To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Zapraszałam go tydzień temu. Nie dość, że przyjechał z pośli- zgiem, to jeszcze nie pozwolił mi dojść do słowa, osądził po pozo- rach, wziął tyłek w troki i odjechał. Tak nie może być, panie Gapski. Uspokoiła się nieco, choć czuła przez skórę, że tym razem oboje nie poddadzą się łatwo. Z trudem wytrzymała do końca zmiany. Pensje kelnerek w „Hossie" są niskie. Zarabia się głównie na prowizjach od utargu, czyli im więcej goście zostawią pie- niędzy w restauracji, tym wyższa jest prowizja obsługującego kelnera. Pozostają jeszcze napiwki, te od klientów i te z dru- giej ręki, czyli uznaniowe od szefa. Jeżeli w dobrym lokalu kelner może zarobić dwie średnie krajowe, to tutaj połowę te- go lub mniej. Najbardziej uciążliwe są bankiety. Za kilka go- dzin stania z tacami w rękach zaplata wyłącznie w naturze. To, co pozostaje na stołach, należy do kelnerek... Z niechęcią odłożyła długopis. Sama już nie wiedziała, czy pensje są wysokie, czy niskie, i prawdę mówiąc, przestało ją to obchodzić. Widziała oczy Łukasza pełne gniewu i wszystko się w niej wywraca- ło z żalu. Dochodziła druga, telefon nie odpowiadał. Powinien być w domu, musiał być, bo jak nie w domu, to gdzie? I na pewno nie spał. Gryzł się ze swoją prawdą tak, jak ona ze swoją. Cholerne po- 123 zory. Pozory? Dobry tytuł. Lubił tytuły, to będzie miał. Od ręki, bez skreśleń napisała wiersz. Nie było to dzieło natchnionego geniuszu, jednak słowa płynęły z serca. Pozory Pozory są przeciw nam - przeciw tobie, przeciw mnie, osaczają pajęczą nitką zwątpienia. Wierzymy i nie wierzymy, zawieszeni w niepewności. Przerwijmy pajęczynę milczenia, a znikną. Rozmowa jest najważniejsza. Tylko jak rozmawiać, jeśli on nie pod- nosi słuchawki? Potrzebowała dwu, góra trzech dni, żeby oddać Le- mańskiemu reportaż i zamknąć przynajmniej tę jedną sprawę. Potem gotowa była jechać do Łukasza, tłumaczyć wszystko od początku. I znowu obudziła Malwinę. W poniedziałek z samego rana poje- chała na Żeglarską, żeby uzupełnić reportaż o zapiski z dnia po- przedniego i nadać e-mail. Spojrzała na zaspaną przyjaciółkę i po- czuła się jak ostatnia egoistka. Wcześniej jakoś nie pomyślała, że wizyta o wpół do ósmej rano może komuś przeszkadzać. Weszła za ziewająca Malwą do pokoju. - Li jeszcze nie w pracy? - spytała. - Gdzie ty widzisz Li? Ja widzę tylko rozbabrane łóżko. To nor- malny, codzienny widok. Zabiję ją kiedyś za ten bałagan. Sama zo- bacz: majtki na krześle, brudny kubek na podłodze, łóżko jak po lą- dowaniu odrzutowca... Co mnie obchodzi, że ona się nie wyrabia? Malwina marudziła pod nosem, jednak wzięła się do porządków w pokoju. Taka już była, że pozwalała Li włazić sobie na głowę i po- tulnie znosiła wady przyjaciółki. Czasem tylko pogadała, co niczego nie zmieniało. - Zawsze bałaganiła. - Zuzanna uśmiechnęła się lekceważąco. - Czasem umiała też błysnąć bezinteresownością. - Aha, zwłaszcza jak czegoś potrzebowała! Utop się z taką bezin- teresownością. O, popatrz! Torebkę zmieniła, ale całe barachło zo- stawiła na stole. Kto to trzyma stare paragony, stare bilety?! Z niezadowoloną miną przeglądała rozrzucone