To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Trafił tropiciela, który zamienił się w płonącą kulę. Wyglądał jak upiorna pochodnia, kiedy jego podobne do pajęczych kończyny zwijały się i skręcały z bólu. W pobliżu przeciwległego rogu budynku pojawiło się trzech innych chudych mężczyzn, a dwóch następnych nadbiegło od strony frontu gospody. Obaj zwycięzcy próbowali ukryć się za donicami z egzotycznymi roślinami. Otworzyli ogień w stronę mężczyzn i krzyczeli, wzywając pomocy. Powietrzna maszyna uniosła się nad polanę i zaczęła oddalać się od gospody, ale Maggie zawołała: - Proszę zaczekać! Zostawiłam tam przyjaciela! - Wiem o tym - odezwał się chudzielec i nie zmniejszył prędkości lotu. - Próbowałem go ostrzec, kiedy pojawili się zdobywcy. Wezwali posiłki, więc musieliśmy się pospieszyć. Liczymy na to, że dzięki śmierci tropiciela będzie miał większe szansę ucieczki. - My? - zdziwiła się Maggie. - Ja i moje wtórniki - odparł mężczyzna. Dziewczyna nigdy nie słyszała słowa „wtórnik”, więc jej siatka pospieszyła z wyjaśnieniem. Niektórzy ludzie postanowili osiągnąć nieśmiertelność w ten sposób, że klonowali samych siebie, po czym przekazywali zawartość własnej pamięci wszystkim klonom. Pewni nieśmiertelnicy pozwalali nawet, żeby kilka czy kilkanaście takich kopii żyło równocześnie, dzięki czemu mogli z nimi współpracować dla osiągnięcia zamierzonego celu. Ich pierwowzór określano mianem oryginału, a kopie nazywano wtórnikami. Powietrzny pojazd wzbił się w niebo, ale Maggie patrzyła na gospodę. Na tyłach budynku nadal wrzała zacięta walka. W powietrzu krzyżowały się ogniste smugi. Źródła z gorącą wodą wyglądały z tej wysokości jak spowite mgłą drogocenne szmaragdy. W pewnej chwili następny zdobywca przemienił się w płonącą pochodnię, lecz jeden z wtórników został trafiony w nogę. Potknął się, ale zanim upadł, zdążył jeszcze raz wystrzelić. Ognista smuga nie dotarła jednak do celu. Poszybowała w boki trafiła w jedną z kopulastych chat Bavina. Maggie spoglądała na konającego klona, ale czuła, że jest jej to dziwnie obojętne. Mimo iż mężczyzna był człowiekiem, nie urodził się w normalny sposób i dlatego nie wydawał się jej prawdziwy. Wiedziała jednak, że nieszczęsny wtórnik czuje ból i obawia się śmierci jak każdy człowiek. Jak wszyscy, potrafił cieszyć się życiem, które właśnie składał w ofierze, żeby ona żyła. Maggie spojrzała na chudego mężczyznę pilotującego powietrzny pojazd. Pewną ulgę sprawiała jej świadomość, że znajduje się w towarzystwie kogoś, kto nie zawaha się oddać życia w jej obronie. ROZDZIAŁ 16 Maggie usiadła wygodniej w miękkim fotelu, a tymczasem powietrzny pojazd leciał nad ośnieżonymi równinami. W kabinie panowało podwyższone ciśnienie i dziewczyna miała wrażenie, że za chwilę popękają jej bębenki w uszach. Oderwała spojrzenie od szmaragdowych punkcików basenów z gorącą wodą. Miała nadzieję, że Orickowi uda się uciec. Jeżeli przeżyję, już nigdy nie zbliżę się do żadnej gospody - pomyślała. Owinęła wokół palca pasemko włosów, po czym zaczęła nerwowo przygryzać końce. Chudzielec popatrzył na nią kątem oka. - Twojemu przyjacielowi niedźwiedziowi nie grozi żadne niebezpieczeństwo - oznajmił. - Moi ludzie właśnie zabili ostatniego zdobywcę. Jak można się było spodziewać, wszyscy goście w rekordowym tempie opuszczają gospodę. Jej wybawiciel mógł liczyć trzydzieści pięć lat, chociaż trudno byłoby określić jego wiek kierując się wyglądem. Był ubrany w brązowoszary kombinezon, czy raczej garnitur. Nie nosił na głowie siatki ani przewodnika. Nie można było powiedzieć, że jest przystojny. - Skąd wiedziałeś, że twoi ludzie rozprawili się z ostatnim zdobywcą? - odezwała się dziewczyna. - Implanty - odrzekł mężczyzna, zbliżając do ucha palec wskazujący. Westchnął i także usiadł wygodniej. Włączył automatycznego pilota, odwrócił głowę i popatrzył na Maggie. - Muszę przyznać, że jestem rozczarowany - powiedział. - Poinformowano mnie, że labiryntem światów wędruje jakaś kobieta, będąca Tharrinem, klonem Semarritte. Opis towarzyszącego jej mężczyzny pozwalał się domyślać, że jest nim lord Opiekun. Okazało się jednak, że ryzykowałem życie moje i moich wtórników dla kogo? Jakiegoś niedźwiedzia i...? Dziewczyna wzruszyła ramionami. W pytaniu nieznajomego wyczuwała coś więcej niż tylko chęć zaspokojenia ciekawości. Zorientowała się, że mężczyzna żąda odpowiedzi. Czekając na nią, spoglądał na Maggie, ale jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. - Nazywam się Maggie Flynn - rzekła po chwili. - A ja jestem Oryginał Jagget - przedstawił się mężczyzna, gładząc kozią bródkę. - A zatem dlaczego przybyłaś na Wechaus i gdzie w tej chwili znajduje się klon Semarritte? Maggie nie była pewna, czy powinna zaufać Jaggetowi. W pierwszej chwili postanowiła powiedzieć mu nieprawdę