To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wcześniej, tej samej nocy, posłużyłem się chodem mocy, który z punktu widzenia racjonalisty był niemożliwy do wykonania. Przede wszystkim zaś uzyskałem niewiarygodne wizje tylko dzięki sile własnej woli. Opisałem im swoje bolesne i równocześnie szczere dylematy. – Ten gość jest geniuszem – powiedział don Juan do don Genaro, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Jesteś wielkim geniuszem, Carlitos – powiedział don Genaro, jakby przekazywał mi ważną wiadomość. Obaj usiedli przy mnie, don Juan po prawej, a don Genaro po lewej stronie. Don Juan zauważył, że wkrótce będzie ranek. W tej chwili ponownie usłyszałem głos ćmy. Przemieściła się – dźwięk dochodził z przeciwnego kierunku. Popatrzyłem na nich obu, wytrzymując ich spojrzenia. Mój logiczny wywód zaczął tracić sens. Dźwięk posiadał hipnotyzujące bogactwo i głębię. Potem usłyszałem przytłumione kroki, jakby delikatne stopy kruszyły suchą ściółkę. Trzaskający dźwięk przybliżył się. Przysunąłem się do don Juana, który oschle polecił mi widzenie. Zdobyłem się na największy wysiłek, nie po to żeby zadowolić don Juana, ale siebie. Byłem przekonany, ze don Genaro był ćmą, lecz przecież siedział ze mną. Wobec tego, co znajdowało się w krzakach? Ćma? Trzaskający dźwięk brzmiał mi w uszach. Nie mogłem Jednak przerwać wewnętrznego dialogu. Słyszałem dźwięk, ale nie byłem w stanie odczuć go w ciele, jak to się działo poprzednio. Posłyszałem wyraźne kroki. Coś skradało się w ciemności. Rozległ się głośny trzask, jakby pękła gałąź i nagle zawładnęło mną straszliwe wspomnienie. Kilka lat temu przeżyłem okropną noc na odludziu. Coś mnie wtedy napastowało, coś bardzo lekkiego i miękkiego chodziło po mojej szyi, podczas gdy ja kuliłem się na ziemi. Don Juan wytłumaczył to wydarzenie, jako spotkanie ze “sprzymierzeńcem", tajemniczą siłą, którą czarownik uczy się postrzegać jako istniejącą realnie. Przysunąłem się bliżej don Juana i wyszeptałem, co sobie przypomniałem. Don Genaro przyszedł na czworakach, żeby być bliżej nas. – Co on powiedział? – zapytał szeptem don Juana. – Powiedział, że tam jest sprzymierzeniec – powtórzył niskim głosem don Juan. Don Genaro odczołgał się z powrotem i usiadł. Potem odwrócił się do mnie i powiedział głośnym szeptem: – Jesteś geniuszem. Zaśmiali się cicho. Don Genaro ruchem brody wskazał na chaparral. – Idź tam i schwytaj go – powiedział. – Zdejmij ubranie i wypłosz diabła z tego sprzymierzeńca. Zatrzęśli się ze śmiechu. Dźwięk ustał. Don Juan polecił mi przerwać tok myśli, a wzrok skupić na krzakach naprzeciw mnie. Powiedział, że ćma zmieniła miejsce z powodu obecności don Genaro. Jeśli ma zamiar pojawić się dla mnie, podejdzie od przodu. Po krótkiej walce o uciszenie myśli znowu odebrałem dziwny dźwięk. Był bogatszy niż przedtem. Najpierw usłyszałem stłumione kroki na suchych gałązkach, a potem poczułem je na ciele. W tym momencie dostrzegłem ciemną masę dokładnie naprzeciw mnie, na skraju chaparralu. Poczułem, że ktoś mną potrząsa i otworzyłem oczy. Don Juan i don Genaro stali nade mną, a ja klęczałem, jakbym zasnął skulony. Don Juan dał mi trochę wody. Usiadłem, opierając się plecami o ścianę. Zaraz potem zaczęło świtać. Chaparral budził się. Ranek był zimny i rześki. Don Genaro nie był ćmą. Moje racjonalne wyjaśnienie okazało się fałszywe. Nie chciałem zadawać dalszych pytań ani też siedzieć cicho. W końcu musiałem coś powiedzieć. – Ale jeśli byłeś w środkowym Meksyku, don Genaro, w jaki sposób dostałeś się tutaj? – zapytałem. Don Genaro zaczai robić jakieś absurdalne i wyjątkowo zabawne miny. – Przepraszam – zwrócił się do mnie – moje usta nie chcą mówić. – Potem odwrócił się do don Juana i zapytał, szczerząc zęby w uśmiechu: – Dlaczego mu nie powiesz? Don Juan zawahał się. Potem stwierdził, że don Genaro jako doskonały artysta magii potrafi dokonywać cudownych wyczynów. Don Genaro nadął się jakby napompowany słowami don Juana. Wydawało się, że to wciągnięte w płuca powietrze powiększyło jego pierś dwukrotnie. Niemal unosił się nad ziemią. Nagle wyskoczył w górę. Miałem wrażenie, że wzniósł się jak balon. Następnie zaczął chodzić tam i z powrotem po klepisku, aż udało mu się opanować niesforne ciało. Poklepał się i z wielką siłą przesunął palcami od góry klatki piersiowej do brzucha, jakby wypuszczał powietrze z dętki. W końcu usiadł. Don Juan uśmiechał się