To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Republikański statek minął jednostki wroga, nie zatrzymując się; a kiedy pancerniki rzuciły się w pogoń za nim, dywizjon myśliwców typu A powtórzył wypróbowany już wcześniej manewr ofensywny. Po raz kolejny, dzięki elementowi zaskoczenia, ich działania przyniosły nieproporcjonalnie duże efekty. Nim Imperium pchnęło do boju swoje myśliwce, „Orthavan” znajdował się już tak daleko, że pancerniki nie miały szans go doścignąć. I Imperium w pełni zdawało sobie z tego sprawę. Wedge usłyszał dobiegające z tyłu popiskiwanie robota astronawigacyjnego: przygotowując się do skoku w nadprzestrzeń, odległy krążownik przechwytujący wyłączył generatory tworzące studnię grawitacyjną i sztuczne pole grawitacyjne zaczęło znikać. Krążownik przechwytujący... Dopiero teraz Wedge zrozumiał, na czym tak naprawdę polegała jego rola. Mylił się - te niszczyciele gwiezdne klasy V wcale nie musiały się uciekać do jakichś tajemniczych metod koordynacyjnych, aby się wyłonić z nadprzestrzeni tak blisko krążownika gwiezdnego. Po prostu leciały zgodnie z podanym im przez krążownik przechwytujący wektorem i w momencie gdy docierały do krawędzi stożka pola grawitacyjnego były ściągane z nadprzestrzeni. To odkrycie wywołało grymas na twarzy Antillesa. Dawno temu wpajano mu, że przecenianie umiejętności wroga może być równie niebezpieczne co ich niedocenianie. Na przyszłość będzie musiał o tym pamiętać. - Blokujące możliwość skoku nadprzestrzennego pole grawitacyjne zostało wyłączone - rozległ się w słuchawkach głos Bela Iblisa. - Wszystkie jednostki: potwierdzić odbiór i przygotować się do odwrotu. - Tu Żelazny Dywizjon: potwierdzam przyjęcie rozkazu - oznajmił Antilles. Skierował maszynę na obrany już wcześniej kurs odwrotu i z bolesnym grymasem przyjrzał się temu, co pozostało z głównej grupy, która brała udział w bitwie. Nie było najmniejszych wątpliwości co do tego, że Republikanie przegrali, i to z kretesem. A legendarny geniusz taktyczny Bela Iblisa zdołał ich jedynie uchronić przed druzgocącą klęską. Porażka ta będzie zapewne kosztować Republikę utratę kolejnego układu. - Żelazny Dywizjon: ruszajcie! - Tak jest - westchnął Wedge. Pociągnął za dźwignię napędu nadprzestrzennego... A kiedy gwiazdy zamieniły się w świetlne smugi, przyszła mu do głowy pocieszająca myśl: niedocenianie Imperium - przynajmniej w najbliższej przyszłości - nie powinno stanowić dla niego problemu. ROZDZIAŁ 6 Świetlne smugi ponownie zamieniły się w gwiazdy i „Szalony Karrde” wyszedł z nadprzestrzeni. Dokładnie przed nim znajdowało się maleńkie białe słońce układu Chazwy, niezbyt wyróżniające się na jasnym tle otaczających je gwiazd. Nieco z boku widniała sama Chazwa - ciemna kula w cieniutkiej, jasnej otoczce. W ciemnościach kosmosu tu i ówdzie można było dostrzec światła odlatujących z planety i przylatujących na nią statków. Znakomitą większość stanowiły transportowce i krążowniki transportowe, dla których Chazwa była wygodnym punktem tranzytowym. Oprócz nich dało się też zauważyć kilka imperialnych statków wojennych. - No, to jesteśmy na miejscu - zagaił rozmowę siedzący w fotelu drugiego pilota Aves. - A tak nawiasem mówiąc, Karrde, to uważam ten pomysł za poroniony. - Być może - stwierdził szef przemytników. Obrał kurs wprost na planetę i sprawdził monitory kontrolne. Wszystko w porządku: reszcie grupy też udało się tu dotrzeć. - Ale jeśli imperialny szlak przerzutu klonów naprawdę wiedzie przez sektor Orus, to w garnizonie na Chazwie powinna się znajdować jakaś wzmianka na ten temat. A jeżeli ktoś przypadkiem nie zachował należytej ostrożności, to może jest tam również informacja o miejscu, z którego klony pochodzą. - Nie miałem na myśli szczegółów tej akcji - rzekł Aves. - Chodzi mi o to, że głupotą było w ogóle się w to wszystko pakować. To jest wojna Nowej Republiki, a nie nasza, niech więc Republikanie sami prowadzą poszukiwania. - Gdybym miał pewność, że sobie z tym poradzą, na pewno bym się w to nie mieszał - odparł Karrde. Wyjrzał przez prawy iluminator: w stronę „Szalonego Karrde’a” zbliżał się kolejny transportowiec. - Ale wcale nie jestem pewien, czy im się to uda. - Wciąż nie bardzo chce mi się wierzyć w podane przez Skywalkera liczby - burknął Aves. - Wydaje mi się, że gdyby naprawdę można było tak szybko hodować klony, to dawni mistrzowie klonowania na pewno by z tego skorzystali. - Możliwe, że to zrobili - zauważył Karrde. - O ile mi wiadomo, nie zachowały się z tego okresu żadne informacje na temat technik klonowania. Wszystkie zapiski, które widziałem, dotyczą o wiele wcześniejszych eksperymentów, jeszcze sprzed wojny. - No tak... - Aves pokręcił głową. - Ale i tak wolałbym nie mieć z tym do czynienia. - Może się okazać, że nie mamy w tej kwestii wielkiego wyboru. - Karrde wskazał ręką zbliżający się do nich transportowiec. - Chyba ktoś chce nam złożyć wizytę. Możesz mi podać jego numer identyfikacyjny? - Jasne. - Aves obrzucił transportowiec szybkim spojrzeniem, po czym odwrócił się do swoich przyrządów. - Nie mam tu o nim żadnej wzmianki. Chwileczkę... Tak, zmienili swój kod identyfikacyjny. To wygląda na prosty zabieg nakładkowy