To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Zapis w dzienniku pokładowym - mówił bezcielesny duch Alicji, unosząc się na mostku. - Dwadzieścia dni od Resurgamu. Nie mając przekonujących kontrargumentów, postanowiliśmy, że opuszczając układ, zbliżymy się do gwiazdy neutronowej. Pozycja jest korzystna. Nie zboczymy zbytnio z drogi do Eridani, a opóźnienie podróży będzie małe w porównaniu z latami świetlnymi, które i tak nas czekają. Zmieniła się; Sylveste pamiętał ją jako inną osobę. Upłynęło przecież sporo czasu. Nie była mu nienawistna - po prostu zbłądziła. Miała na sobie ciemnozielone ubranie w stylu, jakiego na Cuvier nie widziano od czasów buntu, a jej przestarzała fryzura przypominała teatralną perukę. - Dan zawsze przekonywał, że jest tu coś ważnego, choć stale brakowało dowodów. To go zdziwiło. Alicja zarejestrowała swą wypowiedź na długo przed odkryciem obelisku, na którego powierzchni wyryto zagadkowe planetarne wzory. Czy już wtedy jego obsesja ujawniała się z taką siłą? Możliwe. Gdy teraz to sobie uświadomił, poczuł się nieswojo. Alicja miała rację: dowodów brakowało. - Widzieliśmy coś dziwnego - mówiła Alicja. - Uderzenie komety w Cerbera, planetę okrążającą gwiazdę neutronową. Takie uderzenia występują niezwykle rzadko w rejonach tak oddalonych od pasa Kuipera. Oczywiście zainteresowało nas to. Gdy podlecieliśmy bliżej i mogliśmy zbadać powierzchnie Cerbera, nie znaleźliśmy śladów nowego krateru uderzeniowego. Sylveste poczuł, jak włoski na karku stają mu dęba. -1 co? - spytał cicho, jakby to nie obraz wydobyty z banku danych wraku, lecz rzeczywista Alicja znajdowała się przed nim na mostku. - Nie mogliśmy tego zignorować - rzekła. - Nawet gdyby miało to wesprzeć teorię Dana, że z układem Hades-Cerber związane jest jakieś dziwne zjawisko. Zmieniliśmy kurs, by podlecieć bliżej. - Zamilkła na chwilę. - Jeśli znajdziemy coś znaczącego, coś, czego nie zdołamy wyjaśnić, musimy zawiadomić Cuvier, nie mamy innego etycznego wyboru. Inaczej nie moglibyśmy uważać się za uczciwych naukowców. Jutro dowiemy się więcej. Podlecimy na taką odległość do planety, że będziemy mogli wysłać sondę. - Ile trwa ten zapis? - spytał Sylveste Volyovą. - Jak długo jeszcze Alicja wypełniała dziennik pokładowy? - Mniej więcej jeden dzień - odparła Volyova. Znajdowały się teraz w komorze pajęczej; tu nikt ich nie mógł szpiegować, tak przynajmniej sądziła Volyova. Nie przesłuchały całego nagrania Alicji, gdyż przesiewanie informacji mówionej zajmowało dużo czasu i emocjonalnie wyczerpywało. Jednak zrozumieli, co się wydarzyło, i nie dodało im to ducha. W pobliżu Cerbera załoga Alicji została nagle i zdecydowanie zaatakowana. Wkrótce na „Nieskończoności” dowiedzą się znacznie więcej o niebezpieczeństwie, ku któremu gnali. - Wiesz, że w razie trudności musisz chyba wejść do centrali? - powiedziała Volyova. - To nie najlepsze rozwiązanie - odparła Khouri. - Obie wiemy, że w centrali zaszły niepokojące zdarzenia - dodała, usprawiedliwiając się. - Zgadza się. Właśnie... gdy wracałam do zdrowia, doszłam do wniosku, że wiesz więcej, niż przyznajesz. - Volyova odchyliła się w brązowym miękkim fotelu, bawiąc się mosiężnymi kontrolkami. - Uważam, że powiedziałaś prawdę, że jesteś infiltratorem. Ale reszta to kłamstwo - chciałaś tylko zaspokoić moją ciekawość i zapobiec mojej rozmowie na twój temat z pozostałymi Triumwirami. I