To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
.. Taką równowagę osiąga się jedynie dzięki zrozumieniu, a nie przez przeżycie jeszcze dziesięciu kolejnych lat. Jeżeli nauczę się czegoś w swych snach, wszystko ze mną będzie w porządku, niezależnie od tego, co się jeszcze stanie. Może byłoby inaczej, gdybym kochał tak bardzo jak ty i był równie kochany. Czy teraz, czy później, bardzo bym chciał nauczyć się wystarczająco dużo, żeby kiedy ujrzę nadchodzącą śmierć, moją jedyną reakcją było: „Okay”. - Nikt tak nie robi! Zapomnij o świętych! Nikt nie osiąga takiego ostatecznego spokoju i stanu pogodzenia się z losem to wcale nie jest pojednanie, jeżeli człowiek się poddaje, ponieważ jego ciało jest już tak wyczerpane, że wszystko wydaje mu się lepsze od całego tego pierdolonego bólu i strachu! - Jeszcze tydzień temu prawdopodobnie zgodziłbym się z tobą, Jesse, ale dzisiaj nie jestem tego tak pewny. - Ale ufasz tym snom?! - A dlaczego mam nie ufać? - Ponieważ to śmierć do ciebie mówi! A śmierć jest wrogiem, Wyatt. Dlaczegóż miałaby wchodzić z tobą w układy czy pozwalać ci zerknąć w pozazmysłową przestrzeń, skoro ma w garści wszystkie atuty? Nie wolno ci jej ufać! - Masz rację, ale być może nauczę się wystarczająco dużo, by zaufać sobie, i to już będzie coś. Zdarzają mi się takie chwile, może raz na miesiąc, kiedy w głowie mam absolutną pustkę. Dosłownie: nie wiem, kim jestem ani gdzie się znajduję - zupełnie nic. Kiedy byłem młodszy, te przymusowe wycieczki poza granice umysłu przerażały mnie, obawiałem się bowiem, iż popadam w obłęd; po latach jednak nauczyłem się niemal z nich cieszyć. Dawniej, kiedy nadchodził taki moment niepamięci, kamieniałem, starając się ze wszystkich sił przypomnieć sobie cokolwiek. Jak się nazywam? Co się stało? Cholernie chciałem wypatrzyć w ciemności wąski promyczek światła, który na powrót połączyłby mnie z rzeczywistością. Teraz, kiedy jestem starszy, wiem, że mój umysł przerzuca lewarek na luz i idzie na biegu jałowym. Za minutę zaskakuje na nowo, więc już się tym nie martwię. Gdy po raz pierwszy ujrzałem w Wiedniu Emmy Marhoun, wynurzyłem się właśnie z jednej z takich umysłowych zapaści i ponownie dopasowywałem się do świata zewnętrznego. Odjechaliśmy już z Jesse’em z cmentarza po trwającej długi czas sprzeczce na temat tego, co powinienem począć z owym dziwnym darem ofiarowanym mi przez sny. Nie miałem pojęcia, do czego mógłbym być jeszcze zdolny ponad to, czego już dokonałem, ale ponieważ każdy z nas obstawał przy swoim, dyskurs przerodził się w okazywanie przez niego złości, a przeze mnie uporu. Podczas drogi powrotnej do miasta cały czas mruczał z niezadowoleniem pod nosem. Ponieważ znalazłszy się znowu w hotelu, nie miałem ochoty spotkać się z Sophie i wyjaśniać jej, gdzie byliśmy, zaczekałem, aż Jesse odjedzie, i poszedłem na spacer. Naprzeciwko Opery, po drugiej stronie ulicy, znajduje się mała cukiernia - dobywały się z niej tak nęcące aromaty, że wszedłem. Wnętrze lokaliku było zatłoczone, ale szczęśliwie wypatrzyłem w kącie wolny stolik. Zamówiłem ciastko oraz kawę i usiadłem, czując się po raz pierwszy tego dnia szczęśliwy. Nie miałem najmniejszej ochoty zaprzątać sobie czymkolwiek głowy; pragnąłem jedynie siedzieć w tym przytulnym miejscu, otoczony słodkimi zapachami oraz plotkującymi kobietami i jeść prawdziwy wiedeński sernik. A potem... Znam kogoś, kto wszystkie swoje listy podpisuje frazą: „Szkoda więcej słów”. Tak właśnie się czułem; nie byłem zdolny do zebrania myśli, więc postanowiłem pozwolić odpocząć językowi oraz zmysłom. Mój umysł zaaprobował tę decyzję i nagle przestałem istnieć. Trwało to dostatecznie długo, by kelnerka zdążyła postawić przede mną zamówiony smakołyk. Wracając z obłoków na ziemię, zerknąłem kilka razy na ciasto na stoliku, a potem, podczas gdy w mojej głowie stopniowo się przejaśniało, spojrzałem na ludzi stojących przy kontuarze. Wówczas to ujrzałem Emmy Marhoun czekającą w kolejce. Tylko że to nie mogło być prawdą - Emmy Marhoun nie żyła od ponad trzech lat! Znałem ją z czasów, kiedy pracowała jako redaktorka w jednym z nowojorskich wydawnictw. Poznaliśmy się, gdy mój telewizyjny show sięgnął szczytów popularności. Napisała do mnie list z pytaniem, czy nie interesowałoby mnie przygotowanie dla nich książki na temat mojego programu. Kilka razy zjedliśmy razem kolację i polubiłem ją. Była mądrą, dowcipną i w pewien sposób agresywną i przedsiębiorczą kobietą, która zwykle dostawała to, czego chciała. To, iż była bardzo piękna, nie raniło mnie wcale. Gdybym był hetero, zakochałbym się w niej z całą pewnością, natomiast w tym stanie rzeczy zakradłem się zupełnie niewinnie, co zaowocowało naszymi dalszymi spotkaniami nawet po tym, gdy nie zgodziłem się na jej projekt. W jakiś czas później ktoś mi powiedział, że Emmy nie żyje - spadła z konia, który kopnął ją w głowę. Jak widać, jest wiele niezwykłych sposobów umierania