To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Chciał jej to powiedzieć, ale bałsię, że posądzi go, iż zmyśla. Więc tylko mocniej ją przytulił. - Nie jesteś atrakcyjna, tak? - Co takiego? - Mówiłaś, że nie jesteś szczególnie atrakcyjna. Podejrzewam, że nie chciałaś się przechwalać. Abby wtuliła twarz w jego ramię i poczuła swój własny zapach. Co za niesamowite, cudowne uczucie. . . - Nigdy nie byłam specjalnie dobra... no, wiesz, w sprawach technicznych. - Technicznych? - Nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. - Nie rozumiem. - No... w seksie - dokończyła, bo była przecież dorosłą kobietą. - To nie był seks, Abby - stwierdził z przekonaniem, przetaczając się na nią. - Myśmy się kochali. - To kwestia semantyki. - Akurat. Nie, nie zamykaj się przede mną. Chwycił ją mocno za ramiona. - Nie jestem Chuckiem. Popatrz na mnie, naprawdę popatrz. Uspokoiła się i zrobiła, o co prosił. - Patrzę. Wiem. - Czego chcesz, Abby? Ocen? - Nie. - Choć dorosła, zarumieniła się jak dziecko. - - Oczywiście, że nie. Tylko... - Zastanawiasz się, jak mi było. Czy robiłaś to, co należy i jak należy. - Dylan usiadł i zmusił ją, by także usiadła. Nie pozwolił jej nawet zakryć się prze-ścieradłem. - Czy nie wpadło ci nigdy do głowy, że Chuck Rockwell wcale nie był takim super kochankiem, jak pisano w gazetach? Ze to, co było lub czego nie było między wami w łóżku, to była jego wina? Nie. Dylan się myli. - Te wszystkie kobiety. .. - zaczęła i umilkła. - Coś ci powiem, Abby. To nic trudnego baraszkować pod kołdrą co noc z inną kobietą. - Wiedziało tym, bo on także miał za sobą te doświadczenia. - Nie musisz myśleć, nie musisz czuć. Nie musisz się starać, żeby przed tą drugą osobą rozstąpiło się niebo. Myślisz tylko o własnym zaspokojeniu. Jest zupełnie inaczej, kiedy masz partnerkę, kogoś, komu składałeś obietnice, kogoś, kogo powinieneś czynić szczęśliwym. To wymaga czasu i uwagi. Dopiero wtedy może być dobrze. Patrzyła na niego z rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami. - Nie chcę słuchać teraz o Chucku Rockwellu. Nie chcę, żebyś myślała o nim czy o kimkolwiek innym. Skup się tylko na mnie. - Skupiam się. - Niepewnym gestem pogładziła go po policzku. - Jesteś najcudowniejszą rzeczą, jaka mi się zdarzyła od niepamiętnych czasów. - Zauwa-żyła zmianę w jego spojrzeniu, poczuła, że mocniej zaciska rękę na jej ramieniu, i szybko mówiła dalej: - Zmusiłeś mnie, żebym zmierzyła się ze sprawami, które moim zdaniem powinnam trzymać w zamknięciu. Jestem ci za to wdzięczna. - Ile razy mam ci powtarzać, żebyś mi nie dziękowała? - Jego ręka delikatnie gładziła jej ramię. - To już naprawdę ostatni raz. - Objęła go mocno i przytuliła. - Nie śmiej się. - Nie mam nastroju do żartów. - Czuję się, jakbym zdobyła jakąś ważną i trudną umiejętność. - Coś w rodzaju kraula? - Mówiłam ci, żebyś się nie śmiał. - Przepraszam. - Zaśmiał się jednak i przetoczył ją pod siebie. - Ale każdą umiejętność trzeba ćwiczyć. Trening jest najważniejszy. - Chyba masz rację. Dylan? - Tak? - Niebo naprawdę się przede mną rozstąpiło. Wtulona w niego poczuła, że się uśmiecha. - Przede mną też. Nagle zza ściany dobiegł ich