To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Kiedy spytałam Theana, potwierdził, że to bardzo dobra rodzina. Spitykan nazywał się Ilaxcrical Sesbar. Kimkolwiek byli, posiłki jadłam, kiedy nie było ich w pobliżu, i starałam się schodzić im z drogi. Po trzydziestu sześciu godzinach, jeden dzień przed skokiem, wybuchły dwie kuchenki mikrofalowe i spowodowały krótkie spięcie tymczasowo założonych przewodów w miniładowni w lewej burcie. Zjawiła się nizerowa. jak zawsze dostojna. - W czym problem? - spytałam. Za zimno czy za gorąco? - Oficerze Finagi - powiedziała. - Kilku moich pielgrzymów zachowuje się bardzo dziwnie. Miała rację. Przestrzeń w kształcie bębna wypełniał niebieski dym i swąd spalenizny, ale w powietrzu unosił się także inny zapach, jakaś piżmowa woń, której nie mogłam umiejscowić. Mały pielgrzym lamprot przetaczał się po podłodze, okręcony dookoła potężnego nizera, inny lamprot i alfiori starali się ich rozłączyć, chociaż nie było wcale jasne, czy się nie przyłączają. Za nimi w dymie kopulowało dwoje ludzi, zupełnie jak przodkowie Yanni'ego w zoo. Kiedy wytrzeszczałam oczy patrząc na to pozbawione mistycyzmu zachowanie, do środka wpadł główny milani. - Przyjść oglądać, przyjść oglądać. Zimno iść. Jabłkowe robaczki budzi się. To najbardzo nieszczęście stracić oni! - Wpierw zajmij się tym! - powiedziała nizerowa. - Sama to rzecz! - wykrzyknął milani, ciągnąc mnie za lewą nogę. -Przyjść szybko. No, idzie! Myśląc o tym, jak rozmraża się moja kosztowna żywność, odepchnęłam nizerową na bok i wystartowałam do miniładowni. Ku mojej uldze nie byłya aż tak ciepła. Wszystko pokrywał biały szron. Ale niewielki wzrost temperatury wystarczył, żeby obudzić jabłkowe robaczki. Te, które pozostały w pojemniku, sztywne i wyprostowane trącały po omacku i z uporem pokrywę. Ślady na szronie zdradzały miejsce, gdzie przynajmniej połowa z nich uniosła pokrywę i wyśliznęła się. Nie wiedziałam, gdzie popełzły, ale w miniładowni wyraźnie ich nie było. Milani załamał swoje liczne ręce. - Tragedia jest! One potrzebne jest do rozmnażania. Teraz wszyscy umierać! Musi złap, musi złap! Wrzasnęłam na Shyan, żeby naprawiła zamrażalnik i przycisnęła pokrywę ciężarkami. - Co to znaczy, że wszyscy umrzecie? - krzyknęłam do milani. - Jecie te robaki czy co? - Nie, nie - powiedziało, naprawdę zaszokowane. - One sprawia, że my się łączymy. One jest katalizator seksu! Wyjaśnienia zabrały dobrą chwilę. Wyglądało na to, że milani mają trzy płcie, i że wszystkie trzy potrzebne są do kopulacji. Na ich rodzinnej planecie nigdy nie było to żadnym problemem, ale wszystkie ich kolonie wykazywały tendencje do wymierania. Nie zdarzało się często, żeby cała trójka miała jednocześnie ochotę na seks. - Kiedy jedno ma ochotę, dwa boli głowa. Albo jedno, wychodzi samo. Więc odkrywa, że to robić jabłkowe robaczki. Teraz my szybko ta dostawa na Archangel, gdzie święta kolonia na ostatnie nogi. Rozumiesz? System dwupłciowy wydawał mi się prostszy, ale oczywiście tego się nie wybiera. Potem przypomniało mi się zachowanie pielgrzymów. - Czy robaczki mają ten sam wpływ na inne niemilańskie rasy? - Na wszystkie znane rasy! - przytaknął dumnie i ochoczo milani. - Na jaja Murphy'ego - zaklęłam - chodźcie, musimy powiedzieć kapitanowi. Kiedy byłam młodą i niewinną fanaszynką, która dopiero co wyleciała w kosmos, miałam swój ideał kosmicznego kapitana