To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Zdaje się zresztą, że nie ufał mi od samego początku, tego zaś wieczoru upew- nił się w mniemaniu, że prowadzę na jego dworze jakąś podwójną grę. Wbrew pozorom, dobrze zachował w pa- mięci okrutny żakowski figiel, jaki mu wypłatałem w dzie- ciństwie. Jako człowiek skryty z natury i z powodu przy- krych życiowych doświadczeń maniakalnie ostrożny, wszędzie widział zdrajców, ja zaś byłem w jego oczach do- godnym obiektem oskarżenia o niepowodzenie zamachu na księcia Konrada. Nie zwiodło mnie, że po spełnieniu paru pucharów zaczął odnosić się do mnie z przesyconą jadem słodyczą, która zdawała się być groźnym sympto- mem przyszłej niełaski. Przynajmniej jednak wybaczył, jak się zdawało, obojgu Dorenom ich beztroską pustotę. Bez wątpienia łatwiej przebacza się winy osobom powab- nym i młodym. Nagły i niespodziewany powrót Rogatki spowodowany był zdarzeniem, którego nikt nie był w stanie przewi- dzieć, nawet ja, będąc w mniemaniu licznych nieuków wielkim magiem i astrologiem. W wieku zaledwie trzy- dziestu sześciu lat, po piętnastu dniach ciężkiej gorączki, pożegnał się z tym światem książę wielkopolski Przemysł. Być może coś wspólnego z tak gwałtownym zejściem miał szczególny tryb jego żywota, wzorem bowiem ojca, Włady- sława Odonica, książę przesadzał z dewocją i przejawami chorobliwej pobożności. Przez ostatnie cztery lata swego życia nie zażywał wcale kąpieli, w Wielkim Poście zaś no- sił pod książęcymi szatami potajemnie włosiennicę, otrzy- maną w darze od pewnego równie brudno noszącego się mnicha. W każdy Wielki Czwartek, gdziekolwiek przeby- wał, kazał ponoć skrycie przyprowadzać do siebie po nocy wyrwanych z rozkosznego snu na śmietniku przerażo- nych żebraków i obmywał ich utytłane w błocie i wszel- kich innych nieczystościach stopy, wycierając je później ręcznikiem i całując, wynędzniałe ciała zaś pokrzepiał le- czniczym kordiałem, dając każdemu także kilka sztuk płótna na koszule. Nie traktował nędzarzy mocniejszym trunkiem, sam bowiem od lat nie pijał miodu ani wina, lecz jedynie najgorszego gatunku, rozwodnione piwo. Cierpiąc na częstą bezsenność, zadręczał służbę, odma- wiając o północy godzinki na cześć Najświętszej Marii Panny, a po ich zakończeniu wyśpiewywał jeszcze psalmy, okrutnie przy tym, jak mówiono, fałszując. Odszedł za- tem, podobnie jak rodzic, w oparach świętości, a ta nie- oczekiwana strata szwagra i przyjaciela tak wielce za- smuciła młodego księcia Konrada, iż ten odwołał plano- wane wcześniej zabawy i pożegnawszy starszego brata, udał się na uroczystości pogrzebowe do Poznania. Rogat- ka uroił sobie, że wdowa po zmarłym, ich rodzona siostra, Elżbieta, zechce powrócić na Śląsk, tym bardziej będąc w tak nieszczęsnej chwili brzemienną. Ta jednak, którą nieznośny brat wywlókł w swoim czasie z klasztornej celi w Trzebnicy i wywiózł do Wielkopolski, nie-chciała nawet słyszeć o powrocie pod opiekę osławionego krewniaka, którego nawet nie zaproszono na pogrzeb. Wkrótce powi- ła syna ochrzczonego ojcowskim imieniem, którego lud z miejsca zaczął nazywać Pogrobowcem. Udała się na dwór swego szwagra, Bolesława, nie ustępującego bratu w pobożności, i jego niedawno poślubionej małżonki, wę- gierskiej królewny Jolanty, młodszej siostry Kunegundy, żony Wstydliwego. Legnicki władca wrócił więc jak niepy- szny do domu, cichcem i pod osłoną mroku, kryjąc głębo- ko na dnie serca doznany despekt i związane z nim upo- korzenie. Następnego dnia, kiedy oprzytomnieliśmy po nocnej hulance i podzieliłem się z rodzeństwem mymi obawami, od razu pchnęliśmy zaszyfrowany list do Bolkowa. Wkrót- ce nadeszła odpowiedź, że mam bezzwłocznie opuścić Legnicę i udać się do Wrocławia na dwór Henryka Białe- go. Nie byłem wcale niezadowolony z takiego obrotu spra- wy, tęskniłem bowiem do miasta, w którym spędziłem znaczną część dzieciństwa i wczesnej młodości, byłem* także ciekaw zmian, jakie zaszły tymczasem w życiu mo- ich przyjaciół i krewnych, nie mając zresztą wcale pewno- ści, czy przyjmą mnie po latach niewidzenia lepiej niż Piastowie Rogatkę. Swój pobyt w legnickim księstwie tra- ktowałem i tak jako przejściowy, wiedząc, że prędzej czy później nowo zyskany protektor pozna się na mnie i tak czy owak z jego łask wypadnę. Początkowo widziałem w nim jedynie brzydkiego, grubego chłopca, z którego on- giś bezmyślnie zakpiłem, wkrótce jednak przekonałem się, że w ciągu minionych lat Rogatka stał się bardziej przebiegły, niż można było tego po nim oczekiwać. Uzna- łem jednak, że Sonka i Surian nie potrzebują już mojej opieki i doskonale dadzą sobie radę beze mnie, wplątane- mu zaś bezwiednie w moje intrygi mistrzowi Ludwikowi z pewnością nie zabraknie odwagi w poskramianiu nie- cnej natury księcia, zwłaszcza że zyskał ostatnio przy- chylność jego małżonki. Moje dzieło było skończone i na- leżało pozostawić tutejsze sprawy ich dalszemu biegowi