To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Krystyna widziała ojca raz jeden tylko pijanym, odkąd była w domu - pewnego wieczora podczas wesela na Formo. Zataczał się nieco i mówił ochrypłym głosem, ale i wtedy nie był zupełnie wesół. Przypomniała sobie ojca z czasów swej młodości, na wielkich pijaty kach podczas uroczystych świąt i biesiad; jak się śmiał z całego serca, przy każdym żarcie klepał się po udach i każdego męża, który mu się zdawał równej z nim mocy, wzywał na zapasy, by zmierzyć z nim siłę swych mięśni, jak ujeżdżał konie i pląsał ochoczo w tańcu, ale najbardziej się śmiał, kiedy sam niepewnie stał na nogach; jak rozdawał dary i promieniał dobrotliwością i życzliwością ku wszyst kim. Domyślała się, że ojcu trzeba od czasu do czasu silnego oszoło mienia pomiędzy ustawiczną pracą, surowymi postami i cichym pożyciem domowym wśród swoich, którzy w nim widzieli najlepsze go przyjaciela i podporę. Czuła również, że jej mąż nigdy nie ma potrzeby upijać się na umór, pewnie dlatego, że tak bardzo sobie folgował nawet po trzeźwemu i zawsze szedł za swymi zachciankami nie myśląc wiele o tym, co słuszne, a co nie, ani też co ludzie uważają za dobry obyczaj i roztropne zachowanie. Erlend był, o ile chodzi o mocne trunki, najbardziej umiarkowanym mężem, jakiego znała; pił tylko, by ugasić pragnienie albo dla towarzystwa, ale trunek niewiele dla niego znaczył. Teraz skończyła się zażyłość Lavransa z piwną misą. Nie było już w nim tego, co by chciał wyzwolić podchmieliwszy sobie. Nigdy bowiem ani przez myśl mu nie przeszło topić swoje troski w pijatyce i teraz także nie zamierzał tego czynić; według jego mniemania człowiek powinien z radością zasiadać do picia. Z umartwieniami zaś swymi w inną zwrócił się stronę. Jakby w półmroku wynurzał się przed córką zawsze jeden obraz: ojciec w ową noc, kiedy kościół spłonął, pod krucyfiksem, który wyratował z płomieni, na poły niosąc krzyż, na poły opierając się oń. Nie wgłębiając się w sedno rzeczy przeczuwała jednak Krystyna, że lęk o to, co czeka ją i jej dzieci u boku tego męża, którego sobie sama wybrała, i poczucie własnej bezsiły w tym względzie jest lwią częścią trosk, które tak bardzo odmieniły ojca. To poznanie wżerało się potajemnie w jej serce. Przyjechała do rodzinnego domu, znużona niepokojem ostatniej zimy, znużona lekkomyślnością, z jaką sama uspokajała się wobec beztroski Erlenda. Wiedziała, że jej małżonek był i pozostał rozrzutny, że nie ma zupełnie pojęcia o zarządzaniu swymi dobrami, które z wolna, lecz ustawicznie pomniejszały się w jego ręku. Wprawdzie zdołała go nakłonić, by uporządkował to i owo według rady jej i siry Eilifa, ale nie mogła zmusić się do tego, by ciągle mówić z nim o tych sprawach; tak bardzo nęciło ją, żeby raz w życiu weselić się wraz z nim. Była zmęczona ciągłą walką i zwadą ze wszystkim dokoła i z własnym sercem. Lecz natura jej była już taka, że nawet własna niefrasobliwość trwożyła ją i męczyła. Tu w domu pod opieką ojca spodziewała się znowu odzyskać spokój dzieciństwa. Ale ciągle czuła się jednako niepewnie. Erlend miał teraz znaczne dochody ze swego urzędu, ale za to występował z coraz większym przepychem, otaczał się coraz liczniejszą służbą i drużyną. Poza tym zaś zaczął ją trzymać z dala od wszystkiego, co nie dotyczyło ich najbliższego współżycia. Domyślała się, że Erlend nie chce, aby jej czujne oczy patrzyły na to, co robi i czego zaniedbuje. Z mężczyznami rozmawiał bardzo chętnie o wszystkim, co widział i przeżył na dalekiej północy, jej zaś nie wspominał o tym nigdy. Do tego dołączyły się jeszcze inne sprawy. W ostatnich latach zetknął się Erlend kilkakrotnie z panią Ingebjórgą, królową-matką, i z panem Knutem Porse; nigdy nie przytrafiło się tak, aby i ona była przy tym obecna. Teraz pan Knut został księciem duńskim, córka króla Haako-na zawarła z nim małżeńskie śluby. Wielu norweskich panów niechętnie na to patrzyło; powzięto nawet pewne kroki przeciw dostojnej pani, czego Krystyna zupełnie nie rozumiała. A biskup z Bjorgvinu przesłał potajemnie na Husaby kilka skrzyń; znajdowały się one na pokładzie „Margygren”, statek zaś stał niedaleko Neset. Erlend otrzymywał różne listy i miał zamiar na lato wybrać się do Danii. Chciał koniecznie zabrać z sobą Krystynę, ale sprzeciwiła się temu. Pojmowała, że Erlend czuje się między tymi znamienitymi ludźmi jak równy im stanem i miły krewniak, i obawiała się,- nie można było polegać na tak nierozważnym człowieku jak Erlend. Ale mimo to nie miała odwagi z nim jechać - tam przecież nie będzie mogła pomagać mu radą, a nie chciała narazić się na niebezpieczeństwo spotkania się z ludźmi, pośród których ona, prosta gospodyni, nic by nie znaczyła. Poza tym obawiała się morza; choroba morska wydawała się jej czymś gorszym niż najcięższy połóg. Tak więc żyła na ojczystym dworze z sercem drżącym i pełnym niepokoju. Pewnego dnia wybrała się konno z ojcem w dół doliny na Skjenne. I widziała znowu ów osobliwy skarb, który ludzie na tym dworze posiadali. Była to ostroga z litego złota, wielka i starodawnego kształtu, z dziwacznymi ozdobami. Krystyna podobnie jak każde dziecko w gminie wiedziała, skąd ona pochodziła. Niedługo po wprowadzeniu w tej dolinie chrześcijaństwa przez króla Olafa, Audhilda, urocza dziewica ze Skjenne, została zwabiona przez króla gór. Ustawiono kościelne dzwony na szczycie gór i dzwoniono na dziewczynę