To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Smith popijał kawę, wyraził zdziwienie, że pogoda jest nadzwyczaj ciepła, jak na tę porę roku, zapytał, czy Forbes chce ciastko — Forbes odmówił — i stukał butem pod miniaturowym stolikiem. Forbes patrzył i słuchał. Podpułkownik miał silną, szeroką twarz o lekko indiańskich rysach i czarne, zaczesane gładko do tyłu włosy. Granatowe oczy miały w sobie jakiś mrok, który nie miał jednak nic wspólnego z ich kolorem. Forbes wyczuł w nim tłumiony gniew, który w każdej chwili mógł wybuchnąć. Ten człowiek był nie tylko rozdrażniony, lecz doprowadzony do ostateczności. — Muszę się skontaktować z Billem — oznajmił wreszcie Smith. — Dlaczego? Smith zamyślił się. Postanowił, że zaryzykuje i ujawni część prawdy. W końcu przyszedł tutaj, żeby poprosić o pomoc. — Kilka dni temu Bill skontaktował się ze mną i zaaranżował potajemne spotkanie w parku Rock Creek. Ostrzegł, że grozi mi niebezpieczeństwo. Rzeczywiście, jestem w niebezpieczeństwie i muszę dowiedzieć się, skąd o tym wiedział i co jeszcze wie. — To oczywiste. — Powie mi pan, o jakie niebezpieczeństwo chodzi? — Ktoś chce mnie zabić. — Nie wiadomo kto? — Z grubsza biorąc, nie. Forbes rozejrzał się po pustej kawiarni. — Może mi pan podać jakieś szczegóły, to, co nazywamy okolicznościami niebezpieczeństwa? — Wolałbym tego nie robić. Po prostu chcę znaleźć Billa. — FBI to ogromna instytucja. Dlaczego właśnie ja? — Bili mówił, że był pan jego jedynym przyjacielem. Jedynym, któremu by zaufał. Nie opuściłby go pan w biedzie. Co zresztą było prawdą, o czym Forbes wiedział. Kolejny plus dla Smitha. Bili powiedziałby o tym tylko zaufanej osobie. — Dobra. Opowiedz mi o was. Smith opisał wspólne dzieciństwo, szkołę i studia, a Forbes porównywał jego wersję z tym, co słyszał od Griffina, i z tym, czego się sam dowiedział, zaglądając do teczki Griffina po jego zniknięciu. Wyglądało na to, że wszystko się zgadza. Forbes wypił łyk kawy. Pochylił się nad stolikiem sennej kawiarni i zapatrzył w swoje dłonie splecione wokół kubka. Gdy się odezwał, jego głos był cichy i poważny. — Bili uratował mi życie. Nie raz, dwa razy. Byliśmy partnerami, przyjaciółmi i nie tylko. Łączyło nas dużo, dużo więcej. Spojrzał na Smitha. — Jasne? Smith próbował wyczytać coś z jego oczu. Za słowem "jasne" opatrzonym znakiem zapytania mogło kryć się miliony znaczeń. Może mieli na swoim koncie rzeczy, o których nie wiedziało FBI? Może razem łamali przepisy?Jeden drugiego krył? Naginali prawo? "Były pewne sprawy, jasne? Nie zadawaj pytań. Żadnych szczegółów. Powiedzmy, że jeśli chodzi o Griffina, możesz mi zaufać. Tobie też można zaufać?" — Wiesz, gdzie on teraz jest? — spróbował Smith. — Nie. — Potrafisz się z nim skontaktować? — Może. Forbes wychylił łyk kawy, głównie po to, by zyskać na czasie. — Nie pracuje już dla FBI. Pewnie o tym nie wiedziałeś. — Wiedziałem. Powiedział mi w parku. Nie wiem tylko, czy powinienem mu wierzyć. Może wykonuje jakąś tajną misję. — Nie. Forbes zawahał się. — Przyszedł do nas z wywiadu wojskowego, gdzie nikt nie przejmuje się regulaminem. A w FBI reguły rządzą wszystkim. Wypytują cię o każdy krok bez względu na rezultaty twojej pracy. Każdą czynność trzeba wpisać do formularza. Bili był