To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Narody nowożytne są to społeczności ustabilizowane i trwałe, połączone prawami i rządem, związane z ziemią rodzimą przez rzemiosła i rolnictwo. Plemiona germańskie były dobrowolnymi i płynnymi stowarzyszeniami żołnierzy, omalże dzikusów. Fala podboju i emigracji sprawiała, że na jednym i tym samym terytorium często zmieniali się mieszkańcy. Te same społeczności, jednocząc się w celach obrony albo najazdu, nadawały swojej nowej konfederacji nową nazwę. Rozwiązanie dawnej konfederacji przywracało niepodległym plemionom ich odrębne, choć od dawna zapomniane nazwy. Państwo zwycięskie często dzieliło się swoim mianem z ludem zwyciężonym. Czasami ze wszystkich stron napływały tłumy ochotników pod znaki ulubionego wodza: ich ojczyzną stawał się wtedy jego obóz i wkrótce jakaś okoliczność związana z ich przedsięwzięciem nadawała temu różnorakiemu pospólstwu jedno wspólne określenie. Ci dzicy najeźdźcy tak bezustannie zmieniali wyodrębniające ich rozróżnienia, że zdziwieni poddani Cesarstwa Rzymskiego zupełnie nie mogli się w nich połapać.86 Głównym przedmiotem historii są wojny i sposób prowadzenia spraw państwowych, ale liczba osób biorących udział w tych ruchliwych scenach jest bardzo różna, tak jak i ludzie są różni. W wielkich monarchiach miliony posłusznych poddanych, spokojne i nikomu nie znane, oddają się swoim pożytecznym zajęciom. Uwaga zarówno pisarza, jak i czytelnika skupia się wyłącznie na dworze monarszym, stolicy, wojsku zawodowym oraz tych okręgach, które w danej chwili są teatrem operacji wojskowych. Natomiast w stanie wolności i barbarzyństwa, w porze rozruchów wewnętrznych albo w karłowatych republikach 87 nieomal każdy członek wspólnoty musi działać, a tym samym zwraca na siebie uwagę. Niestały podział i niespokojne ruchy ludów germańskich olśniewają naszą wyobraźnię i chyba z tej racji liczba ich wydaje się nam większa. Mnoga liczba królów i wojowników, armii i narodów skłania nas do zapominania o tym, że pod przeróżnymi nazwami powtarzają się ustawicznie jedne i te same przedmioty i że najwspanialszymi nazwami częstokroć hojnie obdarzono przedmioty zupełnie nieznaczne 1 •'••.'•• Rozdział dziesiąty "•• .•' ' • .'••••••• ••-• '•'••- ••*; CESARZE: DECJUSZ, GALLUS, EMILIANUS, WALERIAN I GALIENUS - POWSZECHNE WTARGNIĘCIE BARBARZYŃCÓW W GRANICE CESARSTWA - TRZYDZIESTU TYRANÓW Od wielkich Igrzysk Stulecia, urządzonych przez Filipa, do śmierci cesarza Galiena upłynęło dwadzieścia lat hańby i nieszczęść. W ciągu tego tragicznego okresu barbarzyńscy najeźdźcy i tyrani wojskowi wciąż dawali o sobie znać, nękając wszystkie prowincje świata rzymskiego i wydawało się, że ostatnia chwila nieuniknionego rozkładu zrujnowanego Cesarstwa już jest blisko. Historykowi, który usiłuje snuć wyraźną i nieprzerwaną nić opowiadania, przeszkadza zarówno panujący w tych czasach zamęt, jak i szczupłość autentycznych źródeł. Dysponując fragmentami niedoskonałymi, zawsze zwięzłymi, często niejasnymi, a czasami sprzecznymi, zmuszony jest dobierać, porównywać i snuć domysły; a chociaż nigdy nie powinien swoich domysłów stawiać w rzędzie faktów, to jednak znajomość natury ludzkiej i niezawodnego działania miotających nią zaciekłych a