To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Ja chcę, ja chcę, ja chcę. Dlacze- go? Dlaczego? Dlaczego? Nad nim, wysoko nad nim, rozległ się łagodny głos. — Ujrzysz, kiedy zamkniesz oczy. Usłyszysz, kiedy ogłuch- niesz. Zrozumiesz, kiedy nie będziesz pojmował. Czerp nadzieję z tego: cztery nigdy nie będą jednym, ale z czasem jeden może stać się czterema. Podali mu jasną, świecącą bombkę. Aby ją chwycić, puścił rąbek sukni... Helmos zacisnął w dłoni Kamień Władzy. — Jestem sam. Mówicie zagadkami. Nic was nie obchodzę. Pewnie nigdy was nie obchodziłem. Gdybyście pobłogosławili mnie dziećmi, wziąłbym je na ręce i odpowiedział na każde ich pytanie, co do jednego. Pieściłbym je i kochał, nawet gdybym był ojcem tysiąca dzieci! — Kochamy cię — powiedział łagodny głos — a nasze dzieci są tak liczne jak gwiazdy. Spod jego mocno zaciśniętych powiek spłynęły łzy, gorzkie łzy, które zapiekły go w gardle i zostawiły w ustach smak żółci. Po dłuższej chwili uświadomił sobie, że słyszy pukanie do drzwi. Pu- kanie, które musiało trwać już od jakiegoś czasu, gdyż zdawało mu się, że słyszał je przez sen. Obudził się nagle, zaalarmowany. Musi to być coś niezwykle pilnego, skoro ktoś ośmiela się prze- szkadzać mu w Potralu Bogów. Wstał sztywno, podszedł do nie- wielkich drzwi, odryglował je i otworzył. Na zewnątrz stał Najwyższy Mag, jedyny, który śmiał zakłócać modlitwy króla. Jedno spojrzenie na bladą, mizerną twarz maga i Helmos wiedział, że jego modlitwy pozostały bez odpowiedzi. — Proszę mi wybaczyć, Wasza Królewska Mość... — Tak, o co chodzi, Najwyższy Magu? — zapytał Helmos, rozpaczliwie spokojny. — Rzeka... Rzeka znikła! — Siwe włosy maga zjeżyły się z przerażenia. — Znikła? — powtórzył Helmos, nie rozumiejąc. — Mów roz- sądnie! Jak to „znikła"? — Właśnie tak! — powiedział Helmos, oblizując suche war- gi. — Jakiś straszny czar, bez wątpienia czar Próżni, wyssał rze- kę. Osuszył ją! Wszędzie wybuchają pożary. Te wieże oblężnicze, z których się śmialiśmy... — Załamał ręce. — Teraz nikt się nie śmieje. Pompy wyrzucają jakąś diabelską substancję — czarny ogień. Spada na nas jak galareta i momentalnie staje w płomie- niach! Ludzie zamieniają się w żywe pochodnie, w całym mieście płoną domy, a nie mamy wody, by ugasić pożary. Helmos nie pojmował. Jego umysł potykał się na słowach Naj- wyższego Maga, chwytał się ich rozpaczliwie, pytając: „Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?" — Jest jeszcze coś gorszego, Wasza Królewska Mość. W miej- scu rzeki Hammerclaw płynie ciemna rzeka. Pustym korytem ma- szeruje ogromna armia prowadzona przez twojego brata, księcia Dagnarusa. Nic go nie może powstrzymać przed wejściem do Vin- nengael. — Reinholt wziął głęboki wdech, usiłował odzyskać spo- kój. — Wasza Królewska Mość, musisz zabrać Kamień Władzy i uciekać z miasta, dopóki jest czas. Nieważnie, że Vinnengael pad- nie. Jeśli Kamień Władzy ujdzie, miasto tak naprawdę nie padnie. — Nie wyjadę. — Wasza Królewska Mość... — Kamień Władzy to nasza jedyna nadzieja na ocalenie. Je- śli nie dla nas, to dla tych, którzy przyjdą po nas. Musi pozostać w Portalu Bogów. Helmos zacisnął dłoń na kamieniu, aż ostre krawędzie przecięły mu ciało. Poczuł pieczenie i krew, ciepłą i lepką. Pilnował się, aby nie otworzyć dłoni, by Najwyższy Mag tego nie dostrzegł. I nagle Helmos pomyślał o swojej żonie, o Annie, uwięzionej w pałacu, i o oddziałach Dagnarusa wdzierających się do pałacu... — Królowa! — rzekł ze struchlałym sercem. — Muszę do niej iść. — Proszę się uspokoić, Wasza Królewska Mość — powiedział Najwyższy Mag. — Już wysłałem jej do ochrony magów wojen- nych. Jeśli wolno mi powiedzieć, bezpieczniejsza jest z dala od cie- bie niż w twojej obecności. Dagnarus walczy z tobą, Helmosie. Jeszcze raz nakłaniam cię, abyś uciekł w bezpieczne miejsce razem z Kamieniem Władzy. Nie tylko ze względu na siebie, ale na nas wszystkich! — I został napiętnowany jako tchórz. — Helmosa ogarnęła złość. — Król, który uciekłby ze swojego królestwa na pierwszą oznaką kłopotów! Mój lud straciłby dla mnie wszelki szacunek. Nasi sprzymierzeńcy byliby radzi naszej słabości i weszliby, aby urwać dla siebie coś z resztek, kiedy już mój brat pokroi nas na kawałki. Gdybym kiedykolwiek zdołał wrócić i chciał objąć tron, jak mógłbym oczekiwać, że najnędzniejszy żebrak na ulicy okaże mi szacunek? Nie, Najwyższy Magu — zakończył stanowczo. — To, o co prosisz, jest niemożliwe. Najwyższy Mag westchnął głęboko. — Rozumiem, Wasza Królewska Mość. To, co mówisz, jest prawdą. To straszliwy dylemat i ty jeden możesz go rozwiązać. Oczywiście poprzemy cię w twojej decyzji. — Zrobię to, czego pragnąłby ode mnie ojciec — powiedział prosto Helmos. — Pozostanę tu, w Portalu Bogów, gdzie on otrzy- mał Kamień Władzy. Pozostanę tutaj, pokładając wiarę w bogach. — Oby bogowie wysłuchali twoich modlitw, Wasza Królewska Mość — odrzekł Najwyższy Mag, a wychodząc, cicho i delikatnie zamknął za sobą drzwi. Helmos usiadł na łóżku. Otarł krew z ręki o poduszkę, która była mokra od łez