To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Ale ja, wydając polecenie naszemu Mózgowi pomniejszyłam znaczenie śmierci - co prawda niezupełnie, ponieważ Prawo Pierwsze nigdy nie może być złamane, ale dostatecznie, aby Mózg był w stanie uporać się z tym równaniem. Dało mu to czas na uzyskanie pewności, że po okresie trwania samego skoku ludzie ponownie wrócą do życia. A więc innymi słowy, ta tak zwana "śmierć" była fenomenem chwilowym, bez żadnych poważniejszych następstw. Rozumiecie? Rozejrzała się dookoła. Wszyscy słuchali z niezwykłą uwagą. - Otóż zaakceptował to - kontynuowała - ale nie bez pewnych trudności. Nawet świadomość chwilowej śmierci wytrąciła go z równowagi psychicznej - uśmiechnęła się lekko. - A więc jako metodę chwilowej ucieczki od rzeczywistości wytworzył w sobie coś, co mogę nazwać tylko poczuciem humoru. Po prostu stał się żartownisiem. Powell i Donovan zerwali się na równe nogi. - Co takiego?! - wrzasnął Powell. Wyrażenie Donovana było zbyt dosadne, aby można je było przytoczyć w całości. - Dokładnie tak - odparła Calvin. - Dbał o wasze bezpieczeństwo, ale nie mogliście obsługiwać żadnych urządzeń, ponieważ nie były przeznaczone dla was. Mogliśmy mówić do was przez radio, ale wy nie mogliście odpowiedzieć. Mieliście mnóstwo jedzenia, ale tylko mleko i fasolę. Potem umarliście - w pewnym sensie - i powróciliście do życia, ale okres waszej śmierci został hmm... uatrakcyjniony. I naprawdę chciałabym się dowiedzieć, jak on to właściwie zrobił? Wasza śmierć to był jego najlepszy żart, ale nie miał on na celu wyrządzenie wam żadnej szkody. - Nie chciał żadnej szkody! - warknął Donovan. - Żałuję tylko jednego: że ten metalowy pajac nie ma żadnych kości do połamania. Lanning uspakajającym ruchem uniósł rękę. - W porządku. Wygląda na to, że kłopoty mamy już za sobą. Tylko co dalej? - Musi być jakiś sposób - włączył się Bogert - aby obejść to zjawisko "śmierci" podczas skoku. Mamy superroboty. a więc powinniśmy się tym zająć. A wtedy - Amerykańskie Roboty miałyby patent na podróże międzygalaktyczne, a cała ludzkość szansę na stworzenie galaktycznego imperium. - A co ze Zjednoczonymi? - wtrącił Lanning. - Chwileczkę! - przerwał Donovan. - Mam pomysł. Przecież władowali Amerykańskie Roboty w całkiem niezłe tarapaty. Co prawda nie były tak poważne, jak tego oczekiwali i ostatecznie wyszło na nasza korzyść, ale ich intencje były jasne, zaś Greg i ja musieliśmy przejść przez większość z tych tarapatów. - Chcieli odpowiedzi, a więc niech ją dostaną - kontynuował. - Wyślijmy im ten statek i zainkasujmy obiecane dwieście tysięcy plus koszty budowy. A jeżeli zechcą go przetestować - no cóż, czy mimo wszystko nie sądzicie, że Mózg zasłużył sobie na trochę więcej zabawy? - Dla mnie brzmi to właściwie - powiedział z powagą Lanning. - I jeśli mogę zauważyć - dodał Bogert - mieści się ściśle w warunkach kontraktu. DOWÓD Ale ostatecznie wszystko zakończyło się pomyślnie - powiedziała dr Calvin w zamyśleniu. - Sam statek, a potem inne tego typu stały się własnością rządowa, skok nadprzestrzenny został w dużej mierze udoskonalony i od kilku już lat w najbliższych systemach mamy rozwijające się pomyślnie kolonie ludzi. Ale nie to było najważniejsze. Skończyłem już obiad i obserwowałem ją poprzez dym z mego papierosa. Najważniejsza była zmiana w umysłach ludzi tutaj, na Ziemi. To się naprawdę liczyło. Gdy się urodziłam, młody człowieku, kończyła się właśnie ostatnia wojna światowa. Jest to mroczna karta historii - ale jednocześnie był to koniec nacjonalizmu. Ziemia stała się już zbyt mała dla różnych, skłóconych ze sobą państw toteż zaczęły się one skupiać w Regiony. Oczywiście, zajęło to jakiś czas. Gdy się urodziłam, Stany Zjednoczone wciąż były państwem i jeszcze niezupełnie częścią Regionu Północnego. W rzeczywistości, nazwa naszego Koncernu wciąż brzmi Amerykańskie Roboty... - A zamiana z państw w Regiony, która ustabilizowała naszą ekonomię i doprowadziła w efekcie do tego, co nazywamy potocznie Złotym Wiekiem, została także spowodowana przez nasze roboty. - Myśli pani o Maszynach? - wtrąciłem. - Sam Mózg, o którym pani właśnie opowiadała, był jednocześnie jedną z pierwszych Maszyn, prawda? - Tak, to prawda. Ale nie chodziło mi wyłącznie o Maszyny. Raczej o człowieka. Zmarł zeszłego roku - w jej głosie niespodziewanie zabrzmiał głęboki smutek, - Albo przynajmniej odszedł sam, bo wiedział, że nie jest już dłużej potrzebny. Myślałam o Stephenie Byerley'u. - Tak, domyśliłem się tego. - Po raz pierwszy wystąpi! publicznie w 2032 r. Był pan wtedy jeszcze chłopcem, a więc niewiele pan z tego okresu pamięta