To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Nie chciała, aby przerywał sesję zdjęciową. Niemniej nazajutrz już go nie było -odleciał do Paryża. Fiona stanęła przed poważnym dylematem: jakimi zdjęciami zapełnić numer lipcowy. Siedziała w swoimi gabinecie zalana łzami, gdy wszedł Adrian. Krzyknęła na niego wściekłym głosem: - Jeśli jeszcze raz wspomnisz mi o kompromisie, to cię zabiję! Ten kretyn Pierre St. Martin wczoraj wieczorem urządził sobie orgię w moim domu i John go wyrzucił. Facet wyjechał i zniweczył wszystkie nasze plany do numeru lipcowego. A trzy tygodnie temu zalałam się w trupa, bo wzięłam jakąś francuską pigułkę i popiłam szampanem w czasie ważnego przyjęcia biznesowego, które na cześć klienta Johna wydałam u siebie. Oboje doprowadzamy siebie do szału. Portret jego żony wisi w moim salonie, jego córki nadal mnie nienawidzą, i to moja wina, że jedna z nich miała aborcję. I co, do cholery, mam zrobić z wyda- 176 niem lipcowym? Ten palant, fotograf, zostawił mnie na lodzie za to, że John wykopał go z domu, czemu się zresztą nie dziwię. Pieprzył się z dwiema dziwkami w towarzystwie handlarza narkotyków, kiedy John wrócił do domu. Mnie też by szlag trafił. John nadal nie chce mi wybaczyć, że się zalałam na tym jego przyjęciu. Miałam migrenę. A Jamal paradował w moich złotych sandałkach od Blahni-ka na piętnastocentymetrowych obcasach. - O Boże, Fiono, John cię zabije, jeśli będzie musiał żyć z tobą w takim szambie. Straciłaś panowanie nad własnym życiem. - Wiem. Kocham go, ale nie mogę poradzić sobie z jego dziećmi, a on chce, żebym je pokochała. To są wstrętne, rozpuszczone dziewuchy, których nie znoszę. - Ale to są jego rozpuszczone dziewuchy, a on je kocha. - Adrian przerwał ten potok skarg. - I teraz są również twoje. Czy ci się to podoba, czy nie, musisz ułożyć sobie z nimi stosunki, ponieważ on jest do nich głęboko przywiązany. I nigdy więcej, na miłość boską, nie wpuszczaj do siebie znanych fotografów. - Teraz mi o tym mówisz - odparła, wycierając nos. - Może powinnaś również zwolnić Jamala i postarać się o pokojówkę z prawdziwego zdarzenia. - Nie mogę mu tego zrobić. Jest ze mną od tylu lat. - A możesz zmusić Johna, by mieszkał z półnagim sługą, który lata po domu w szorcikach ze złotej lamy i w twoich szpilkach. To dla niego żenujące. Co się stanie, jeśli zechce zaprosić do siebie kogoś z biura? Już o tym myślała, dlatego właśnie kupiła Jamalowi odpowiedni uniform. Zdawała też sobie sprawę, jak bardzo jest do niej przywiązany; niejednokrotnie wykazał się lojalnością i dobrym sercem. Zwolnienie go byłoby okrucień- 177 stwem. Nie mogła pojąć, dlaczego John go nie zaakceptował. - Fiono, nie ułatwiasz mężowi życia - dorzucił Adrian, gdy z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło. - On też nie ułatwia mi zadania. Dlaczego nie zaprosi ludzi do siebie, skoro nie chce, żeby natknęli się na Jamala? To było nie w porządku, bo przecież sama upierała się, żeby sławetne przyjęcie zorganizować u niej. Wtedy wydawało się to doskonałym rozwiązaniem. I wszystko poszłoby jak z płatka, gdyby nie wzięła tabletki, nie popiła jej szampanem i nie ubzdryngoliła się. - A dlaczego miałby ich zapraszać do siebie? Wspominałaś, zdaje się, że John zamierza sprzedać swoje mieszkanie. - Tak, i chce, żeby dziewczęta zatrzymywały się u mnie, co oznacza, że stracę zapasową sypialnię. A zyskam dwa potwory pod własnym dachem, na dodatek z tym psem mordercą. - Na miłość boską, Fiona, toż to mały piesek, zdaje się tej bezwłosej rasy meksykańskiej. Co to za rasa? - Adrian też był rozkojarzony, cała sytuacja działała mu na nerwy. - Pekińczyk. Ale dlaczego ty zawsze trzymasz stronę Johna? - Ależ nie - odparł łagodnym tonem. - Jestem po twojej stronie, ponieważ wiem, że go kochasz. Jeśli nie zrobisz jakiegoś sensownego kroku, to go stracisz. A tego bym ci nie życzył. - I właśnie tego obawiałam się najbardziej. Dlatego byłam przeciwna małżeństwu. Nie mogę zrezygnować z siebie, żeby stać się jego własnością. - I wcale nie musisz. Jamal nie jest tobą. Musisz zrezygnować z pewnych dodatków, co przecież nie oznacza, że zrzekasz się własnego „ja". 178 - A czego on miałby się wyrzec w zamian? - W tej sytuacji raczej spokoju ducha, żyjąc z tobą. Spójrz na to z jego punktu widzenia. Pragnie, żeby jego dzieci czuły się z tobą dobrze. Nie chce wybierać między nimi a tobą. Po domu kręci się półnagi służący. Twój stary pies cuchnie i chrapie każdej nocy w waszym łóżku. Masz pracę, która sprawia, że ciągle jesteś w podróży. I na dodatek sprowadzasz jakiegoś francuskiego oszołoma, który zabawia się w twoim domu z dziwkami i z handlarzem narkotyków. Czy ty zachowałabyś równowagę ducha, gdyby ktoś wciągnął cię w taką sytuację i kazał żyć w takich warunkach? Coś ci powiem, uwielbiam cię, ale wylądowałbym u czubków, gdybym miał dzielić z tobą dach nad głową. - OK, OK, zrobię z tym porządek. Jednakże ten portret nieboszczki w salonie to już chyba nieco zbyt wiele, prawda? - Niekoniecznie, zwłaszcza jeśli Johnowi chodzi o to, żeby jego córki czuły się u was jak w domu. Najpierw przekonaj je do siebie, a potem możesz przenieść portret do ich pokoju. - Nie chcę, żeby miały u mnie swój pokój. - Wyszłaś za mąż za człowieka, który ma dzieci, a te muszą mieć swoje miejsce. W którymś punkcie musisz ustąpić. Adrian pragnął, aby jego słowa poskutkowały. Zaczynał się niepokoić. Ona także. - To dla mnie takie trudne - odparła i znowu wytarła nos, ta rozmowa dla obojga była ogromnie stresująca. - Dla niego też. Ofiaruj mu coś, w przeciwnym razie go utracisz. Oboje zdawali sobie sprawę, że nie chciała do tego dopuścić, tyle że nie zamierzała z niczego rezygnować. Prag- 179 nęła, by John przywykł do jej stylu życia