To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Jedną ręką ściskał rozwartą, zębatą paszczę jaszczurki z lewej poręczy, drugą podpierał głowę. Korsibar przestał ostatnio strzyc brodę, choć dawniej czynił to regularnie. Aliseeva i inne kobiety z dworu twierdziły, że wygląda przez to znacznie starzej. Ba, pojawiło się w niej także kilka siwych włosów! Ale też przeżywał trudne czasy, na które nie przygotowało go znane od dzieciństwa, wygodne życie. Był z nim Sanibak-Thastimoon, książę Serithorn, hrabia Iram, Venta z Haplior i kilku innych najbliższych doradców. Pilnowali go dwaj gwardziści Skandarzy na wypadek, gdyby prokurator miał zamiar popełnić jakiś lekkomyślny czyn. Dantirya Sambail stał tymczasem przed Koronalem dumnie, na szeroko rozstawionych nogach, z założonymi do tyłu rękami. Za nim zajął miejsce hrabia Farquanor, dziwnie blady, z twarzą skrzywioną w grymasie. Powoli, tego dnia bowiem był bardzo zmęczony, Korsibar powiedział: - Nazwałeś mnie swoim panem. Nie jesteś moim wrogiem, sam to powiedziałeś, a jednak twe armie wyszły w pole przeciwko mnie. Jak to się dzieje, że twoi żołnierze nie wiedzą najwyraźniej, iż nie jesteś mi wrogi? Prokurator skinął głową, wskazując mapy na ścianie. - Czy wojska dowodzone przez mych braci zadały ci jakieś poważniejsze straty? - spytał. - W bitwie nad Jhelum, owszem. Wiem to od Farholta. - A co z bitwą pod Stymphinor? - To była krótka bitwa. Navigorn pokonał Prestimiona w ciągu pół godziny. Nie ponieśliśmy tam większych strat. - Wyślij posłańca do Navigorna, mój panie. Niech powie ci, czy armie Zimroelu stanęły przeciwko niemu w tej bitwie. Powiedz mu, iż utrzymuję, że wojska dowodzone przez mych braci Gaviada i Gaviundara nie brały udziału w walce, lecz wstrzymały się, póki Prestimion nie został pokonany. Zobaczymy, co na to powie. Korsibar wplótł palce w brodę i pociągnął ją gestem charakterystycznym dla diuka Svora, od którego zapewne przejął ten manieryzm. Głowa za oczami pulsowała mu bólem. - Jeśli pod Stymphinor były twe wojska, które zaprzysięgły wierność Prestimionowi, to dlaczego tego dnia nie wzięły udziału w bitwie? - spytał. - Ponieważ taki wydałem im rozkaz. Nie zaprzeczę, mój panie, że w pierwszych dniach buntu byłem sojusznikiem Prestimiona. Łączą nas więzy krwi. Ale nigdy nie miałem sympatii dla jego sprawy. - I dlatego użyczyłeś mu wojska? - Użyczyłem mu wojska, owszem, bo mu to obiecałem. Nad Jhelum pozwoliłem swym oddziałom walczyć przeciwko tobie. Był to jednak wyłącznie manewr, który miał napełnić go dumą z łatwego zwycięstwa i przygotować decydującą klęskę. W następnej bitwie armie Zimroelu spóźniły się na pole walki... także na mój rozkaz. - Co takiego? Och, jesteś przebiegły jak wąż! - Przebiegłość swą oddaję na twoje usługi, panie. Sprawa Prestimiona wygląda beznadziejnie. To, co dla mnie było jasne od początku, w tej chwili nie podlega już dyskusji. Prestimion to jeden człowiek przeciw całemu światu, ty masz poparcie ludu, więc zwyciężysz. Może i przegrasz w jednej czy drugiej bitwie, los Prestimiona jest jednak przesądzony. - Powiedzieli ci to twoi magowie? - spytał Korsibar, zerkając na Sanibaka- Thastimoona. - Powiedziała mi to moja głowa. - Dantirya Sambail stuknął się palcem w piegowate czoło. - Cała zamknięta w niej mądrość, a zapewniam cię, panie mój, że jest jej niemało, mówi mi, że próbując obalić twą władzę, Prestimion chce dokonać niemożliwego. Więc wycofuję swe poparcie dla niego jako człowiek, który nie lubi poświęcać się dokonywaniu niemożliwego. Przybyłem do ciebie, narażając się na niewygody, panie mój, w ciągu półtora roku podróżowałem w błyskawicznym tempie tam i sam przez ogrom Alhanroelu, by nie wspomnieć już, że kilka razy przepłynąłem ocean, co nie jest bynajmniej rzeczą łatwą w moim wieku. Przybyłem, by oddać ci klucz do zwycięstwa, zakończyć walkę rozdzierająca nasz świat. - Klucz do zwycięstwa - powtórzył Korsibar bezdźwięcznym głosem. - Co to może oznaczać? - Miał dość tej rozmowy. Zmagania z Dantirya Sambailem przypominały zapasy z manculainem, którego całe ciało pokryte jest jadowitymi kolcami. Rozejrzał się po sali, szukając pomocy u doradców; twarze Sanibaka-Thastimoona, Irama, Serithorna i Farąuanora były jednak nieruchome jak maski, ich oczy nie mówiły mu nic. -Więc co powinienem według ciebie zrobić, Dantiryo Sambailu? - Po pierwsze, sam wyrusz w pole. - Czyżbyś miał zamiar zniszczyć nas obu? - oburzył się Korsibar. - Najpierw zdradzasz swojego kuzyna, a teraz próbujesz wywabić mnie z Zamku na pole bitwy, gdzie każdy, komu tylko przyjdzie do głowy wymierzyć we mnie oszczep, będzie mógł... Dantirya Sambail uśmiechnął się uśmiechem tygrysa. - Odłóż na bok podejrzenia, panie mój. Nie spotka cię nic złego. Pozwól mi wyjaśnić, co mam na myśli. Czy to mapa strefy walk? A tak, świetnie. Tu jest Prestimion, gdzieś między Stymphinor i Kłom. Przesuwa się na północny zachód. Zakładam, że ma zamiar dotrzeć do Alaisoru i poszukać sobie ochotników wzdłuż wybrzeża. Tu jest armia Mandrykarna i Farholta, gdzieś koło Purmande, osaczająca go od dołu, a tu, na wschodzie, Navigorn, ścigający go także. Może Mandrykarnowi i Farholtowi uda się dopaść przeciwnika w środkowym Alhanroelu, może nie, raczej nie, ale nadal będą go spychać na północ. Zgadzasz się ze mną? - Mów dalej - rozkazał Korsibar. - Prestimion przenosi się z miejsca na miejsce, uciekając tropiącym go dwóm armiom