Siedziała z pochyloną głową, ręce miała złożone na kolanach, a nogi skromnie złączone, jak gdyby skamieniała w tej pozycji. - Ma pan na myśli Purcell Downs? - zapytała ostrożnie Alex. Przeczuwała, że tym pytaniem wywołała erupcję ewangelicznego zapału. Potwierdziły się jej najgorsze obawy. Pastor rozpoczął płomienną przemowę, zawierającą sekwencję złowieszczych przepowiedni. Cierpliwie zniosła kazanie na temat zła, które nieuchronnie wiązało się z grą na wyścigach, lecz kiedy usłyszała, ze została zesłana do Purcell, aby pokonać synów szatana, poczuła się zobowiązana do położenia kresu tej tyradzie szaleńca. Po kilku ostrożnych próbach przerwania mu zamilkł wreszcie i spojrzał na nią pustym wzrokiem. Zwilżyła językiem usta, zastanawiając się, jak wyrazić się dostatecznie jasno i jednocześnie go nie obrazić. - Wielebny ojcze, nie mam absolutnie nic wspólnego z rozstrzygnięciem kwestii, czy Korporacja Mintona otrzyma pozwolenie na zakłady hazardowe, czy nie. O ile się nie mylę, odpowiedni wniosek został już pozytywnie zatwierdzony przez komisję, która działa przy gubernatorze. W zasadzie pozostało jedynie załatwić formalności. - Ale przecież nie da się ukryć, że śledztwo dotyczy Mintonów. Starała się uważnie dobierać słowa i nie nawiązywać bezpośrednio do Mintonów