papierki. Przy jednym zastanowiła się głęboko. Zuzanna już tego nie widziała. Uru- 124 chomila komputer. Pod wierszem dopisała: „kocham cię", i wysłała pocztę. - Czy wierzysz w domyślność mężczyzn? - spytała, wstając od biurka. - Raczej w niedomyślność. Jakieś komplikacje? - Li nic nie mówiła? - Mówiła. Tylko nie umiała mi wytłumaczyć, skąd Łukasz, do ja- snej cholery, znał nasz adres? - Mógł zajrzeć do mojego notesu... może jakaś kartka, jakiś list... - Może - zgodziła się Malwina. Zuzanna nie miewała komplikacji sercowych. Tak się jakoś skła- dało. We wczesnym dzieciństwie była zdecydowana poślubić własne- go ojca. Wiadomo, że żaden ojciec nie da swojej ukochanej córeczce kosza. Kiedy trochę podrosła, najczęściej siadywała na płotach i drzewach razem z kumplami. To nie były okoliczności sprzyjające marzeniom. Poza tym, czy można wzdychać do kogoś, kto wdrapuje się na to samo drzewo? W podstawówce Zuzanna miała serdecznych kumpli, przyjaciół, kolegów, ale nie miała chłopaka. Ten sam scena- riusz powtórzył się w szkole średniej. Zlazła już co prawda z drzew, jednak nie zdążyła jeszcze wzbudzić w sobie zainteresowania płcią odmienną. Na niewinne komplementy kolegów reagowała dość ży- wiołowo :„Zgłupłeś, stary, odbiło ci czy co?". Po takiej odżywce onie- śmielony chłopak był wyleczony z komplementów i z Zuzanny. Nad- szedł czas studiów i nieco innego spojrzenia na mężczyzn. Zabrakło kumpli. Taka już jest uroda filologii polskiej, że bardziej przyciąga kobiety niż mężczyzn. Zielone oczy Zuzanny zaczęły uważnie przy- glądać się ludziom i wtedy pojawił się Łukasz, a z nim pierwsze uczu- cie. Łukasz nigdy nie dał Zuzannie powodów do strachu, że oszuka, odejdzie, zdradzi. Był z nią, był obok nawet wówczas, gdy siedział w Gdańsku, a ona w Toruniu. I nagle ten wierny Łukasz stanął dęba, obraził się, nie chciał rozmawiać. Pojawiły się komplikacje. W mieszkaniu pod nieobecność Zuzanny był najprawdopodobniej Grześ Bujała. Najprawdopodobniej, ponieważ zniknął jego neseser, nie przybył żaden brudny talerz, Cymbał miał się dobrze i wszystko zdawało się pozostawać na swoim miejscu, z wyjątkiem albumu ze zdjęciami. Zuzanna zostawiła album w salonie, teraz leżał na stole w jadalni. Może Grześ czekał na nią i coś musiał robić. Delikatnie 125 odchyliła grubą okładkę, oprawioną w skórę. Zdjęcia wklejane były chronologicznie. Na pierwszej stronie uśmiechała się maleńka, śliczna Weroniczka. Mogła mieć ze trzy lata, nie więcej. W albumie brakowa- ło nie tylko fotografii ślubnych Weroniki, nie było też zdjęć ojca, Zu- zanny ani domu w Kowalu. A przecież pani Iza sięgała po aparat przy każdej okazji i bez okazji. Weronika nigdy się nie wzbraniała przed pozowaniem. Co się z tymi zdjęciami stało? Próżno także szu- kała dziadków Poręckich i dworu w Lipiankach. Natrafiła natomiast na dom w Aleksandrowie. Niewielki, jasny dom z gankiem. Na gan- ku stał ojciec - a więc jednak zostało jego zdjęcie - i matka Weroniki z córką na rękach. Niesamowite, pomyślała. Ojciec miał inną żonę, inne życie, to gdzie ja wtedy byłam? Gdzie była mama? Mój świat za- czyna się w Kowalu od mamy i taty, a przecież wcześniej też coś było