To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Obaj katolikosowie na tę wieść zabrali ze sobą poniektórych swoich powierników — biskupa Hawuc-Taru9 Manwela i drugiego Manwela, i Astwacatura, biskupów Chorwirapu10 i Gegardu 11, oraz tego i owego spośród świeckich swoich krewniaków i przyjechali do osady Dżugi, gdzie przebywał również wardapet Syrapion. Kiedy minęło dni parę, zaczęli mówić o sprawie, w której sprowadzono wardapeta. A gdy prowadzili te rozmowy zbliżając się do porozumienia, wróg sprawiedliwości i przeciwnik prawdy, kusiciel, który rozdziera nieustannie Kościół Chrystusowy, skłócił ich znienacka — otoczeniu katolikosów nie spodobały się lekceważące cokolwiek słowa wardapeta, wszczął się rozgardiasz i kłótnia. I tak biskup Hawuc-Taru Manwel wstał na tym zgromadzeniu, nikogo o zgodę nie pytając, i wywołał popłoch głośnym krzykiem, nie dając innym ani mówić, ani słuchać. To niemądre jego zachowanie wzburzyło wszystkich obecnych. A stwierdziwszy, że się wzajem nienawidzą, porzucili wszystko ze wstrętem i rozbiegli się w różne strony. Po wyjeździe stamtąd katolikosowie ze swoimi ludźmi ruszyli do klasztoru tatewskiego12, który znajduje się w gawarze Sjunik. Zaś wardapet Syrapion, spędziwszy dni kilka w Dżudze, niczym grzmiący ewangelista nowego Syjonu, nieustannie nauczał i oświecał wszystkich swymi pełnymi światła kazaniami, co bardzo podobało się dżugańczykom i wszystkim Ormianom wschodnim i sprawiło im radość wielką, tak że ciesząc się chwalili Pana. Oni to odprowadzili wardapeta do najwyższej stolicy w świętym Eczmiadzynie i zwołali lud całego kraju, duchowieństwo i ludzi świeckich. I zebrał się synod wielki, i uroczyście obrał wardapeta Syrapiona katolikosem wszystkich Ormian i dziedzicem świętego tronu eczmiadzyńskiego, a stało się to 14 sierpnia 1052 roku wedle naszej rachuby lat (1603). I w dniu wyświęcenia nadano mu ku uczczeniu pamięci świętego Oświeciciela imię Grigor, w nadziei, że w przyszłości dzięki jego modłom, tak jak niegdyś dzięki modłom tamtego, rozkwitnie lud Ormian. Zamiar ten i myśl spełniły się za naszych dni. ROZDZIAŁ III O tym, jak władca Persów szach Abbas przyszedł do Armenii i zawładnął nią wszystką, i o tym, jak wardapet Syrapion powrócił do swoich stron Obaj katolikosowie, Dawid i Melchizedech, i ich poplecznicy, widząc, że nie stanęła zgoda pomiędzy nimi a wardapetem Syrapionem, i że, co więcej, miast zgody wszczęły się niesnaski, opuścili Dżugę i skierowali się do klasztoru tatewskiego. I spędzili tam dni dziesięć na rozmyślaniach i naradach, jaki by tu wynaleźć sposób, aby nie zbyć się godności katolikosów, by utrzymać katolikosat w swoich rękach, a jakoś wyśliznąć się z rąk wierzycieli. Naradziwszy się, ale nie z Panem Bogiem, jak powiedziane jest w Piśmie, jeno na pohybel sobie samym, ku upadkowi i ruinie ziemi swojej, ku wytraceniu własnego ludu, podjęli między sobą niezłomne postanowienie udania się do Ispahanu, do króla Persów, którym był szach Abbas 1. Powód zaś ich podróży do szacha był następujący: wiedzieli oni z pewnością i dokładnie, że szykuje się szach do zbrojnego najazdu na Armenię; jeszcze przed nimi wielu książąt i zarządców krainy Atyrpatakan2, zarówno spośród mahometan, jak i chrześcijan, jeździło do króla perskiego, plemię osmańskie bowiem prześladowało ich najokrutniej, grabiło i udręczało uciążliwymi podatkami, rujnowało, pastwiło się nieludzko nad wiarą, a także poddawało ich innym męczarniom, nie tylko lud ormiański, ale także Gruzinów i mahometan; takiej to nie mogąc ścierpieć opresji, wyruszyli oni do króla perskiego, spodziewając się przy jego pomocy zmienić ów stan rzeczy i uwolnić się od osmańskiego jarzma. Niejaki Gazi chan * z plemienia Kurdów, wielki książę i wiel- * Gazi chan, zwany w źródłach tureckich Szahkuli-ogły Gazl beg (tj. Gazi beg, syn Szahkulego), władał Salmastem w Azerbejdżanie Płd. Jego bunt dał szachowi Abbasowi okazję do akcji zbrojnej, która przyniosła Persji znaczne zdobycze na Zakaukaziu — korządca krainy Marów 3, prześladowany przez Osmanów, którzy pragnęli zabić go i owładnąć jego księstwem, posłał oddanego sobie człowieka, imieniem Awdal chan, do szacha, prosząc o pomoc i ratunek; on sam zaś przyobiecywał, że stanie po stronie szacha. Inny książę z plemienia Marów, imieniem Ulama-ogły Hajbad beg, miast wysyłać posłańców, sam pojechał do szacha