To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

W końcu zamknął ją, wstał i zajął się myszkowaniem po kabinie, szukając dziennika okrętowego i dokumentów statku. Szybko odkrył stojący pod koją żelazny skarbczyk. Nie mogąc znaleźć klucza, wezwał do pomocy Abolego i wyważyli siłą wieko. Potem kazał odejść Abolemu i resztę nocy spędził, studiując przy świetle lampy papiery statku. 482 Lektura tak go zaabsorbowała, że kiedy godzinę po świcie Aboli pojawił się z powrotem, spojrzał na niego ze zdumieniem. - Która jest godzina? - Drugi dzwonek porannej wachty. Ludzie chcą się z tobą zobaczyć, kapitanie. Hal wstał zza biurka, przeciągnął się i przetarł oczy, a potem podszedł do drzwi kabiny, w której spała Sukeena. - Powinieneś z nimi jak najszybciej porozmawiać, Gundwane -odezwał się zza jego pleców Aboli. - Tak, masz rację - odparł Hal odwracając się. - Daniel i ja powiedzieliśmy im już, kim jesteś, ale teraz musisz ich przekonać, żeby popłynęli pod twoim dowództwem. Jeśli nie zechcą widzieć w tobie nowego kapitana, niewiele możemy zrobić. Jest ich trzydziestu czterech, nas tylko sześciu. Hal podszedł do małego lusterka zawieszonego nad miednicą i dzbankiem z wodą. Widząc swoje odbicie, wytrzeszczył oczy ze zdumienia. - Na Boga, Aboli, wyglądam na tak srogiego pirata, że sam sobie nie ufam. Sukeena musiała słyszeć jego ostatnie słowa, stanęła bowiem, z zarzuconym na ramiona kocem, w drzwiach kabiny. - Powiedz im, Aboli, że przyjdziemy za chwilę. Postaram się, żeby jak najlepiej wyglądał. Kiedy Hal i Sukeena wyszli razem na pokład, zgromadzeni na śródokręciu ludzie wlepili w nich zdumione oczy. Zmiana była niesamowita. Świeżo ogolony Hal miał na sobie czyste ubranie z kufra Llewellyna. Włosy Sukeeny były uczesane, namaszczone i splecione w warkoczyki, a dziewczęce biodra i talię owinęła jedną z aksamitnych zasłon wiszących w kabinie. Stanowili razem wspaniałą parę: wysoki młody Anglik i orientalna piękność. Hal zostawił Sukeenę przy schodach i ruszył wzdłuż szeregu marynarzy. - Nazywam się Henry Courteney. Jestem, podobnie jak wy, Anglikiem i podobnie jak wy, żeglarzem. - Żeglarzem jak się patrzy, kapitanie - powiedział głośno jeden z nich. - Widzieliśmy, jak przeprowadziłeś po ciemku obcy statek między skałami. Za takiego żeglarza mogę wypić kufel piwa i poczuję, jak robi mi się lepiej na duszy. - Żeglowałem razem z twoim ojcem sir Francisem na starej Lady Edwinie - odezwał się inny. - Był z niego świetny żeglarz i żołnierz, uczciwy do szpiku kości. 483 - Zeszłej nocy - zawołał kolejny marynarz -jeśli dobrze liczyłem, położyłeś własną ręką siedmiu psubratów Myszołowa. Syn wdał się w ojca, nie ma co mówić. Wszyscy zaczęli wiwatować na jego cześć i przez dłuższy czas nie mógł dojść do głosu. W końcu podniósł w górę rękę. - Powiem wam wprost, że przeczytałem dziennik okrętowy kapitana Llewellyna - oznajmił. - Przeczytałem umowę, jaką zawarł z właścicielem statku, i wiem, dokąd płynęła Golden Bough. - Przerwał i przez chwilę wpatrywał się w ich uczciwe, ogorzałe od wiatru twarze. - Mamy wybór, wy i ja. Możemy powiedzieć, że zostaliśmy napadnięci przez Myszołowa, i popłynąć z powrotem do Anglii. W odpowiedzi rozległy się jęki i okrzyki protestu. Hal ponownie podniósł rękę, żeby ich uciszyć. - Mogę też zrealizować umowę, którą kapitan Llewellyn zawarł z armatorem Golden Bough, a wy możecie zamustrować się u mnie na takich samych warunkach. Otrzymacie taki sam udział w łupach jak poprzednio. Zanim dacie odpowiedź, pamiętajcie, że jeśli popłyniecie ze mną, czeka was najprawdopodobniej ponowne spotkanie z Myszołowem i będziecie musieli z nim walczyć. - Poprowadź nas na niego teraz, kapitanie - zawołał jeden z marynarzy. - Chcemy dać mu łupnia już dzisiaj. - Nie, mój drogi. Jest nas zbyt mało i zanim spotkamy się ponownie z Myszołowem, muszę poznać ten statek. Zmierzymy się z nim w dniu i w miejscu, które ja wybiorę - oznajmił z powagą Hal