to się udało. Ale wielu spraw nie wyjaśniłaś zadowalająco. Na przykład, dlaczego popsuta broń kazamatowa wycelowała w Resurgam? - Bo byl to najbliższy cel. - Wybacz, ale to za proste. Chodziło o coś na Resurgamie, prawda? Poza tym przeniknęłaś do tego statku dopiero wówczas, gdy dowiedziałaś się, dokąd zmierza... właśnie, miejsce na uboczu nadawałoby się do przejęcia kazamaty... ale to i tak nie było zbyt prawdopodobne. Jesteś zaradna, Khouri, ale nigdy by ci się nie udało odebrać sterowania kazamatą żadnemu z Triumwirów. - Podparła podbródek dłonią. - Zatem nasuwa się oczywiste pytanie: jeśli twoja opowieść była nieprawdziwa, to co w zasadzie robisz na tym statku? - Spojrzała wyczekująco na Khouri. - Lepiej powiedz mi wszystko teraz, bo przysięgam, następnym przesłuchującym będzie Sajaki. Na pewno zauważyłaś, że już coś podejrzewa, zwłaszcza po śmierci Kjarval i Sudjic. - Nie miałam nic wspólnego z... - Głos Khouri stracił na pewności. - Sudjic pałała do ciebie żądzą zemsty. Ja z tym nie miałam nic wspólnego. - Ale ja wcześniej zablokowałam broń twojego skafandra. Tylko ja mogłam to odwołać, ale wtedy byłam zbyt zajęta własną obroną. Jak ci się udało obejść blokadę i zabić Sudjic? - Ktoś inny to zrobił - odparła Khouri. - Raczej „coś innego” - dodała po chwili. - To coś podczas treningu włamało się do skafandra Kjarval i kazało zaatakować mnie. - To nie Kjarval cię zaatakowała? - Nie... w zasadzie to nie ona. Nie należałam do jej ulubienic, ale jestem pewna, że nie zamierzała mnie zabić w komorze treningowej. Brzmiało to wiarygodnie, choć nie wszystko było jasne. - Więc co się dokładnie stało? - Ta rzecz wewnątrz mojego skafandra musiała tak wszystko zorganizować, żebym znalazła się w zespole, który wyruszył po Sylveste’a. Należało więc usunąć Kjarval, to była jedyna opcja. Tak, to niemal logiczne, stwierdziła w duchu Volyova. Nigdy nie kwestionowała okoliczności śmierci Kjarval. Łatwo było przewidzieć, że ktoś z członków załogi zaatakuje Khouri. Kjarval lub Sudjic. Potem jedna z nich i tak by się zbuntowała przeciw Volyovej. Oba ataki już miały miejsce, ale teraz Volyova postrzegała je jako cześć większej całości, jako przejaw zjawiska, którego nie rozumiała; na fali wydarzeń widziała tylko niewielkie zakłócenia, jak wtedy, gdy na powierzchni morza są widoczne drobne zmarszczki, gdy tuż pod wodą płynie rekin. - A dlaczego tak ważne było to, byś brała udział w przechwyceniu Sylveste’a? - Ja... - Khouri już miała coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie. - Ilia, to nie jest chyba najlepsza pora na tę rozmowę, gdy jesteśmy tak blisko wyjaśnienia, co zniszczyło „Lorean”. - Nie sprowadziłam cię tu dla podziwiania widoków. Pamiętasz, co ci mówiłam o Sajakim? Wybieraj: albo powiesz to mnie, jedynej tu osobie, którą możesz uważać za sprzymierzeńca, nawet przyjaciela, albo potem porozmawia z tobą Sajaki, używając metod hardware’owych, jakich sobie nawet nie wyobrażasz. - Nie przesadzała. Stosowane przez Sajakiego techniki sondowania nie należały do najsubtelniejszych. - Zacznę więc od początku - powiedziała Khouri. Argumenty Volyovej podziałały. Dobrze. W przeciwnym wypadku musiałaby stosować własne metody przymusu. - Mówiłam prawdę, że byłam żołnierzem. Na Yellowstone dostałam się w sposób... nieco skomplikowany. Nawet teraz nie mam pewności, co z tego było przypadkiem, a co jej umyślną robotą