To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- No właśnie. - Jared ucieszył się, że pragmatyczny i inteligentny Felix dostrzegł pewną logikę w tym szalonym planie. Miał świadomość, że w obecnym stanie nie może w pełni zaufać trzeźwości własnych sądów. - Nic nam w tej sytuacji nie grozi - dokończył. - A co miałoby nam grozić? - zapytał zaskoczony Felix. - No... komplikacje. - Jakie komplikacje? - Wynikające z tego, że ktoś może mnie rozpoznać 120 PODSTĘP odparł Jared. - Zawsze istnieje groźba zdemaskowania mnie w tej sytuacji, a to pociągnęłoby za sobą pewne kon sekwencje, na które jest jeszcze zbyt wcześnie. Wyglądało na to, że Felix znów nic nie rozumie. - Zbyt wcześnie, milordzie? - zapytał niepewnie. - Tak. Pójście za głosem syreny kryje w sobie ryzyko, zwłaszcza dla ludzi nie mających większego doświadczenia w kontaktach z tego rodzaju istotami, nie chcę więc, żeby o moich planach zaczęto mówić, zanim zostaną odpowie dnio dopracowane. Felix westchnął ciężko. - Gdybym cię nie znał tak dobrze, sir, to musiałbym stwierdzić, że stajesz się tak samo ekscentryczny jak reszta twojej rodziny. Jared roześmiał się i poklepał go po ramieniu. - Interesujące spostrzeżenie. - I prawdziwe. Nie obraź się, milordzie... - Nie przejmuj się, przyjacielu. Nigdy się nie obrażam słysząc prawdę. Nikt zresztą nie może zaprzeczyć, że jeśli chodzi o wydawanie na świat oryginałów, moja rodzina ma nieźle ugruntowaną reputację. - O tak! - Felix zamyślił się, a potem powiedział z waha niem: - Wydaje mi się, że powinienem poinformować cię o jeszcze jednej sprawie. - Cóż to takiego? - Demetria Seaton jest w Londynie. Jak wiesz, nazywa się teraz lady Beaumont. - Tak, wiem - odparł niechętnie Jared. - Słyszałem, że lord Beaumont wybrał się do Londynu w poszukiwaniu skutecznego leku na swą drobną, ale raczej uporczywą dolegliwość. - Domyślam się, że problem polega na braku potomka i spadkobiercy, prawda? - Zawsze mnie zdumiewa, jak dobrze jesteś poinformo wany, mimo że rzadko bywasz w Londynie. Tym razem też masz rację. Podobno Beaumont nie jest w stanie skonsu mować swego ostatniego małżeństwa. - Naprawdę? - wyraził zdziwienie Jared, a potem pomy ślał, że Demetria nie jest zapewne zbyt zmartwiona tym faktem. - Widocznie nawet obecność w łóżku pięknej lady Beau121 AMANDA QUICK mont nie jest wystarczającym lekarstwem na jego impoten cję - mruknął Felix. - To przykre. Podejrzewam jednak, że lady Beaumont nie bardzo cierpi z tego powodu - zauważył Jared. - I rym razem masz rację. - Felix przez chwilę śledził lot latawca szybującego nad ich głowami, a potem dodał: Jeśli Beaumont nie wywiąże się ze swych małżeńskich obowiązków i nie spłodzi potomka, cały majątek odziedzi czy po nim lady Beaumont. - Z całą pewnością - potwierdził Jared. Nie ulega wątpliwości, pomyślał, że znaczna część tej fortuny znajdzie się w rękach jej braciszka Gifforda. Mając nieograniczony dostęp do pieniędzy ten młodzieniec stanie się jeszcze bardziej nieznośny. Gifford był jedynym krewnym Demetrii i stałym przed miotem jej troski. Zdaniem Jareda, nadopiekuńczy stosu nek do młodszego brata powodował, że młodzieniec ten stał się pewny siebie, arogancki i porywczy. Jared skrzywił się na wspomnienie pewnego wieczoru przed trzema laty, kiedy Gifford wyzwał go na pojedynek. Nastąpiło to w niespełna godzinę po tym, jak zerwał zarę czyny z Demetrią. Gifford szalał z wściekłości. Stwierdził, że Chillhurst upokorzył siostrę, i żądał satysfakcji. Jared oczywiście odmówił. Był w końcu mężczyzną dzia łającym rozważnie i zgodnie z logiką, a więc tak właśnie musiał zareagować. Nie widział najmniejszego powodu, by ryzykować życie swoje lub Gifforda w pojedynku, który nie rozwiązywał niczego. Odmowa stanięcia do proponowanej walki na pistolety jeszcze bardziej rozwścieczyła młodzieńca. Od tej pory Gifford przy każdej okazji oskarżał Jareda o tchórzostwo. - Beaumont ma prawie siedemdziesiąt lat - powiedział Felix - więc lady może w każdej chwili stać się bogatą kobietą. - Zwłaszcza jeśli jej małżonek zdecyduje poddać się ryzykownej kuracji. - Ciekawe, czy w ogóle znajdzie lekarstwo na swoje dolegliwości. - Felix uśmiechnął się ironicznie. - Życzę mu jak najlepiej - powiedział Jared. - Czyżby? - Felix spojrzał na Jareda ze źle skrywanym 122 PODSTĘP zaskoczeniem. - Nie zdziwiłbym się, gdyby zaintereso wał cię fakt, że lady Beaumont może znów być kobietą wolną. Jared wzruszył ramionami. - To, czy jest wolna czy nie, przestało mieć dla mnie znaczenie. - Tak? Wygląda podobno piękniej niż kiedykolwiek, a plotki o jej romansie dawno już wygasły. - Nic dziwnego. Minęły już trzy lata. Na temat romansu Demetrii nigdy nie rozmawiał z Felixem. Prawdę mówiąc nie rozmawiał o tym z nikim. Wiedział, że nagłe zerwanie zaręczyn dało powód do licznych komentarzy i spekulacji, ale Jared nigdy nie inte resował się plotkami. - Jeśli nawet Demetria wplątała się w jakiś romans, to wszystko odbyło się wyjątkowo dyskretnie. - To oczywiste. Musiała tak postępować - stwierdził chłod no Jared. - Beaumont nie tolerowałby romansu swojej żony w sytuacji, kiedy sam nie jest w stanie spłodzić potomka. - Masz rację - zgodził się Felix. Zamilkł, a po chwili powiedział: - Porozmawiajmy teraz o innych sprawach. - Domyślam się, że nie wykryłeś nic nowego. - To prawda. Nie zdobyłem żadnych istotnych informa cji. - Felix potrząsnął głową. - Te pieniądze musiał zagar nąć kapitan statku. Tylko on mógł to zrobić. - Wolałbym mieć w ręku dowody, zanim go zwolnię. Felix wzruszył ramionami. - Rozumiem cię, sir, ale w takich sprawach zdobycie dowodów jest prawie niemożliwe. Wykazać tego rodzaju oszustwo jest bardzo trudno. - Na to wygląda. - Jared przez chwilę obserwował szy bujący latawiec i słuchał okrzyków chłopców. - Poczekajmy jeszcze trochę - powiedział wreszcie. - Jeszcze nie jestem gotów do podjęcia akcji przeciwko kapitanowi. - Jak sobie życzysz, sir. - Do diabła! - powiedział ze złością Jared. - Jak ja nie lubię, kiedy ktoś mnie oszukuje. Nie znoszę, gdy próbuje się robić ze mnie głupca. Zapadło milczenie. Obaj mężczyźni obserwowali bawią cych się latawcem chłopców