To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Wobec tego będzie nas dwoje. Powiem reszcie, że spotkamy się w kościele. - Dziękuję! - Uśmiechnęła się, wdzięczna za względy okazywane przez męża jej rodzinie. Poczuła też ulgę, że Evan nie wrócił do tematu Finlaya i dzierżawców. - Odtwarzasz te pieśni, które spaliliśmy... - zauważył, spoglądając na kartki. Dostrzegła błysk w jego oczach Evana. Przeszedł ją nagły dreszcz. - Prawie się już z nimi uporałam. Zapisuję również kilka następnych, których nauczyła mnie Morag MacLeod w zeszłym tygodniu. - Ile już zebrałaś i opracowałaś? - Włącznie z tymi sto trzydzieści cztery, wszystkie w dwóch wersjach: po gaelicku i angielsku, i z zapisem nutowym. Dodaję również interesujące uwagi i anegdotki, jeśli dowiedziałam się czegoś więcej o tej czy innej pieśni. Evan wstał, ona również. - To naprawdę godne podziwu zadanie, którego podjęłaś się z własnej woli. Jestem z ciebie bardzo dumny. A więc twoje dzieło dobiega końca? - Zbiór starych pieśni gaelickich nigdy nie może być kompletny. Przypuszczam, że zachowały się ich tysiące, zarówno w naszych górach, jak i na wyspach. Nikt nie wie na pewno, jak daleko dotarły. Gdyby ktoś chciał ocalić wszystkie, musiałby poświęcić na to całe życie. Ja postanowiłam zapoznać się z pieśniami północno-zachodniej części naszych gór. Przez kilka ostatnich lat odwiedziłam każdą zagrodę w naszej dolinie i kilku sąsiednich - powiedziała. - Podróżowałam tak daleko, na ile mi zezwalał ojciec. Spotykałam się ze śpiewakami, którzy, jak powiadano, znają się na starej muzyce. Objął ją ramieniem w pasie. - Nic dziwnego, że nie chciałaś nawet myśleć o porzuceniu tych stron. - Muszę tu zostać, Evanie - odparła. - Ze względu na te pieśni i z innych jeszcze przyczyn... Po prostu nie mogę wyjechać! - Ale gdy zbierzesz już pieśni, możesz je opracowywać i udoskonalać gdzie indziej. W Edynburgu są wydawcy, którzy bez wątpienia bardzo by się zainteresowali twoim zbiorem. Odsunęła się nieco. - Nadal myślisz o wyjeździe? Przyciągnął ją do siebie. - Zeszłej nocy ustaliliśmy, że nie będziemy poruszać przez pewien czas tego tematu - mruknął. - Przynajmniej do chwili, gdy nasi goście wyjadą. Wtedy swobodnie omówimy problem. - Tak. - Catriona zmarszczyła czoło. - Umówiliśmy się. Tylko że ja stąd nie wyjadę. I nie mam najmniejszego zamiaru publikować tych pieśni. -Nie? Szkockie ballady są teraz w modzie. - Upiększa sieje i dosładza dla czytelnika - odparowała. - Nie pozwolę okaleczyć tych pieśni! Niezafałszowane stanowią część naszej celtyckiej kultury, duszy. Moja matka nauczyła mnie pierwszych pieśni, potem sama zaczęłam je kolekcjonować. Zrozumiałam, że kiedy tylu ludzi opuściło naszą dolinę, mogę i powinnam ocalić przynajmniej muzykę, którą tak kochałam. I to czym prędzej, nim ostatnie ślady przeszłości nie znikną ze Szkockich Gór. - Oto kolejny dowód, jak kochasz rodzinne strony i cenisz tradycję. Nie powiedział nic więcej, ale z wyrazu jego twarzy poznała, że jest pełen zrozumienia i respektu. Obejmując ją nadal, zawrócił i podprowadził Catrionę do przeciwległej ściany, gdzie kominek z gzymsem i wiszący nad nim duży portret przerywały monotonię biblioteki zastawionej od góry do dołu półkami. - Ten obraz namalowano kilka lat przed śmiercią mojego ojca - powie dział. Olejny portret przedstawiał poprzedniego hrabiego - w połowie naturalnej wielkości. Nigdy nie widziała ojca Evana, póki żył, ani nie chciała poznać. Teraz jednak obudziła się w niej ciekawość. Jaki właściwie był George Evan Mackenzie?... Odchyliła nieco głowę i przyjrzała się dokładnie obrazowi. Mimo siwych włosów, byczego karku i znacznie szerszej talii był bardzo podobny do syna. Równie piękne i szlachetne rysy, te same lśniące zielonozłote oczy... Ale głęboka zmarszczka na czole i lekko wykrzywione w dół usta świadczyły o goryczy i bezwzględności tego samotnego, zapiekłego w gniewie człowieka. Catriona wiedziała, że żona opuściła go na wiele lat przed powstaniem portretu. Zabrała oboje dzieci, Evana i Jean, i przeniosła się na Nizinę Szkocką. - Dlaczego twoja matka go opuściła, Evanie? - spytała cicho Catriona. - Ze wszystkich pytań, które chętnie by zadała, właśnie to, nie wiadomo czemu, najbardziej ją dręczyło. Evan westchnął. - Matka ma niesłychanie silną wolę, on był taki sam. Kochała Szkockie Góry równie głęboko, jak ty - powiedział