To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Hoża 7 — art. żywnościowe na dużą skalę), firma Szumilin (ul. Miodowa), dom handlowy Barański i Barcikowski (art. rolnicze; Barcikowski kierował Warszawską Hurtownią Aprowizacyjną), Jaworski (ul. Chmielna 6), Fijałkowski (ul. Czackiego 9), Sierawski i Trąmpczyński (Al. Jerozolimskie) i wielu innych niezapamiętanych, bądź nieznanych mi. Ostatnie trzy firmy, były firmami nasienniczymi. Trudniły się one specjalnie zaopatrywaniem getta w żywność i surowce do produkcji artykułów spożywczych. Firmy te działały w porozumieniu i rozliczały się z pewnej części transakcji z Gminą Żydowską. Pracą tych firm i rozliczeniami kierował prezes Spółdzielni Nauczycielskiej — Mikołaj Nowak. Zamówienia najczęściej przyjmowano telefonicznie — według ustalonego hasła. Z firmami tymi współpracowali między innymi prof. Wł. Łuczywek, Skalski (zginął za tę pracę na Majdanku) oraz inż. Marenge — pracownik firmy Fijałkowski a zarazem zatrudniony w Departamencie Rolnictwa Delegatury Rządu na Kraj, stąd istniała też możność bezpośredniego oddziaływania Delegatury na pomoc zaopatrzeniową dla getta. Nowak zaopatrywał getto w olej, pochodzący z olejami przy ul. Potockiej. Dostawy oleju do getta odbywały się drogą szmuglu przez „wachę", głównie przez bramę na Nalewkach. Przerzut tego towaru szedł również przez tramwajowe warsztaty naprawcze na ul. Okopowej przy Powązkowskiej. Front budynku wychodził na dzielnicę aryjską, zaś tyły na getto. Tu, przy okazji, należna dygresja pod adresem braci tramwajarskiej. Swoją odważną postawą i działaniem uratowali przed łapankami tysiące Polaków i Żydów, przewożąc ich odpowiednio sprytnie przez łapankę lub wysadzając z tramwaju odpowiednio wcześniej. Często konduktor ukrywał w jakimś schowku w tramwaju paczkę z bronią, czy ulotkami. Tramwajarze zabierali Żydów z getta i przewozili poza mury. Na terenie getta, zwalniając bieg tramwaju we wskazanych miejscach, ułatwiali Polakom wyskakiwanie lub wyrzucanie paczek. Gdy skasowano linie tramwajowe przechodzące przez teren getta, jadąc powoli w bezpośredniej bliskości murów (ul. Okopowa), 154 ułatwiali w ten sposób szmuglerom przerzucanie paczek z towarami (głównie żywność) przez mury do getta. W miarę rozwijania się bazy zaopatrzeniowej, założona została na terenie Instytutu Głuchoniemych spółdzielnia pn. „Samopomoc Społeczna". Prezesem jej został prof. Łuczywek. Prowadziła ona taką samą działalność, jak spółdzielnia nauczycielska i wymienione wyżej trzy firmy. Prof. Łuczywek, poza kontaktem telefonicznym, utrzymywał stały punkt kontaktowy przy ul. Pięknej 26 w suterenie, w prowadzonej przez siebie pracowni kapeluszy. Ekspedientem w tej pracowni był ks. Julian Olejnik, kapelan AK, dziś dziekan w Turku. Akcję tę prowadzono w porozumieniu z OW-KB i AK. Płk. „Rawicz'' — Bąkowski z OW-KB, wspomagał tę działalność, dostarczając zaopatrzenie ze swego majątku w Skierniewicach. Cała ta akcja polegała zasadniczo na transakcjach odpłatnych, ale marża zysku skalkulowana była bardzo nisko. Z nadwyżek pokrywano straty nadzwyczajne, takie, jak np. konfiskata 12 platform z kartoflami, która nastąpiła na skutek spóźnienia się na „wachę'' z przekupionym wachmanem (1942 r.) Złapany został na tym prof. Łuczywek i oddany do Preisüberwachungstelle — Krakowskie Przedmieście l, skąd ocalił się niemalże cudem. Co pewien czas spółdzielnia przekazywała transporty żywności gratis na rzecz Gminy, czy sierocińców. Żywność przekazywana do getta pochodziła często z okradanych transportów niemieckich, np. pszenica z dworca wschodniego przechowywana — przez czas jej poszukiwania przez policję — w kotłowni szkoły przy ul. Śniadeckich. Stowarzyszenie restauratorów przy ul. Wielkiej 24 przerzucało do getta wiele artykułów żywnościowych m.in. mąkę, szynki, pastę pomidorową, ogórki. Akcję przerzutu organizował ówczesny magazynier stowarzyszenia Tadeusz Kur, który m.in. robił to i prywatnie na ul. Mławskiej, której był mieszkańcem. Stwierdza on relacyjnie, że zaopatrzenie w 1940 r. było tak dobre, że odbiorcy z getta przyjmowali tylko towar dobrego gatunku, dlatego też nie kupili jednej partii mąki pszennej lekko zatęchłej, nawet za bardzo niską cenę, nie kupowali gorszych gatunków kasz. Potwierdził to K. Mendelson z ŻZW. Nad zaopatrzeniem getta w żywność i surowce spożywcze, wypadło zatrzymać się dłużej, w celu pokazania charakterystycznych, szmuglerskich dróg jej przerzutu. Była to kwestia pierwszorzędnej wagi z racji ogromnej masy żywności potrzebnej codziennie dla wyżywienia pół miliona zamkniętych ludzi. „Ręczni szmuglerzy", mimo ich ogromnej liczby, byli zbyt „drobnotowarowi”, by mogli w pełni podołać zadaniu i potrzebom. Godna szerszego omówienia jest cała armia drobnych kupców wojennych — nie zawodowych, rekrutujących się przeważnie z urzędników (głodujących za okupacyjne pensyjki), którzy trudnili się drobnotowarowo hand- 155 lem z gettem. Np. mgr Henryk Łukaszewski — skarbowiec, handlował cukierkami i waflami wyrabianymi przez kilka firm żydowskich, takich jak: Firma Almond — ul. Leszno — cukierki, firma Omega — ul. Twarda — wafle, wytwórnia cukierków przy ul. Ciepłej i inne. Przeprowadzał transakcje ze stroną aryjską (częściowo szmuglował) w sprawach sprzedaży i inkasa, oraz zaopatrywał producentów w różne potrzebne specyfiki i... wiejskie masło. W tej samej branży działał Adam Skarżyński, który złapany w lipcu 1942 r. na szmuglu, za nie wydanie adresu odbiorcy (rzekomo aryjczyka), poszedł na cztery miesiące do Treblinki. Cukierki, pończochy, zegarki itp. towary mało przestrzenne łatwe były do szmuglu osobistego. Szmuglowano jednak również rzeczy duże np. kupony skór i całe bele materiałów. Mój kolega rtm. Tomasz Lisowski, garbarz, żołnierz AK, podkomendny kpt. „Szymona" — Józefa Krzyczkowskiego (Kmdta VIII Rejonu VII Obwodu Warszawskiego Okręgu AK — Kampinos) — ekspediował tekstylia od braci Jankla i Menasze Drejzlerów