To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
W czasie pierwszego kontaktu z Rosjaninem, którego wykrył mój radar pokładowy, miałem tak wielką przewagę prędkości, że niemal w niego wleciałem i musiałem nurkować pod niego, żeby się nie zderzyć. W rezultacie straciliśmy z nim kontakt, zarówno wizualny, jak i radarowy. Po tym incydencie, kiedy zobaczyliśmy coś na radarze, zawsze podchodziliśmy o wiele wolniej. W tym okresie dywizjon doprowadzono do pełnego stanu etatowego, wynoszącego czterdzieści cztery Ju 88. Jednak amerykańskie ataki na niemieckie zakłady produkcji paliw zaczęły odnosić skutek i dostawy paliwa coraz bardziej się zmniejszały. Tak więc, w miarę upływu czasu, do lotów bojowych kierowano coraz mniej samolotów, dopóki nie nadeszły nowe dostawy. Kiedy znajdowaliśmy się w Prusach Wschodnich, czuliśmy, że mamy znaczną przewagę, zwłaszcza nad Rosjanami, ale gdy lataliśmy w obronie Rzeszy, wyraźnie widzieliśmy, że to Brytyjczycy mają przewagę. Działając z Jesau na południe od Królewca, Werner Hoffmann zgłosił strącenie czterech rosyjskich bombowców. Wszystkie padły jego łupem w grudniu 1944 roku nad łotewskim miastem Libawa i w jego okolicach. Ostatnie zwycięstwo na Froncie Wschodnim odniósł Werner 6 stycznia 1945 roku, kiedy zgłosił zestrzelenie Halifaxa nad Zatoką Gdańską. Było to jego czterdzieste piąte zwycięstwo. W rzeczywistości, samolot ten musiał być najpewniej jednym z czterdziestu dziewięciu Lancasterów, wysłanych z zadaniem postawienia min przed bałtyckimi portami. Dwa z nich nie powróciły. 12 stycznia 1945 roku, po rozpoczęciu sowieckiej ofensywy, major Hoffinann musiał przerwać nocne działania i zaczął występować w roli szturmowca przeciwko nacierającej Armii Czerwonej. 25 stycznia I/NJG 5, który wciąż wykonywał ataki z lotu koszącego na posuwające się do przodu rosyjskie oddziały, przeniesiono z powrotem w głąb Niemiec, gdzie działał z lotnisk w Parchim i Erfurt-Bindersleben. Dla wszystkich stało się już boleśnie oczywiste, że wojna nieubłaganie zbliża się do końca. Niemieckie nocne myśliwce dawno już zostały wyrzucone z lotnisk w Belgii, Holandii i Francji, a nocne niebo nad Niemcami pełne było „intruderów” dalekiego zasięgu, takich jak Mosquito, które wywoływały przerażenie i nerwowość niemieckich załóg. Na domiar złego musiały one godzić się z faktem, że ich aparaturę radiową i radarową, zarówno naziemną, jak i pokładową, zagłuszano do tego stopnia, że nie zawsze było możliwe wykrycie czy zlokalizowanie bombowca wroga. W nocy z 13 na 14 lutego, w czasie niesławnego nalotu na Drezno, Werner Hoffmann wystartował z lotniska Parchim i podążył nad atakowane miasto. To, co zobaczył po przybyciu na miejsce, głęboko nim wstrząsnęło. Jaskrawe plamy wybuchających bomb, połączone z szalejącymi pod nim pożarami, rozświetlały niebo tak, że było jasno jak w dzień. Pomiędzy błyskami widział bombowce przelatujące nad Dreznem i zrzucające na miasto swój śmiercionośny ładunek. Bez względu jednak na to, jak się starał, ku swemu ogromnemu rozczarowaniu nie był w stanie umieścić w celowniku żadnego z nich. Nie był zapewne jedynym nocnym myśliwcem, przeżywającym taką frustrację, ponieważ tej nocy zestrzelono zaledwie 6 Lancasterów z niemal 800 biorących udział w nalocie. Następnego dnia Werner powetował sobie niepowodzenie, zestrzeliwując dwa bombowce. Jednym był Lancaster uczestniczący w nalocie na Chemnitz, drugiego zaś zgłosił jako Boeinga. Jak już wyjaśniono, zamieszanie panujące w ostatnim okresie wojny bardzo utrudniało niemieckim załogom precyzyjną lokalizację dokonanych przez siebie zestrzeleń i dlatego w jego Leistungsbuch (Książka osiągnięć) nie ma podanego miejsca, w którym odbyła się walka z Boeingiem. Ponieważ jedyne B-17, które działały tej nocy, zajmowały się zrzucaniem ulotek nad Hanowerem, najprawdopodobniej również i w tym wypadku miała miejsce niewłaściwa identyfikacja czterosilnikowego samolotu. Jego ostatni udany lot bojowy w czasie wojny miał miejsce nieco ponad miesiąc później, w nocy 16 marca, kiedy Dowództwo Lotnictwa Bombowego RAF-u wysłało 277 Lancasterów na Norymbergę. Był to ostatni wielki nalot na to miasto i miał znaczenie z dwóch innych powodów. Po pierwsze, stanowił ostatnie duże zwycięstwo odniesione przez Nachtjagd, po drugie zaś był to ostatni przypadek, kiedy niemieckie nocne myśliwce zestrzeliły ponad dziesięć bombowców w czasie jednej nocy. Ponieważ wcześnie przeprowadzono infiltrację wyprawy bombowej w drodze nad cel, to gdy nalot dobiegł końca, na ziemi leżały płonące i poskręcane szczątki 24 Lancasterów. Było to szczególną zasługą Wernera Hoffmanna, który strącił 3 potężne czterosilnikowe bombowce w czasie zaledwie dwunastu minut, podnosząc w ten sposób liczbę swoich zwycięstw do pięćdziesięciu. Jednak dla młodego niemieckiego pilota ta noc jeszcze się nie skończyła. Hoffmann relacjonuje: Wkrótce po nalocie RAF-u na Norymbergę jedna z moich załóg została zestrzelona w czasie ataku na Halle i Lipsk, na wysokości 400-500 metrów. Gdy wracaliśmy znad Norymbergi do Erfurtu, obawiałem się, że może się to stać również z nami i dlatego pozostałem na 700 me- trach. W okolicy Bambergu (na północ od Norymbergi) sznurek perełek pocisków świetlnych trafił w moje prawe skrzydło i nagle Ju 88 zaczął spadać. Rozkazałem załodze skakać przez dolny luk, który zdążyliśmy już odrzucić i opuściłem samolot jako ostatni. Nie wiedziałem, ile czasu minęło od chwili trafienia do skoku, więc nie odczekałem regulaminowych trzech sekund, ale otworzyłem spadochron po półtorej sekundy. W rezultacie, kiedy się otwierał, z kopuły wyrwało około 3 metrów kwadratowych jedwabiu i zleciały mi buty