To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wielu, naprawdę wielu. Teraz wyprzedził ich wszyst kich. Ta myśl podniecała go ponad wszelkie wyobrażenie. Tutaj złoży swoją prywatną ofiarę z dziewicy, a potem mrok na zawsze opuści rodzinną osadę i cała sława spły nie na Lesa. Tak rozmyślał, ignorując kompletnie fakt, że inni męż czyźni poczują się z pewnością oszukani tym, iż nie mo gli uczestniczyć w krwawej ofierze. Les drgnął. Przed nim w półmroku wznosiło się coś ciemnego. Poczuł, że zimna obręcz ściska mu serce. Tak długo biegł wzdłuż górskiej ściany ze wzrokiem wbitym w zie mię, gdzie szukał śladów stóp dziewicy, że nie zauważył, dokąd właściwie zmierza. To ciemne przed nim, to góra. Straszna, czarna góra, wznosiła się nad nim i zdawała się nie mieć końca. Les nie zauważył również, że w tych okolicach jest dużo ciemniej niż w jego rodzinnej osadzie. Nie wiedział tego, ale zdawał sobie sprawę, że góra jest strasznie wysoka i że stanowi część tego potwornego łań cucha, w którym mieszkają duchy zmarłych. Zdawało mu się, że słyszy ich przeciągłe, głuche zawo dzenia, wiedział, że polują na żywych ludzi, by zagarnąć w posiadanie ich ciała. 36 On, Les, znajdował się w zasięgu mocy strasznych du chów. Wkrótce odkryją jego obecność. Był tak przerażony, że stracił kontrolę nad funkcjami swojego ciała. Poczuł na udach ciepły strumień moczu. Chciał zawrócić i uciec jak najszybciej, ale potknął się i upadł na mech. Wybuchnął rozpaczliwym szlochem. Ze strachu stracił świadomość. 4 Przez długi czas Siska błąkała się pośród gór. Jej jedy nym celem było Światło, które teraz rzeczywiście zdawało się podchodzić bliżej. To ono trzymało ją przy życiu. Przez wiele dni piła tylko wodę. Od czasu do czasu jednak tra fiała na niewielkie dolinki, w których znajdowała trochę roślinności, i wtedy mogła zbierać korzonki, a nawet jago dy. Zawsze w takich miejscach pozostawała na dłużej. Przywykła już do wymarłego pustkowia wokół siebie. Dlatego doznała głębokiego szoku, kiedy pewnego dnia na gliniastej ziemi nad brzegiem rzeczki spostrzegła ślady stóp. Były to duże męskie stopy. Wyglądało na to, że zosta wiło je trzech ludzi. Twarde podeszły zostały przybite do butów gwoździkami. A zatem nie mógł to być nikt z jej rodzinnej osady, tam bowiem używano szytego obuwia. A przeważnie ludzie chodzili boso. Zresztą nie należało się spodziewać, że ktoś z tamtych dotarł aż tutaj. Oczywiście marzyła o tym, by spotkać ludzi, ponieważ czuła się bezgranicznie samotna. Te ślady jednak sprawia my wrażenie... w jakimś sensie niebezpiecznych. Głupio tak m yśleć, oczywiście. Siska zdawała sobie sprawę, że to ta 'uga! samotna wędrówka czyni ją lękliwą. Z jednej stro37 ny bardzo chciała spotkać innych ludzi, z drugiej jednak okropnie się tego bała. Ślady kierowały się w tę samą stronę co ona, a zatem lu dzie znajdowali się przed nią. Tak, to mężczyźni, rozmiar stóp na to wskazywał. Ale jak dawne mogą być ślady? Trudno to określić. Umiejętności Siski dotyczyły spraw bardziej abstrakcyjnych. Nigdy nie uczyła się niczego, co miało związek z naturą poza jej rodzinną osadą. Tego ty pu wiedza stanowiła domenę mężczyzn. Siska mogła udzielać rad w trudnych sprawach, mogła wyjaśniać pra wo, opowiadać stare legendy. Umiała też pomagać zako chanym młodym ludziom, umiała opowiadać o śmierci i o tym, dlaczego rzeczy są takie, jakie są. Wszystko to jed nak miało związek z naturą człowieka. Bogini-dziewica nigdy nie powinna narażać swego życia na niebezpieczeń stwo. Nie wolno jej było zatem opuszczać osady. Dlatego tak niewiele wiedziała o otoczeniu. O świecie poza swoją chatą. To z pewnością dziwna reakcja, ale na widok tych śla dów nagle odczuła swą nagość jako coś bardzo nieprzy jemnego. Po raz pierwszy w ciągu tej gorączkowej wę drówki zapragnęła mieć coś, czym mogłaby się okryć. Cóż by to jednak mogło być? Skąd wziąć coś takiego w tej nieurodzajnej, górskiej okolicy? Pożałowała teraz, że nie przygotowała sobie czegoś do okrycia, kiedy przed paroma dniami nocowała w żyznej do linie nad rzeczką. Znajdowały się tam rośliny o dużych li ściach, rosła też grupa srebrzystych drzew. Najpierw na wi dok tych drzew Siska się przeraziła, przyszło jej do głowy, że oto zatoczyła krąg i znalazła się znowu w domu, w tej szerokiej dolinie, która otaczała rodzinną osadę. Zaraz jednak uświadomiła sobie absurdalność tej myśli. Szła przecież przez cały czas ku Światłu. Zresztą drzewa o srebrzystych liściach mogły rosnąć i tutaj, zwłaszcza że teraz schodziła w dół. 38 Światło z każdym dniem stawało się intensywniejsze, choć wciąż nie widziała jego źródła. W każdym razie było ono in tensywniejsze w oczach Siski, przywykłej wyłącznie do noc nego półmroku. Panujące tutaj Światło też było przytłumio ne, nie bardzo ciemne, ale jednak dalekie od pełnej jasności. Siska stała nad śladami stóp, jakby ponownie starała się określić swoją sytuację. O ubraniu zapomniała. Znacznie gorsze były rany. Mu si uzyskać pomoc. Ktoś musi ją opatrzyć. Niektóre skale czenia zagoiły się wprawdzie same, te najgłębsze jednak wciąż bolały i wypływała z nich żółta ciecz. Na początku ledwo mogła stawiać stopy na ziemi, takie były poranione, a dłonie piekły i paliły. Teraz ręce już jej nie dokuczały, ból w stopach też ustąpił, zresztą do wszystkiego można się przyzwyczaić. Poza tym większość zadrapań się zagoiła. Najgorzej wyglądały długie, głębokie rany, których się na bawiła podczas pokonywania wąskich przejść we wnętrzu góry. W niektórych miejscach miała ciało rozorane aż do kości. Siska wzdychała przygnębiona. Instynkt samozachowawczy okazał się jednak silniejszy niż strach i uczucie osamotnienia. Co prawda płakała wielo krotnie przez sen, na ogół niewygodnie skulona w jakimś miejscu, gdzie zmęczona długą wędrówką mogła trochę od począć, ale nadzieja nigdy jej do końca nie opuszczała. Naj gorsza była świadomość, że wszyscy w rodzinnej osadzie od wrócili się od niej. Goryczą napełniała ją również myśl o przyszłości