To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Tak, tak, kocham cię - usłyszałem, ale wiedziałem, że rzuciła to ot tak, na odczepnego. - Rozmawiałam z Mariu-sem. Nawet nie rozmawiałam. Kłóciliśmy się straszliwie, małośmy się nie pozabijali. Wyzywał mnie od najgorszych, a ja jego od nieudaczników. Powiedziałam mu, że chcę się z nim rozwieść, że niczego od niego nie oczekuję, a on, że nie da mi rozwodu, zabierze dziecko, udowodni, że mieszkanie jest jego i że najlepsi prawnicy zrobią ze mnie przed sądem kurwę jakich mało. Milczałem, nie chciałem jej przerywać i chyba wiedziałem, jaki będzie finał jej monologu. - A potem - kontynuowała - zaczął mnie prosić, żebyśmy jeszcze raz spróbowali, że nie może beze mnie żyć, że się zabije, żebym mu dała pół roku. -1 ty się zgodziłaś? - nie wytrzymałem tych bredni. Pokiwała ze smutkiem głową. - Kochany - wzięła mnie za rękę - to nie tak, jak myślisz. Nie chcę z nim sypiać, nie kocham go i nigdy go nie pokocham, ale dzisiaj najważniejszy jest dla mnie spokój. Gdybyś ty widział spłakaną Nathalie, gdybyś zobaczył, jak ona to przeżyła. Poprosił mnie o pół roku, a jeśli nam się nie uda, obiecał, że rozstaniemy się jak ludzie, bez awantur, krzyku. Nie chcę iść z nim na wojnę. Nie mogę sobie na to pozwolić. - A ja? Zastanowiłaś się nad moją sytuacją? Wyobrażasz sobie, że wrócę do Polski, a za pół roku, kiedy ty zdecydujesz się na rozstanie z mężem, ja po raz kolejny porzucę rodzinę i powiem: bawcie się beze mnie? A na razie Kuba będzie w rezerwie, w poczekalni? - Nie dręcz mnie, proszę. - Ty chyba zwariowałaś. Wcześniej chciałaś mieć mnie na wyłączność, mieć ze mną dziecko, dom, a teraz z dnia na dzień chcesz wszystko zburzyć? Wcześniej ani Marius, ani Nathalie nie byli problemem, a nagle histeryk się rozpłakał i uznałaś, że musisz go pocieszać? - Kuba - spojrzała mi prosto w oczy - pogubiłam się i sama muszę się z tego pozbierać. Nie wiem, jak byśmy sobie dali radę. Przecież ty faktycznie nie jesteś w stanie egzystować tu jako pisarz. A gdybym urodziła dziecko? Przecież nie wróciłabym natychmiast do pracy. - Nawet bym ci nie pozwolił. - Więc co byśmy zrobili? - Pojechalibyśmy do Polski. Popatrzyła na mnie jakoś tak dziwnie, jakbym miał nie tylko bliznę na czaszce, ale i głębokie upośledzenie umysłowe. - Nie mogę porzucić swojej pracy, tyle osób mi zaufało, oni mnie potrzebują. - Ja też - powiedziałem, choć zdałem sobie w tym momencie sprawę, że raczej powinienem milczeć, bo i tak żadne słowa nie odwrócą tej sytuacji. Wstałem, poszedłem do kuchni, nalałem do szklanek soku z wiśni, a wróciwszy, postawiłem na stoliku obok kanapy. Zaczęła pić, ale nerwowo, zakrztusiła się i odstawiając szklankę, rozlała napój na bluzkę i spodnie. Popatrzyła na siebie i z jakąś determinacją, której wcześniej nigdy u niej nie dostrzegałem, zaczęła rozcierać sok po ubraniu. - Nie mogę tak żyć - powiedziałem. - Nie wybierałem samotności. Ten eksperyment był dobry na jakiś czas - miesiąc, dwa, pół roku - ale nie na zawsze. Musisz podjąć decyzję znacznie szybciej. Podniosła się z kanapy, pocałowała mnie w policzek i wyszła. Miałem