To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Bacon przysunął twarz do okna i starał się zobaczyć cokolwiek w ciemnościach nocy. W siódmym wagonie od końca, George Piatt uregulował hamulec i ruszył z powrotem do lokomotywy, żeby ogrzać się i chwilę pogadać z Baconem i Seldonem. Dwadzieścia pięć wagonów, każdy załadowany dwudziestoma tysiącami funtów resztek żelaza, nabrało rozpędu na lekkim spadku terenu, który biegł do granicy między stanami Kolorado i Kansas. Capp rzucił Dillupowi zapasowy płaszcz od deszczu i podał mosiężną latarnię z czerwonym szkłem. — Niech pan idzie w stronę mostu i powiesi to światło na słupie nad szynami. — Czy nie lepiej, żebym pobiegł na zachód i ostrzegł pociąg? — zapytał Dillup. — Ja się tym zajmę. Ma pan zranioną nogę, więc ja dotrę szybciej. Capp otworzył drzwi, przez które wtargnął chłodny powiew wiatru i deszczu. — Chodźmy więc prędko. Chwycił druga latarnię i wybiegł na tory, by podjąć próbę zatrzymania pociągu. Odgłos zbliżającej się szybko lokomotywy dotarł do mężczyzn biegnących po torach w przeciwnych kierunkach. Capp poruszał się szybciej niż Dillup, ale miał dalszą drogę. Nie dobiegł do zachodniego semafora, ponieważ pociąg był tuż-tuż. Podniósł latarnię nad głową, modląc się, żeby maszynista ją zauważył. Niestety, w tym momencie Bacon był zajęty swoimi przyrządami pomiarowymi. Nie zobaczył Cappa i jego szaleńczego sygnału. W desperackim odruchu Capp rzucił latarnią w lokomotywę. Ale źle obliczył prędkość pociągu numer 8 i rzucił zbyt późno. Latarnia roztrzaskała się o węglarkę, znajdującą się za lokomotywą i incydent nie został zauważony. Dillup biegł wzdłuż torów tak szybko, jak tylko pozwalała mu na to zraniona noga. Dotarłszy do semafora, wspiął się na drabinę i zawiesił latarnię 200 wysoko nad szynami. Kiedy schodził, światło z lokomotywy oświetliło jego postać. John Bacon zauważył czerwone światło. Zareagował natychmiast, pociągając dwa razy za sznurek gwizdka parowego. Nie znając przyczyny pojawienia się sygnału, gorąco pragnął, żeby George Piatt był na miejscu przy hamulcach. Jednym ruchem zamknął zawór pary i pociągnął za dźwignię Johnsona. Wówczas otworzył ponownie zawór, co spowodowało, że wielkie koła zaczęły poruszać się do tylu. — Dali czerwone światło przed Kiowa Crossing! — krzyknął do Seldona. — Pewnie most nad Kiowa Creek zniesiony! — odkrzyknął Seldon. — Chyba tak. Nie mogę wyobrazić sobie innej przyczyny zatrzymywania pociągu towarowego. Piatt, kiedy usłyszał gwizdki, znajdował się dwa wagony dalej. Bez zastanowienia pchnął koło, które trzymało przednie hamulce. Po czym, przeskakując po kawałach żelaza na platformie, pobiegł do tylnych hamulców. To samo robił w kolejnych wagonach. Załoga pociągu zareagowała więc szybko — ale prędkość była zbyt wielka. Capp biegł wzdłuż torów w pogoni za czerwonym światłem z tyłu wagonu brekowego. Biegł odważnie przez nasyp. Jak w upiornym śnie, czuł walące mu pod żebrami serce. Dwieście jardów dalej wiatr rozwiał płaszcz Dillupa w momencie, w którym lokomotywa i dwadzieścia pięć wagonów przemknęły obok niego. Wędrowiec zrozumiał, że nie ma już szansy, aby pociąg zatrzymał się na czas. — Chyba wszystko w porządku — powiedział Bacon, widząc przed sobą w świetle lokomotywy długie smugi szyn. — Wygląda na to, że most nadal stoi — powiedział Seldon, wychylając się z przeciwległego okna. Z włączonymi hamulcami w trzech wagonach, świszczącym gwizdkiem i kołami przełączonymi na wsteczny bieg, pociąg numer 8 zwalniał, kiedy mijał Kiowa Crossing, ale nie zatrzymał się zupełnie i wjechał na niczym nie podparte szyny. Jego prędkość wyniosła go prawie do połowy szalejącej rzeki, zanim spoiny szyn puściły pod ciężarem tysięcy ton ciężkiego metalu. Wijąc się jak konający wąż, lokomotywa i dwadzieścia pięć wagonów wpadły do rozszalałej wody, zamieniając się w masę splątanego złomu. Potężna powodziowa fala natychmiast poniosła potrzaskane szczątki w dół rzeki. Bacon, Seldon i Piatt zginęli na miejscu, ich zmiażdżone ciała porwała woda. Ze swojego miejsca nad Kiowa Creek Jesse Dillup obserwował w niemym przerażeniu, jak snop światła z reflektora lokomotywy kieruje się w dół, ku rzece. 201 Siedem wagonów i wagon brekowy widać było pod mostem. Dillup osunął się na ziemię w szoku: nie miał siły wstać, choć deszcz zalewał mu twarz. Przybiegł Abner Capp. Stanął obok Dillupa i patrzył z niedowierzaniem na rumowisko szarpane potężnymi wirami. Poczuł mdłości, kiedy ujrzał wielką przerwę w środku mostu. — Czy widział pan tam kogoś? — zapytał Dillupa. Wędrowiec pokręcił głową: — Ani żywej duszy. Musieli wszyscy utonąć. — A lokomotywa? — Spadła prosto na dół ze świecącym jeszcze światłem. — Gdzie? — Prawie na środek rzeki, w stronę tamtej topoli