zbyt niezależny, a nasi twardogłowi nie znoszą nadmiaru własnej inicjatywy. Nie mówiąc już o potajemnej inicjatywie. W FBI oczekuje się od agentów, że o każdym swoim oddechu będą meldować na piśmie w trzech egzemplarzach. Billowi nigdy to nie odpowiadało. Smith uśmiechnął się. — Wyobrażam sobie. — Narobił sobie kłopotów. Brak subordynacji. Nieumiejętność pracy w zespole. Sam miałem z tym problemy. Ale Bili posunął się dalej. Omijał przepisy i nie zawsze potrafił wytłumaczyć się ze swoich działań i wyliczyć się z pieniędzy. Oskarżono go o sprzeniewierzenie funduszy. Kiedy zakończył pewną sprawę, nie uznano jego wydatków na opłacenie różnych podejrzanych typów. Rzucali mu kłody pod nogi i wreszcie Bill miał tego dość. — Odszedł? Forbes sięgnął do kieszeni po chusteczkę. Smith zauważył wielkiego dziesięciomilimetrowego browninga zawieszonego w kaburze na ramieniu. FBI nadal sądzi, że agenci powinni mieć ogromne spluwy. Forbes otarł twarz. Był najwyraźniej zaniepokojony. Ale martwił się nie o siebie, tylko o Billa Griffina. — Niezupełnie — odparł. — Kiedy zajmował się oszustwami podatkowymi, poznał pewnego wpływowego i nadzianego gościa. Nigdy nie dowiedziałem się, kto to jest. Bill przestał przychodzić na spotkania, a między zadaniami w ogóle nie pojawiał się w Gmachu Hoovera. Kiedy wysyłano go do pracy w terenie, czasem nie dawał znaku życia przez kilka dni. Wreszcie spartolił zadanie, a poza tym zaczęły dochodzić sygnały, że żyje ponad stan. Dyrektor znalazł dowody, że Bill potajemnie pracuje dla tego gościa od oszustw podatkowych, a jego działania często balansowały na krawędzi prawa — zastraszanie, posługiwanie się odznaką do wywierania presji i inne rzeczy. W FBI uważa się, że ktoś, kto pracuje dla Biura, reprezentuje Biuro. I tyle. Wylali go. Zaczął dla kogoś pracować. Wydawało mi się, że dla tego samego gościa od oszustw podatkowych. Pokręcił głową z żalem. — Nie widziałem się z nim od ponad roku. Smith próbował obserwować ulicę za oknami, ale brudną szybę oklejono licznymi ogłoszeniami. — Mogę zrozumieć, co go zniechęciło do pracy w FBI, dlaczego miał dość. Ale żeby pracować dla kogoś takiego? Zastraszać ludzi? To do niego niepodobne. — Możesz to nazwać, jak chcesz: zniechęceniem, wstrętem, zdradą przekonań. Forbes wzruszył ramionami. — Bili widział to tak: nikomu w FBI nie zależy na sprawiedliwości. Wszystko kręci się wokół przepisów. Prawa. A poza tym pewnie skusiły go pieniądze i władza. Nikt nie zmienia poglądów tak łatwo, jak wierzący, który stracił wiarę. — I to ci nie przeszkadza? — I tak, i nie. Tak chciał Bill, a ja nie zadawałem żadnych pytań. Będzie moim kumplem, choćby nie wiem co. Smith rozważył wszystko. Jego sytuacja była podobna do tej, w której znalazł się Bill. Tyle że zdradziło go nie FBI, a wojsko. Też stawał się czarnym charakterem. W oczach Pentagonu już pewnie nim był. Samowolnie oddalił się z jednostki. Czy miał więc prawo oceniać Billa? Czyżby ten facet z FBI był lepszym przyjacielem Billa niż on? Kwestie moralne nie zawsze są tak jednoznaczne, jakbyśmy tego chcieli. — Nie wiesz, gdzie teraz jest? Albo kim jest człowiek, dla którego lub z którym pracuje? — Nie wiem. Nie wiem nawet, czy pracuje dla tego samego faceta. Tak mi się tylko wydaje