wrażenie, że jak na pożegnanie było to zbyt teatralne. Ale może zawsze była próżna, pozbawiona wrażliwości, mało odpowiedzialna? Może przeceniałem jej wartość? A może wszystko to był tylko sen, który rano kończy się szarpnięciem za ramię. Usłyszałem dzwonek do drzwi. - Zostawiłam gdzieś kluczyki. I jeszcze tu masz pigułki - podała mi fiolkę. - Bierz trzy razy dziennie. Jeśli nie pomogą, będziemy musieli zrobić inne badania. Podeszła do biurka, na którym leżały jej kluczyki do samochodu, założyła kółko, do którego były przyczepione, na palec i kilka razy nimi zakręciła. - Byłeś najlepszym moim facetem, wiesz o tym? - zapytała. - Ale ty nigdy nie potrafiłaś niczego zbudować, to chcesz mi powiedzieć? Czy tylko to, że cynicznie mnie wykorzystałaś, bo miałaś dość swojego małżeństwa? Jak myślisz, czemu masz tak dziwne dziecko? Obrażone na cały świat, bez przyjaciół, nielubiane, niepewne siebie, skazane na porażkę. Ma dobry wzorzec. Jesteś dziwną osobą, która tak naprawdę nie wie, co to są uczucia. Nie musisz się już mną opiekować, dam sobie radę. Za kilka dni wracają twoi przyjaciele, a ja wyjadę do Polski. Pokiwała głową, ale zamiast wyjść, rzuciła mi się na szyję i zaczęła płakać. Głaskałem ją po głowie, starałem uspokoić, a wreszcie prawie siłą odsunąłem od siebie. - Przepraszam cię, Anne Catherine, ale chcę wyjść - powiedziałem, choć wcześniej zupełnie inaczej zaplanowałem ten dzień. Wyszliśmy przed dom razem, pocałowaliśmy się, ona odjechała samochodem, a ja poszedłem na przystanek metra. Wysiadłem przy Placu Inwalidów, przesiadłem się do wagoników innej linii i tak jeździłem przez godzinę, a może dłużej. Przyglądałem się ludziom, miałem wrażenie, że co chwila ktoś mi kogoś przypomina, niektórzy uśmiechali się, inni skrywali złe oblicza w gazetach albo książkach. W którymś momencie całkiem się zagubiłem, podszedłem do jakiejś starszej kobiety, żeby zapytać, gdzie jestem. Dotknąłem jej ręki, ale ona fuknęła na mnie jak zdenerwowany zwierzak, więc odsunąłem się od niej i wycelowałem palcem w jej skroń, jakbym zaraz miał ją zastrzelić. Rozsierdzona, zaczęła wrzeszczeć. Wysiadłem na najbliższym przystanku i wyszedłem na górę. Była noc, niebo połyskiwało gwiazdami. Chciało mi się jeść i pić, ale w pobliżu nie dostrzegłem żadnej knajpy. Długo szedłem jakąś wąską ulicą, aż w którymś momencie zaczepiły mnie trzy młodziutkie prostytutki. - Tatuśku, chcesz się zabawić? - zapytała ostro wymalowana blondynka z dużą ilością pudru na policzkach. Nachyliła się do mnie, rozchylając niedopiętą bluzkę, z której wylewały się duże piersi, i spojrzała mi w oczy. - Ładnie pachniesz - powiedziałem. - Jak wiosenna jabłoń. Chyba nie zrozumiała, bo odwróciła się do koleżanek i przez zaciśnięte zęby głośno zaklęła. - Cała noc na nic. Albo pijany, albo wariat. Co za kurewski świat. Te słowa o kurewskim świecie wydały mi się głęboko symboliczne w tej sytuacji. - Nie jestem wariatem - zaprotestowałem. - Nikolas! - krzyknęła w kierunku zaparkowanego przy krawężniku auta druga z prostytutek, odziana w krótkie żółte szorty i buty do kolan. - Nikolas, zabierz od nas tego świra