To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Nie mam po co wracać do Yiscos. Idę prosto do głów nej szosy i łapię jakiś samochód. Nasze drogi się tu taj rozchodzą. - Może pani iść. Ale właśnie teraz mieszkańcy decydują o wyborze ofiary. - Być może. Będą tak dyskutować do czasu, aż minie termin. Przez następne lata będą kłócić się o to, kto powinien był umrzeć. Są niezdecydowani, gdy trzeba działać, za to, gdy chodzi o obwinianie innych... o, wtedy są nieubłagani. Znam to miasto. Jeśli pan tam nie wróci, nawet nie zechcą ze mną rozmawiać, powiedzą, że wszystko było wytworem mojej chorej wyobraźni. - - Yiscos jest taką samą miejscowością jak każda inna na świecie i to, co się tu dzieje, zdarza się wszę dzie tam, gdzie ludzie żyją razem: w małych i du żych miastach, osadach, a nawet w klasztorach. Ale pani tego nie rozumie, tak samo jak nie rozumie pa ni, że tym razem los pracuje na moją korzyść, bo wybrałem do pomocy idealną osobę. Kobietę pra cowitą i uczciwą, przepełnioną tak jak ja chęcią ze msty. Od momentu, w którym nie możemy zoba czyć wroga - bo jeśli zgłębimy do końca całą tę hi storię, to okaże się, że prawdziwym wrogiem jest Bóg, który zesłał na nas te nieszczęścia - przenosi my nasze frustracje na wszystko, co nas otacza. Te go głodu zemsty nigdy nie da się zaspokoić. - Proszę mi oszczędzić swych mętnych wywo dów - żachnęła się Chantal zirytowana, że ten czło wiek, którego nienawidziła najbardziej na świecie, przejrzał na wylot jej duszę. - Niech pan zabiera swoje złoto, ja swoje i chodźmy stąd! - Istotnie, zdałem sobie sprawę, że wczoraj, pro ponując wam to, co napełnia mnie najwyższą odra zą - morderstwo z zimną krwią, bo tak zginęła mo ja żona i córki - w rzeczywistości chciałem ocalić siebie. Pamięta pani słowa tego filozofa, którego za cytowałem podczas naszej drugiej rozmowy? Tego, który mówił, że piekłem dla Boga jest jego miłość do ludzi, bo ludzkie czyny bolą Go w każdym ułamku sekundy Jego wiecznego życia? Ten sam filozof po wiedział też: "Człowiek potrzebuje tego, co w nim najgorsze, by dosięgnąć tego, co w nim najlepsze". - Nie rozumiem. - Wcześniej myślałem jedynie o zemście. Tak jak mieszkańcy tego miasteczka tylko marzyłem, 126 dniem i nocą obmyślałem fantastyczne plany, i nie robiłem nic. Przez jakiś czas śledziłem losy ludzi, którzy stracili najbliższych w podobnych okolicznościach, ale zareagowali całkiem inaczej. Tworzyli grupy wsparcia dla ofiar, jednoczyli się, by wspólnie wyciągnąć na światło dzienne wszelkie przejawy niesprawiedliwości, organizowali wiece, by udowodnić, że bólu po stracie nigdy nie da się uśmierzyć żadnym odwetem. I ja próbowałem doszukać się dobra, jakie mogłoby wyniknąć z mojego nieszczęścia. Niestety, nie udało mi się. Jednak zdobyłem się na odwagę i rzuciłem wyzwanie innym, doszedłem na skraj przepaści i teraz odkryłem w głębi duszy jakieś światło. - Proszę mówić dalej - odezwała się Chantal, bo i ona zaczynała widzieć jakiś blady promyczek nadziei. - Nie twierdzę, że cała ludzkość jest zepsuta. Chcę jedynie udowodnić, że nieświadomie wywo łałem to, co mi się przydarzyło - bo jestem człowie kiem złym, zepsutym do szpiku kości i zasłużyłem na karę, jaką wymierzyło mi życie. - Chce pan udowodnić, że Bóg jest sprawiedliwy. Nieznajomy zamyślił się na chwilę. - Być może. - Ja nie wiem, czy Bóg jest sprawiedliwy czy nie. W każdym razie nie traktował mnie łaskawie, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Poczucie bezsilno ści zniszczyło mi duszę. Nie udaje mi się być tak dobrą, jak bym chciała, ani tak złą, jak moim zda niem być powinnam. Jeszcze przed chwilą myśla łam, że Bóg wybrał sobie mnie, by się zemścić za 127 128 wszystkie przykrości, jakie ludzie mu sprawiają. Pan ma te same wątpliwości, bo pańska dobroć nie została wynagrodzona. Chantal była zaskoczona własnymi słowami. Demon nieznajomego zauważył, że anioł dziewczyny zaczął świecić silniej i sprawy zaczynały przybierać inny obrót. "Zrób coś" - ponaglał drugiego demona. "Cały czas się staram, ale bitwa jest trudna". - Pani problemem nie jest boska sprawiedliwość - odezwał się nieznajomy - ale to, że zawsze wolała pani być ofiarą okoliczności. Spotkałem wielu takich ludzi. - Jak choćby pan? - Nie. Ja zbuntowałem się przeciw temu, co mnie spotkało, i mało mnie obchodzi, czy komuś się moje postępowanie podoba, czy nie. Pani nato miast, uwierzyła w swoją rolę biednej, opuszczonej sieroty, która za wszelką cenę pragnie być kocha na. A ponieważ tak się nie dzieje, pani potrzeba miłości zamieniła się w głuchą żądzę zemsty. W głębi duszy chciałaby pani być taka jak inni mieszkańcy Yiscos, bo w gruncie rzeczy wszyscy chcemy być podobni do innych. Ale los przypisał pani inną historię. Chantal zaprzeczyła ruchem głowy. "Zrób coś - szepnął demon dziewczyny do swego towarzysza. - Chociaż ona mówi nie, to jej dusza wie, o co chodzi i mówi tak". Demon nieznajomego poczuł się upokorzony, bo nie był wystarczająco silny, by nakazać mężczyźnie milczenie. "Słowa do niczego nie prowadzą - odpowie- dział. - Pozwólmy im mówić, bo i tak życie sprawi, że postąpią inaczej". - Przepraszam, że pani przerwałem - odezwał się nieznajomy. - Proszę mówić dalej o boskiej sprawiedliwości. Zadowolona, że nie musi już słuchać tego, co wyraźnie sprawiało jej przykrość, powiedziała: - Nie wiem, czy uda mi się to wytłumaczyć, ale pan pewnie zauważył, że mieszkańcy Yiscos nie są szczególnie pobożni, chociaż mamy tu kościół, jak we wszystkich okolicznych osadach. Może dzieje się tak dlatego, że Ahab, choć nawrócony przez świętego Sawina, nie ufał do końca księżom. Jako że pierwsi osadnicy byli w większości hultajami spod ciemnej gwiazdy, obawiał się, że księża swymi pogróżkami o wiecznych mękach na nowo sprowadzą ich na złą drogę. Ludzie, którzy nie mają nic do stracenia, nie myślą wcale o życiu wiecznym. Gdy tylko zjawił się pierwszy proboszcz, Ahab zdał sobie sprawę z zagrożenia. Żeby temu zapobiec, wprowadził święto, które poznał u Żydów - dzień przebaczenia