To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Później... naprawić koparkę, którą odkrył? Może. Byłoby dobrze dowiedzieć się, jaką rolę miała odegrać w całym tym przedstawieniu... i dlaczego nikt nie zwrócił uwagi, że zniknęła. Tak, ma pan rację - westchnął i odwrócił się. - Wystarczy na dziś. Chodźcie, wracamy do domu. ROZDZIAŁ 20 Pierwsza serwetka nie sprawiła jej trudności, ale drugą Carmen musiała z jakiegoś powodu składać cztery razy, zanim wreszcie ułożyła ją jak trzeba na środku talerza. Cofnęła się, żeby ocenić rezultat. Okropne, stwierdziła. Jej perfekcjonizm akurat teraz musiał dać znać o sobie. Serwetka ozdobiona deseniem promienistych linii na talerzu z wojskowego przydziału. Pasuje jak pięść do oka. No, dobrze. Peter pewnie nawet nie zauważy. Przynajmniej tego była prawie pewna. Nie chodziło o to, że Hafnerowi brakowało obycia, tylko cieszyłaby się, gdyby mogła go częściej widywać. Przez kilka ubiegłych tygodni był bardzo zabiegany, a ostatnie cztery dni okazały się jeszcze gorsze. Musiała się bardzo starać, żeby sprowadzić go do Unie na tak długo, żeby zjeść z nim obiad. I tu pojawił się zupełnie inny problem. Znała Hafnera już prawie cztery miesiące i ceniła sobie jego przyjaźń. Nie darzyła go jednak uczuciami, które mogłyby chociaż w najmniejszym stopniu uchodzić za romantyczne. Dlaczego więc tak bardzo brakowało jej jego towarzystwa, kiedy wyjeżdżał z ekspedycją nad Morze Martwe? Dlaczego tak się starała, żeby ten wieczór był czymś wyjątkowym? Może po prostu zapomniałam, jak to jest mieć naprawdę dobrego przyjaciela, pomyślała. Myśl sama w sobie raczej przygnębiająca. Nie ulega wątpliwości; pewnego dnia muszę osiąść gdzieś na stałe. Ktoś zapukał do drzwi. Spojrzała na zegarek lekko zaskoczona. Hafner rzadko się spóźniał na spotkania, ale zazwyczaj nie przychodził aż tak wcześnie. Nieważne, wszystko było już właściwie gotowe. Uśmiechnięta, otworzyła drzwi. - Cześć, Carmen. Mogę wejść? - Uśmiech zniknął jej z twarzy. - Cris - powiedziała z formalną uprzejmością, która miała ukryć zaskoczenie. - Właściwie czekam w tej chwili na kogoś innego. Bądź tak dobry i... - A, na doktora Hafnera, jak sądzę - domyślił się Perez. - Bez obaw, to zajmie tylko chwilę. Ruszył do przodu... i jakoś zdołał ją wyminąć. Przeszedł koło stołu i z uznaniem pokiwał głową. Carmen zacisnęła zęby, zamknęła drzwi i podeszła do niego. - Wbrew powszechnemu mniemaniu nie pracuję dwadzieścia siedem godzin na dobę - powiedziała chłodno. - Więc, gdybyś był uprzejmy nie nachodzić mnie po godzinach... - W komputerowej bibliotece znajduje się Folder Naukowy przerwał i odwrócił się do niej przodem. - Z powodów, których nie będę wyjaśniał, został utajniony i zabezpieczony jakimś hasłem. Chciałbym, żebyś załatwiła mi dostęp do niego. Carmen głęboko odetchnęła. - Po pierwsze, nie zamierzam dawać ci tajnych materiałów, jeżeli nie otrzymam takich rozkazów. Po drugie, trzeba mieć niewiarygodny tupet, żeby się tu do mnie wedrzeć z tak błahej przyczyny. Mogłam ci odmówić przez telefon. Odczekał, aż skończy, a potem uniósł palec. - Po pierwsze, jak się wyraziłaś, w Folderze nie ma absolutnie nic, co by trzeba utajniać. Nie tylko wszystkie te dane są w połowie bibliotek w Ameryce Pomocnej i Europie, ale wiem też na pewno, że Folder był dostępny jeszcze miesiąc temu. A po drugie... - zawahał się - nie chcę, żeby Meredith wiedział, że z tobą rozmawiałem. Zmarszczyła brwi. - Rany, dostajemy paranoi, co? Dlaczego twoim zdaniem pułkownik chciałby nagrywać twoje rozmowy, nie mówiąc już o tym, że mógłby tak rzeczywiście robić? Uśmiechnął się sztywno. - Daj spokój, Carmen. Dobrze wiesz, dlaczego. Jestem solą w oku Mereditha, główną przeszkodą na drodze do urzeczywistnienia jego marzenia o Astrze jako pięćdziesiątym drugim stanie Ameryki. Pułkownik zamierza zasugerować astriańskim naukowcom, żeby zaprosić tu amerykańskich ekspertów, którzy pomogliby nam poznać zastosowanie przełączników Prząśnicy. Utajnił Folder tylko dlatego, żebym nie zaproponował międzynarodowej grupy ekspertów. Zastanowiła się nad tym przez chwilę. Perez był chyba ostatnią osobą na świecie, której chciałaby wyświadczyć przysługę. Wielokrotnie udowodnił przecież, jaką jest dla wszystkich udręką. Ale mimo wszystko... sensowne wydawało się zdobycie jak najlepszych ludzi. Im szybciej nauczyliby się obsługiwać Prząśnicę, tym lepiej. A zważywszy na obecną sytuację w Prząśnickiej Grocie, mało prawdopodobne było, żeby jakiś cudzoziemiec bez pozwolenia wśliznął się do środka i cokolwiek ukradł. Co do Mereditha - cóż, nawet jeśli Perez miał coś nagannego na myśli, pułkownik udowodnił już, że potrafi wykorzystać wrogie działania Pereza do własnych celów. A Peter mógł przyjść w każdej chwili. - Dobra - westchnęła. - Jutro rano postaram się dostać do twojego Folderu. Jeżeli uda mi się to zrobić w ciągu najwyżej dziesięciu minut, wykonam kopię i umieszczę ją pod nazwą „Cris” wśród ogólnodostępnych danych. Ale nie będę marnować na to więcej czasu, jasne? - Jestem ci bardzo wdzięczny. - Perez uśmiechnął się i podszedł do drzwi