rozpaczliwy płacz. - Co się ... - To Chris. Abby wyskoczyła z łóżka. Wyciągnęła z szafy szlafrok i była już za drzwiami, zanim Dylan zdążył znaleźć dżinsy. - Och, maleńki, co się stało? - Abby wbiegła do pokoju Chrisa, trzęsącego się pod kołdrą ze strachu. - Były zielone i wstrętne. - Mały z ulgą wtulił się w bezpieczne schronienie matczynych ramion. Uspokoił go znajomy zapach. - Były podobne do węży i syczały "ssss", i goniły mnie, i wpadłem do dziury. - Paskudny sen. - Abby kołysała małego w ramionach. - Ale już dobrze, prawda? Jestem przy tobie. Chris pociągał jeszcze nosem, lecz nie płakał. - Chciały mnie pociąć na kawałki. - Jakiś zły sen? - Dylan niepewnie stanął w drzwiach. Nie wiedział, czy ma wejść, czy raczej zostawić ich samych. - Wstrętne, zielone węże - wyjaśniła mu Abby. - O rany! Straszne, co, tygrysie? Chris pociągnął nosem, kiwnął głową i potarł oczy. Powinien czy nie, Dylan wszedł jednak do pokoju i uklęknął obok łóżka chłopczyka. - Następnym razem musisz wyśnić sobie mangustę. Węże nie mają szans z mangustą. - Mangustę - powtórzył nie znane mu słowo Chris. - Zmyśliłeś to? - Nie. Jutro znajdziemy gdzieś zdjęcie. Mieszkają w Indiach. - Trace pojechał do Indii - przypomniał sobie Chris. - Dostaliśmy kartkę. - Mały ziewnął i przytulił się mocniej do matki. - Nie idź jeszcze. - Dobrze. Zaczekam, aż zaśniesz. - Dylan też? Dylan uszczypnął go lekko w policzek. - Jasne. I zostali. Abby tuliła synka i śpiewała coś, co brzmiało, jak irlandzka kołysanka. Dylan czuł się zadziwiająco dobrze. Nie tak, jak przed chwilą w starym łóżku z Abby, ale podobnie. Miał wrażenie, że odnalazł wreszcie swoje miejsce, miejsce, ku któremu zmierzał całe życie. Myślał, że to chwilowe uczucie, że zaraz minie. Ono jednak trwało. Światło z holu padało na kolumnę ciężarówek i mocno sfatygowaną piłkę. W końcu Abby przykryła małego i ułożyła obok niego ukochaną Mary. - Śliczny, prawda? - Yhm. - Dylan pogładził delikatnie Chrisa po główce, po czym szybko schował rękę do kieszeni. Będzie miał ciężkie życie, kiedy sobie to uświadomi. - Jest bardzo podobny do Trace'a. Sam urok. Tata mówi, że Trace nauczył się to wykorzystywać, zanim zaczął raczkować. - Naturalnym gestem wzięła Dylana za rękę i razem wyszli z pokoju. - Zajrzę jeszcze do Bena. Otworzyła drzwi i aż westchnęła. Ubrania, książki i zabawki walały się po całym pokoju. Już wiedziała, jakie zajęcie wymyśli dla niego na weekend. Podeszła do łóżka, poprawiła mu kołdrę, wyjęła spod poduszki tenisówkę i odstawiła na półkę szwadron żołnierzyków. - Śpi jak kamień - zauważyła. - Widzę. - I straszny z niego bałaganiarz. - Nie mogę się nie zgodzić. Zaśmiała się cicho i pocałowała synka w czoło. - Kocham cię, draniu. W półmroku, zręcznie wymijając przeszkody, do tarła do drzwi. - Lubię twoje dzieci, Abby. - Dylan pogładził ją po ręce. Wzruszona uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek. - Dobry z ciebie człowiek, Dylan. - Niewielu ludzi by się z tobą zgodziło. - Bo nie widzą cię takim jak ja. To akurat była prawda, ale nie mógł jej powiedzieć dlaczego. Sam jeszcze nie był pewny. - Wracaj do łóżka. Abby posłusznie skinęła głową i objęła go w pasie