To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Już w tym momencie oboje byli dobrze wstawieni i objęci wpół, z trudem zmierzali do wytyczonego celu, bezustannie obijając się o ściany korytarza, na przemian czkając i chichocząc. Raz nawet oboje się przewrócili i gdy Dick padł na jej plecy, wrzasnęła jak nastolatka, której ktoś niespodziewanie zadarł spódnicę. Całe Szczęście, że większość pasażerów pierwszej klasy nie była zdolna zwrócić na tę scenę uwagi. Natychmiast gdy dotarli do kajuty Diany (temat: „Złoto”), lady FitzPerry demonstracyjnie rozebrała się. Naga, zgrabna, podbiegła do Dicka i zaczęła obsypywać go tak namiętnymi pocałunkami, że wkrótce niemal stracił oddech. — Oto nadszedł moment prawdy! — zawołała. — Otwórz j więc butelkę szampana i wypijmy za prawdę. Wypili za prawdę. A potem… Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że Dick zupełnie nie pamiętał, jak ta noc się skończyła. Jak przez mgłę Spamiętał jedynie picie szampana i szaloną orgię, podczas której oboje stracili wszelkie hamulce, a potem nagle nic. Pamiętał, jak lady Diana pieściła ustami jego członek, jak śmiała się z jakiegoś jego szczegółu, w którymś momencie wspomnienia się urwały i następowało przebudzenie we własnej kabinie, z ogromnym kacem rozsadzającym czaszkę. Podszedł do umywalki, odkręcił kran i wypełnił zlew letnią wodą. Zaczął spryskiwać nią swoją twarz w bezskutecznym wysiłku doprowadzenia się do stanu używalności. W owalnym lustrze ujrzał swe odbicie: tak wyglądałaby zapewne jego podobizna w gabinecie figur woskowych Madame Tussaud. B…B…Bóg wwwwie, co po…powie sssir Peregrine, kkie…kiedy zo…zobaczy go w t…t…takim sta…stanie na… na mo…mo…mo…stku, pomyślał. Tajał powoli, wciąż zastanawiając się nad tym, co mu się przydarzyło tej nocy. Przecież kobieta taka jak lady Diana mogła owinąć sobie wokół palca każdego z przynajmniej dwudziestu młodych arystokratów, którzy podróżowali „Arkadią”. Było tu nawet dwóch parów, dlaczego więc wybrała właśnie jego, czwartego oficera, Dicka Charlesa? Przecież to nie miało sensu. Owszem, wiedział, że jest w miarę przystojnym i inteligentnym młodym człowiekiem, mimo że się jąkał. Potrafił jeść rybę dwoma widelcami, dobrze znał francuski i portugalski, od biedy kantoński, ale i tak nie mógł zrozumieć, dlaczego łady Diana… Przecież gdyby chodziło jej o seks i nic więcej, nawet w trzeciej klasie znajdowali się młodzi i przystojni mężczyźni, którzy dobrze potrafiliby jej dogodzić. Otworzył trzy szuflady, zanim znalazł parę czystych majtek i podkoszulek. Niepewnie ubrał je, jakby należały do kogoś innego. Następnie włożył niebieskie skarpetki i wreszcie zadzwonił na stewarda, by przyniósł mu gorącą czarną kawę, trzy aspiryny i kanapkę z szynką. W tym samym czasie Edgar Deacon pukał do drzwi apartamentu sir Peregrine’a. Percy Fearson stał obok niego z fryzurą rozwianą przez wiatr. — Proszę! — zawołał sir Peregrine, po czym chrząknął głośno. Edgar otworzył drzwi i obaj weszli do środka. W salonie kapitana było gorąco i unosił się zaduch właściwy tylko liniowcom oceanicznym: zapach farb, oleju, skóry i świeżo wypieczonego pieczywa. — Dzień dobry, sir Peregrine — powiedział Edgar tonem człowieka, który z trudem nad sobą panuje. — Czy dobrze pan spał? Pytanie było niespodziewane, dlatego sir Peregrine najpierw uniósł głowę, potem przymrużył oczy, jakby z trudem skupiając spojrzenie na swych gościach, i dopiero wtedy odpowiedział: — Dziękuję, panie Deacon, nieźle. A pan? Sir Peregrine siedział w fotelu wystawionym na środek salonu, w pozie starego i niepopularnego monarchy. Wciąż miał na sobie płaszcz kąpielowy i skórzane klapki, a przez szyję przewieszone okulary do czytania. Czytał właśnie Vanity Fair i książka przełożona była przez poręcz fotela tak, by kapitan mógł w każdej chwili kontynuować czytanie od tego samego miejsca. Teraz jednak patrzył na Edgara z niechęcią. Nie cierpiał go i przypuszczał, że z wzajemnością. Mylił się gruntownie. Edgar ze współczuciem obserwował tragedię sir Peregrine’a, jej głębia przejmowała go wręcz bólem. — Dowiedziałem się, że rozkazał pan Philipsowi, aby nie opuszczał swojej kajuty — powiedział Edgar. Ręce trzymał w kieszeniach spodni. — Poleciłem panu Philipsowi, aby uważał się za aresztowanego, jeśli o to panu chodzi — odparł sir Peregrine. — Czy będę niegrzeczny, jeżeli zapytam dlaczego? Sir Peregrine znów chrząknął. — Jestem kapitanem tego statku, panie Deacon. Jako taki, mam zarówno prawo, jak i obowiązek czynić wszystko, co jest legalnie dozwolone, w celu ochrony statku przed niebezpieczeństwem, a także jego załogi, ładunku i pasażerów. — Rozumiem, że uznał pan w związku z tym za niezbędne zamknięcie pana Philipsa w jego kabinie. — Czyżby kwestionował pan mój autorytet? — zapytał gwałtownie sir Peregrine. — Czy z tym pan tutaj przyszedł? Z zaciśniętymi ustami wpatrywał się w Edgara. — Chcemy po prostu wiedzieć, co się tutaj dzieje. — Niespodziewanie do rozmowy wtrącił się Pearcy Fearton. — Pan Philips zatelefonował do mnie przed kilkunastoma minutami i opowiedział mi swoją wersję wydarzeń. Uważam, że teraz powinniśmy wysłuchać pańskiej. — Tak? — zapytał sir Peregrine i westchnął. — A cóż takiego pan Philips powiedział? — Zachowuje lojalność wobec pana, jeżeli o to chodzi. Nie powiedział niczego przeciwko panu. — To nie oznacza jeszcze lojalności. — Nie tym jednak chcemy się teraz zajmować. Aresztowanie pierwszego oficera przez kapitana statku to poważne wydarzenie. Pan Philips jest szanowanym oficerem Keys Shipping, jak panu wiadomo, sprawuje również funkcję kapitańską. Dlatego tym bardziej chcemy wiedzieć, co zaszło, i to jak najszybciej. Nie życzymy sobie skandali, szczególnie podczas tej podróży. — Nie będzie żadnego skandalu — stwierdził sir Peregrine, krzywo się uśmiechając. — Poleciłem panu Philipsowi zamknąć się w kajucie, gdyż wyniknęło między nami nieporozumienie co do metod sprawowania władzy na statku. To nieprzyjemna historia i nikomu nie zależy na jej nagłaśnianiu, zapewniam pana