To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Próba odebrania jej byłaby bezowocna. Jony od razu to pojął. To co zrobił Otik, miało złowróżbne znaczenie. Gdyż dzida należała do tego, kto ją wykonał i nikt inny nie powinien brać jej do ręki. - Ty dostać, gdzie? - sygnalizował Otik jedną ręką, drugą ściskając mocno dzidę. - Znaleźć przy biegnąca woda. Długi czas w piasek - odrzekł Jony. Otik, wodząc palcami wzdłuż pełnego zagłębień metalu, badał z uwagą znalezisko, podniósł je nawet do nosa ! i obwąchał od góry do dołu. - Rzecz, starodawne mieć - oznajmił. - Ja znaleźć to w piasek, przy biegnąca woda - odparł Jony, gestykulując z całą mocą, na jaką mógł się zdobyć. Nie mógł pozwolić, by Otikowi przyszło do głowy, że on. Jony, powrócił do kamiennego miasta i tam plądrował. Siedziba z kamieni! Zaświtał mu w głowie dziki pomysł, z którym na pewno nie zgodziłby się nikt z klanu. Jaką szansę miał klan tylko ze swą fizyczną siłą i drewnianymi kijami przeciwko broni, jaką musieli posiadać ci ze statku? Lecz załóżmy, że członkowie klanu mieliby pręty takie jak ten, który trzymał śpiący czy ten, z którym Geogee miał tak fatalne doświadczenie? Promień z jednego pręta mógłby zwalić latający pojazd, mógł nawet wyciąć otwór w ścianie statku, tak by atakujący mogli się tam dostać. Pomysł gonił pomysł. Jony oddychał szybciej, a jego palce wyginały się, jak gdyby gotowe do pochwycenia przerażającej broni zaraz, teraz. Otik wydał z siebie dźwięk przypominający trąbienie, co przywróciło Jony'ego do przytomności, wytrąciło z myślenia. Chłopiec zdał sobie sprawę, jak małe są szanse, by spełnić te jego rojenia o sukcesie. Otik tymczasem odłożył metalową broń. Raz jeszcze zmierzył Jony'ego badawczym spojrzeniem. Potem zaczął nadawać, poruszając rękami. - Ty znać rzecz na pomoc - znów nie pytanie, lecz stwierdzenie. Zdumienie Jony'ego było całkowite. Jak Otik to odgadł? Czy mogło być tak, że choć Jony nie mógł czytać w umysłach Ludu, oni sami nie mieli takich trudności? Taka myśl była dość przerażająca. - Ty wiedzieć - powtórzył Otik. - Ja węszyć, ty wiedzieć. Jaki rzecz? Węszyć? Jony był zbity z tropu. Jak można węszyć myśli? Była to możliwość, która go oszołomiła, lecz nie miał teraz czasu, by się w to wgłębiać. - Rzeczy w miejsce kamienne - podjął decyzję. Otik mógł na to odpowiedzieć tylko tak lub nie. - One być lepsze od kije. Być jak rzeczy na statek. Otik w ogóle nie odpowiedział. Zamiast tego - znów na czworakach - powrócił w gąszcz, zostawiając Jony'ego samego. To najpewniej już koniec jakichkolwiek kontaktów z pozostałą na wolności częścią klanu - skonstatował Jony niewesoło. Pierwsze o czym pomyślał, to zabezpieczenie metalowej dzidy. Druga myśl, to był znów ten szalony pomysł, by zrobić użytek z tego, co można było znaleźć w podziemnym magazynie. Lecz te kamienne jaskinie leżały na północy. A jeżeli Maba i Geogee zdążyli już powiedzieć ludziom o tym, co znaleźli w podziemiach? Jeśli tak, astronauci mogą z łatwością przelecieć tę odległość, wziąć, co im będzie potrzebne i wrócić, zanim Lud czy Jony, pokonają na piechotę połowę drogi. Maba była tak bardzo podniecona tym, co znalazła. Jony z łatwością mógł sobie wyobrazić, jak opowiada wszystko przybyszom. A może Maba była więźniem? Jony czuwał w napięciu. Jakiś ruch wokół niego. Otik, a z nim i inni, zbliżali się, otaczając go prawie ze wszystkich stron. Jedyna przerwa pozostawiona w zamykającym się wokół niego pierścieniu wiodła w dół stoku, wybranie tej drogi ucieczki oznaczało wystawienie się na widok tych ze statku. Można było tylko czekać. Propozycja złożona Otikowi mogła wywołać gwałtowną reakcję. Ręka Jony'ego powędrowała do luźnej obroży. Zbyt dobrze pamiętał te ukryte w jej wnętrzu kły, które Voak pokazał mu jako ostrzeżenie. Z drugiej strony wiedział, że nie ma ucieczki od maszerującego stale naprzód klanu, nie mógł też użyć swej broni przeciwko nim - przenigdy! Otik, potem Trush, Huuf, dwie z młodych samic - Itak i Wugi żadnego ze strasznych członków klanu. Jony niewiele zdziałałby nawet przeciwko Itak i Wugi; nie mógł wybrać walki. Nowo przybyli, naśladując Otika, kucnęli z bronią w zasięgu łap, gotowi do jej pochwycenia wprawnym chwytem. Otik trzymał w garści co innego: zwój poowrozu, którego używali do plecenia siatek. Mów - nadał Otik. O swych szalonych planach, by wyruszyć po zdobycz do magazynów pośród kamiennych murów? Jony mógł się tylko domyślać. Gestykulował wolno, starając się za każdym razem upewnić, czy wybrał najbardziej odpowiedni znak, by przekazać znaczenie słów. Żeby tylko pojęli i uwierzyli w to, co powiedział. Opowiadał o swej wyprawie do wielkiej jaskini, o wielu dziwnych rzeczach tam spotkanych. Na koniec - o pręcie Geogee'a i o tym, jak wyrywał broń chłopcu, jak w czasie tej szamotaniny pręt ów niespodziewanie wystrzelił z ogromną mocą. Czy uwierzą w natychmiastowe zniknięcie trafionych przedmiotów, Jony miał wątpliwości. Wysłuchali, lecz czy zrozumieli? Kiedy skończył, nikt nie przekazał mu żadnej odpowiedzi. Rozmawiali natomiast między sobą. Jony, zostawiony sam sobie, jak zwykle zbity był z tropu tym szeregiem dziwnych dźwięków, które dla niego i jemu podobnych nie znaczyły nic. Każdy z członków klanu po kolei wnosił swoje uwagi. Później, choć Jony nie był pewien, co powiedziano, wyczuł, że ostateczny werdykt nie był dla niego pomyślny. Sięgnął po swą broń, choć był pewien, że nigdy nie obróci jej straszliwej mocy przeciwko Ludowi