To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Jeronnan przełknął ślinę. - Jej matka pochodziła z wyższej sfery niż ja, lecz moje sukcesy w marynarce umożliwiły nam ślub. Urodziła się Terania, ale jej matce udało się tylko donosić ciążę - Zuchwała łza spłynęła z oka dużego mężczyzny, który szybko ją starł. -Przez ponad dziesięć lat nie wiedziałem jak żyć, rozdarty pomiędzy służbą a dzieckiem. W końcu, gdy stała się już panienką, złożyłem dymisję i zabrałem j ą przez morze do miejsca, które zapamiętałem jako bardzo piękne. Na szczęście, Terania nigdy nie narzekała, wydawało się, że nawet tu rozkwita. - W Gea Kuł? - Nie bądź tak zaskoczona. Dziesięć lat temu było znacznie ładniejszym, czystszym miejscem. Coś złego dotknęło je od tego czasu, tak jak dotknęło wszystkie inne miejsca, o których teraz słyszę. Kara starała się zachować neutralny wyraz twarzy. Jako jedna ze służek Rathmy wiedziała, że mroczne siły rozprzestrzeniały się po świecie. Rabunek grobu Bartuca tylko przyspieszył to zjawisko. Nekromantka obawiała się, że świat rychło straci delikatną równowagę i przypadnie w udziale władcom Piekieł. Te demony znów chodziły po świecie. Kapitan Jeronnan mówił, kiedy ona myślała o tym wszystkim i w efekcie nie usłyszała niektórych jego słów. Jednak coś zwróciło jej uwagę, gdyż nagle burknęła: -Co? Jego twarz stała się ponura, bardzo ponura. - Ano, tak się stało! Przez dwa lata byliśmy tu szczęśliwi. Pewnej nocy usłyszałem jej krzyk w pokoju, a żaden mężczyzna nie wszedłby tam nie przechodząc pierwej obok mnie! Wpadłem przez drzwi... i nie znalazłem najmniejszego po niej śladu. Okno było zamknięte, nawet w szafie sprawdziłem, ale jakoś znikła z pokoju! Jeronnan szukał córki wszędzie - kilku mieszkańców przyłączyło się do niego. Szukał jej trzy dni, które okazały się bezowocne... aż pewnej nocy, gdy próbował usnąć, usłyszał głos wołającej go córki. Mimo przebłysku nadziei, jako człowiek ostrożny zabrał ze sobą broń, którą otrzymał od admirała. Tak uzbrojony, karczmarz podążył w głuszę za wołaniem dziecka. Przez godzinę krążył wśród drzew i pagórków, rozglądając się, szukając... Wreszcie obok pogiętego drzewa zobaczył swoją Teranie. Dziewczyna o dziwnie bladej skórze - bledszej nawet niż skóra Kary - czekała na ojca z wyciągniętymi rękami. - Zawołała go jeszcze raz, a on, rzecz jasna, odpowiedział. Z mieczem w ręku podszedł do córki... Jej kły niemal rozdarły mu gardło. Kapitan Jeronnan przepłynął cały świat, widział wiele zadziwiających i niezwykłych rzeczy, w imię swoich panów walczył z piratami i złoczyńcami - ale żadne doświadczenie nie znaczyło dla niego więcej niż wychowanie jedynaczki. A teraz nic tak bardzo nie rozdarło mu duszy niż przebicie serca potwora, jakim się stała. - Broń wisi na dole - wymruczał na zakończenie – Ładnie wykonana, lecz zarazem praktyczna. Po chwili dodał, jakby po namyśle: - Gdyby nie była zdobiona srebrem lub czymś takim, nie siedziałbym tu teraz. - Co się z nią stało? - Kara słyszała już takie opowieści jednak różniły się znacznie między sobą. - Nigdy nie dowiedziałem się tego, ale na pewno stała się czymś przeklętym! Dopóki nie zniknęłaś, udało mi się to zepchnąć gdzieś w głąb umysłu. Obawiałem się, że wróciła po ciebie! - Łza spłynęła mu z oka - Wciąż słyszę jej krzyki... gdy zniknęła, jak i wtedy, kiedy ją ugodziłem. Koszmar Jeronnana nie polował na Karę, ale dwaj nieumarli rabusie grobów na pewno czekali. Ta myśl przypomniała jej o własnych sprawach. - Wybacz, kapitanie, że tak niegrzecznie przerwę opowieść o twojej ogromnej stracie, ale czy mógłbyś mi powiedzieć, czy jakiś statek odpłynął w czasie, kiedy mnie tu nie było? Pytanie Kary zaskoczyło zasmuconego mężczyznę, ale szybko się opanował. - Jedynym statkiem, który na razie odpłynął, był ten przeklęty „Ognisty Jastrząb"! Jestem zdziwiony, że jeszcze nie zatonął. Wypłynął tylko jeden statek. To pewnie ten, o który jej chodziło. - Dokąd płynął? - Do Lut Gholein. Zawsze pływa do Lut Gholein. Znała to miejsce. Zamożne królestwo położone na zachodnim wybrzeżu Bliźniaczych Mórz. Miejsce, gdzie handlowali kupcy z całego świata. Lut Gholein. Yizjerei i jego uśmiechnięty przyjaciel przebyli drogę z grobowca aż tutaj, poruszając się z szybkością, jaką mogły utrzymać tylko osoby nie odczuwające zmęczenia. Przybyli akurat do Gea Kuł, a jedynym powodem, aby tu przybyć był fakt, że stąd można było popłynąć do innych królestw. Ale po co? Powód mógł być tylko jeden