To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Ciekawe, czy są wrażliwe na promieniowanie? Dziwne stworzenia… Nocą, kiedy grzebał w silniku, dwa z nich sterczały za krzakami, obserwując go uważnie, a potem przyszedł trzeci i wdrapał się na drzewo, żeby lepiej widzieć. Maksym wysunąwszy się z włazu pomachał do niego ręką, a potem dla dowcipu odtworzył najwierniej jak potrafił czterosylabowe słowo, które wczoraj skandował chór. "Pies" siedzący na drzewie okropnie się rozzłościł, błysnął oczami, zjeżył sierść na całym ciele i zaczął wykrzykiwać jakieś gardłowe obelgi. Dwójka kryjąca się w krzakach poczuła się tym widać zaszokowana, bo natychmiast zniknęła bez śladu. Natomiast awanturnik długo się nie mógł uspokoić: syczał, pluł, udawał, że chce napaść i szczerzył białe, rzadkie kły. Wyniósł się dopiero nad ranem, kiedy zrozumiał, że Maksym nie ma zamiaru stanąć z nim do uczciwego pojedynku… Wątpliwe, aby te istoty były rozumne w ludzkim znaczeniu tego słowa, ale z pewnością stanowią jakąś zorganizowaną siłę, skoro potrafiły wypędzić z Twierdzy garnizon z księciem-hrabią na czele… Ale to wszystko na razie domysły i legendy… Dobrze byłoby się teraz umyć: był cały ubrudzony rdzą, a że i kocioł trochę przeciekał, więc skóra piekła go od promieniowania. Jeżeli Zef i jednoręki zgodzą się jechać, trzeba będzie osłonić kocioł kilkoma arkuszami pancerza zerwanego z burt… Daleko w lesie coś huknęło i przetoczyło się echem. Saperzy skazańcy rozpoczęli codzienną pracę. Bezsens, bezsens… Znów huknęło, odezwał się cekaem, poterkotał i zacichł. Było już zupełnie widno. Zapowiadał się pogodny dzień. Niebo było bezchmurne i jednolicie białe, jak błyszczące mleko. Beton szosy lśnił od wilgoci, lecz w pobliżu czołgu rosy nie było, bo od jego pancerza promieniowało niezdrowe ciepło. Potem zza wdzierających się na drogę krzewów pojawili się Zef i Dzik. Zobaczyli czołg i przyspieszyli kroku. Maksym wstał i poszedł im naprzeciw. --- Żyje! --- wykrzyknął Zef zamiast powitania. --- Tak też myślałem. Twoją kaszkę, bracie, tego… Nie było w co zabrać. Ale chlebek przyniosłem, wcinaj. --- Dziękuję --- powiedział Maksym biorąc grubą pajdę. Dzik stał oparty o wykrywacz min i patrzył na niego. --- Wcinaj i zmykaj --- powiedział Zef. --- Tam, bracie, przyjechali po ciebie. Zdaje się, że chcą cię dodatkowo przesłuchać… --- Kto? --- zapytał Maksym przestając żuć. --- Nie zameldował się nam --- powiedział Zef. --- Jakiś zupak obwieszony medalami jak choinka. Wrzeszczał na cały obóz, dlaczego ciebie nie ma, o mało mnie nie zastrzelił… A ja tylko oczy wytrzeszczam i melduję: tak i tak, zginął śmiercią walecznych na polu minowym. Obszedł czołg dokoła i powiedział: "Co za obrzydlistwo" --- siadł na poboczu i zaczął skręcać papierosa. --- Dziwne --- powiedział Maksym, odgryzając w roztargnieniu kawałek chleba. --- Dodatkowe przesłuchanie? Po co? --- Może to Fank? --- zapytał półgłosem Dzik. --- Fank? Średniego wzrostu, kwadratowa twarz, skóra mu się łuszczy? --- Nic podobnego --- powiedział Zef. --- Wielki drągal, pryszczaty, głupi jak stołowe nogi --- legion. --- To nie Fank --- powiedział Maksym. --- Może z rozkazu Fanka? --- zapytał Dzik. Maksym wzruszył ramionami i przełknął ostatni kęs. --- Nie wiem --- powiedział. --- Poprzednio sądziłem, że Fank ma coś wspólnego z konspiracją, a teraz nie wiem nawet, co o tym myśleć. --- W takim razie chyba rzeczywiście będzie dla pana lepiej wyjechać --- rzekł Dzik. --- Chociaż, prawdę mówiąc, nie wiem, co jest gorsze: mutanci czy ta żandarmska szarża. --- Dobra, niech jedzie --- powiedział Zef. --- Kurierem u ciebie nie będzie, a tak przynajmniej przywiezie jakieś informacje z Południa… Jeżeli go tam ze skóry nie obedrą. --- Wy oczywiście nie pojedziecie ze mną --- powiedział Maksym twierdząco. Dzik pokręcił głową. --- Nie --- powiedział. --- Życzę powodzenia. --- Zrzuć rakietę --- poradził Zef. --- Możesz na niej wylecieć w powietrze. Co jeszcze?… Po drodze masz dwa posterunki. Łatwo je przeskoczysz, byleś się tylko nie zatrzymywał. Posterunki zwrócone są na Południe. Dalej będzie gorzej. Potworne promieniowanie, brak żarcia, mutanci, a jeszcze dalej piaski i ani śladu wody. --- Dziękuję --- powiedział Maksym. --- Do widzenia. Wskoczył na gąsienicę, uniósł pokrywę włazu i zsunął się w gorący półmrok. Położył już ręce na dźwigniach, kiedy przypomniał sobie, że pozostało mu jeszcze jedno pytanie. Wychylił się na zewnątrz. --- Słuchajcie --- powiedział. --- Czemu prawdziwe przeznaczenie wież ukrywa się przed szeregowymi konspiratorami? --- Dlatego, że większość w sztabie ma nadzieję przejąć kiedyś władzę i wykorzystywać wieże po staremu, ale do innych celów ---odpowiedział Dzik smutnym głosem. Zef odwrócił się i splunął. --- Jakie są te inne cele? --- zapytał Maksym. --- Wychowanie mas w duchu dobra i wzajemnej miłości --- powiedział Dzik. Przez kilka sekund patrzyli sobie w oczy. Zef stał odwrócony i pracowicie zaklejał językiem papierosa. Później Maksym powiedział: "Życzę wam, abyście przeżyli" i wrócił do swoich dźwigni. Czołg zahuczał, zajazgotał, zachrzęścił gąsienicami i potoczył się do przodu. Kierować pojazdem było bardzo niewygodnie. Siedzenia kierowcy nie było, a sterta traw i gałęzi, którą Maksym ułożył sobie w nocy, bardzo szybko się rozpełzła