niepowściągliwych namiętności może w pewnych wypadkach wypełnić brak materiałów historycznych. Tak więc, na przykład, nietrudno sobie wyobrazić, że mordowanie po kolei tylu cesarzy rozluźniło wszelkie więzy wierności pomiędzy władcą a ludem; że wszyscy wyżsi dowódcy wojsk Filipa skłonni byli brać przykład ze swego pana; że widzimisię wojsk, od dawna nawykłych do częstych a gwałtownych przewrotów, mogło każdego dnia wynieść na tron choćby najbardziej nieznanego z ich towarzyszy broni. Historia może do tego dodać tylko tyle, że bunt przeciwko cesarzowi Filipowi wybuchnął w lecie roku dwieście czterdziestego dziewiątego wśród legionów stacjonowanych w Mezji i że buntownicy ci ogłosili cesarzem młodszego oficera 1 nazwiskiem Marinus. Filip się zatrwożył. Bał się, żeby zdrada armii stojącej w Mezji nie okazała się pierwszą iskrą powszechnego pożaru. Doprowadzony omalże do szaleństwa świadomością własnej winy i grożącego niebezpieczeństwa, zawiadomił o buncie senat. Zapanowało tam ponure milczenie, skutek strachu, a może i wrogości wobec cesarza, i dopiero Decjusz, jeden z senatorów, wiedziony duchem godnym jego szlachetnego pochodzenia, ośmielił się przejawić większą od cesarza nieustraszoność. Potraktował on całą sprawę z pogardą, jako porywczy i nie przemyślany bunt, a rywala Filipowego - jako władcę nierzeczywistego, którego za parę dni zniszczy ta sama niestałość, która go stworzyła. Rychłe spełnienie się tego proroctwa napełniło Filipa uzasadnionym szacunkiem dla tak bystrego doradcy, toteż Decjusz wydał mu się jedynym człowiekiem zdolnym przywrócić spokój i karność w armii, której burzliwy duch nawet po zamordowaniu Marina nie od razu dał się uśmierzyć. Zdaje się, że Decjusz,2 który długo się opierał swojej nominacji, dawał Filipowi do zrozumienia, jakim niebezpieczeństwem grozi nadanie dowódcy o takich zasługach gniewnym i niespokojnym żołnierzom. I znowu bieg wydarzeń potwierdził słuszność jego przepowiedni. Legiony stojące w Mezji zmusiły człowieka, który miał być ich sędzią, do tego, aby został ich współwinowajcą. Postawiły go przed wyborem: śmierć albo purpura cesarska. Dalsze jego postępowanie po uczynieniu tego rozstrzygającego kroku było takie, jakie z konieczności być musiało. Poprowadził on swoją armię czy raczej dał się jej pociągnąć aż do granic Italii, dokąd Filip wyruszył mu na spotkanie, zebrawszy wszystkie swoje siły dla odparcia tego groźnego współzawodnika, którego sam przecież wywyższył. Wojska cesarskie górowały liczbą, ale buntownicy byli armią weteranów pod dowództwem biegłego i doświadczonego wodza. Filip bądź poległ w bitwie, bądź też został stracony w Weronie w parę dni później. Jego syna, a zarazem współwładcę, zamordowali w Rzymie gwardziści pretoriańscy, a zwycięski Decjusz jednogłośnie został uznany przez senat i prowincje, przy czym jego wyniesieniu na tron towarzyszyły okoliczności bardziej przemawiające na jego korzyść, niż to przeważnie bywało w tym stuleciu. Podobno natychmiast po niechętnym przyjęciu tytułu augusta zapewnił on Filipa za pośrednictwem tajnego gońca o swoich jak najlepszych zamiarach i lojalności, obiecując mu uroczyście, że natychmiast po przybyciu do Italii zrzeknie się oznak władzy cesarskiej i powróci do stanu posłusznego poddanego