To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Z chęcią zostanę - zgodzi! się bez namysłu hra bia i kątem oka spojrzał na Grace. Już na statku wyczuła zainteresowanie z jego stro ny. Widziała je też teraz w jego oczach. Zastanawia ła się, czy dalej by tak na nią patrzył, gdyby wiedział, że nosi w sobie dziecko innego mężczyzny. Ciotka Matylda ulokowała hrabiego w jednym z pokoi gościnnych, a po kolacji Grace zaprowadziła gościa na taras nad ogrodem, ze stojącego tam kufra wyciągnęła mały przenośny teleskop i zgodnie z da ną kiedyś obietnicą pokazała go hrabiemu. Było to wspaniałe urządzenie - teleskop Herschela. Dostała go od matki na szesnaste urodziny, choć kupiony zo stał zapewne za pieniądze ojca. - Proszę spojrzeć tam! Widać Herkulesa i Smoka. - Spojrzała po raz ostatni w okular i ustąpiła miejsca hrabiemu, żeby też mógł zobaczyć. - Według Gre ków Herkules miał za zadanie zdobyć kilka złotych jabłek - powiedziała. - Aby to zrobić, musiał zabić strzegącego je smoka. W nagrodę za stawienie czoła tak strasznemu niebezpieczeństwu Zeus umieścił obraz Herkulesa i smoka pośród gwiazd. Lord Tully uśmiechnął się. - Obawiam się, że nie znam się aż tak na mitolo gii greckiej. Może powinienem trochę o tym poczy tać, żebyśmy mieli o czym rozmawiać po pani powro cie do Londynu. Grace spuściła wzrok, zadowolona z ciemności pa nującej na tarasie. Nie wiedziała, dokąd uda się w ciągu najbliższych kilku miesięcy, jednak prawdo podobieństwo, że będzie to Londyn, było znikome. - Byłoby wspaniale - zdobyła się na odpowiedź. Choć na północy maj wciąż był chłodny, ciotka Matylda zostawiła zasłony rozsunięte, a drzwi na ta ras lekko uchylone. Dla zachowania podstawowych zasad przyzwoitości usiadła w fotelu przed komin kiem i zajęła się haftem. W ten sposób miała mło dych cały czas na oku. Zważywszy na okoliczności, w jakich znalazła się Grace, obawa ciotki o jej reputację była wręcz śmieszna. Oglądali gwiazdy jeszcze przez chwilę, jednak Grace wydawało się nie w porządku przetrzymywa174 nie ciotki do tak późnej godziny, więc hrabia pomógł jej złożyć teleskop i wniósł go do domu. - Dziękuję za przemiły wieczór. Grace. Mam na dzieję, że nie masz mi za złe, że tak się do ciebie zwracam? Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, jak byśmy się znali całe wieki. - Ja również świetnie się bawiłam, Wasza Lordowska Mość. - Proszę... chciałbym, żebyś mówiła do mnie Mar tin. Przynajmniej gdy jesteśmy sami. Grace przygryzła wargę. Z jakiegoś niepojętego powodu hrabia domagał się od niej zażyłości, która po prostu nie miała racji bytu. - Proszę mi wybaczyć, Wasza Lordowska Mość. Mam nadzieję, że nie weźmie pan tego do siebie, ale obecnie nie jestem pewna moich planów na przy szłość. Nie chciałabym dawać panu żadnego powodu do myślenia, że... że... - Rozumiem, że moje zainteresowanie może się wydać nagłe, ale sporo o tobie myślałem, odkąd wi dzieliśmy się po raz ostatni. Miałem nadzieję na wznowienie naszej obiecującej znajomości. - Bardzo mi pan pochlebia, ale, jak już powiedzia łam, nie jestem jeszcze pewna moich planów na przyszłość. Hrabia wziął ją za rękę. - Kiedy planujesz powrócić do Londynu? - Jeszcze nie wiem... - Cóż, może gdy już się tam zjawisz, wznowimy na szą rozmowę. Łatwiej było po prostu się zgodzić. Grace automa tycznie skinęła głową. - Oczywiście. Weszli do domu i udali się do swoich pokojów na spoczynek. Mając nadzieję, że uniknie kolejnego spotkania z hrabią, następnego ranka Grace pozostała w łóżku do późna. Szalenie głodna, jak zwykle ostatnimi cza sy, wstała, wdziała morelową muślinową suknię okrytą jasnozieloną jedwabną tuniką i wyszła z sy pialni. Próbowała nie zastanawiać się, jak długo jesz cze będzie mogła bez problemu nosić ten strój i co zrobi, kiedy jej coraz większe krągłości staną się wi doczne. Jak podejrzewała, w domu panowała cisza, a lord Tully już wyjechał. Jednak nagle rozległo się pukanie do drzwi i Parker popędził do holu, by je otworzyć. Ciotka Matylda podążyła za nim. - Ciekawe, kto to może być. Jeszcze trochę za wcześnie na wizyty, a Elwira powiedziała, że wpadnie dopiero w porze lunchu. Parker otworzył drzwi, a Grace zastygła w bezru chu z jedną nogą na najniższym stopniu schodów. Choć minęły prawie trzy miesiące, a on ubrany był w modny strój dżentelmena - granatowy surdut, ob cisłe szare bryczesy i śnieżnobiały halsztuk - Grace nie zapomniała tych przerażająco niebieskich oczu i pięknej twarzy łotra, który ją odtrącił