To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Duchowieństwo zwy- cięskiej sekty stawało się w ten sposób bezsprzecznym panem sytuacji i zdo- bywało ogromne wpływy i autorytet wśród szerokich mas ludności, było przeto dość potężne, aby napawać obawą nawet przywódców własnego stronnictwa i zmusić władzę państwową do liczenia się z jego poglądami i wolą. Zazwyczaj duchowieństwo żądało przede wszystkim, aby władza państwowa uciszyła i po- skromiła wszystkich jego przeciwników; a następnie, by przyznano mu niezależ- ne uposażenie. Ponieważ zazwyczaj duchowni ci przyczyniali się w znacznej mierze do zwycięstwa, przeto wydawało się całkiem słuszne, aby mieli pewien udział w zdobyczy. [...] Lecz gdyby polityka nigdy nie wzywała na pomoc religii i gdyby zwycięskie stronnictwo nie popierało doktryny jednej sekty faworyzując ją w stosunku do innych, to prawdopodobnie wszystkie różnorodne sekty traktowano by jednakowo i bezstronnie zezwalając każdemu człowiekowi, by wybrał sobie duchownego i re'igi?> jaką uważa za właściwą. Istniałaby wówczas bez wątpienia ogromna ilość sekt religijnych. Każda prawie kongregacja stałaby się prawdopodobnie małą niezależną sektą lub też ustaliłaby jakieś własne zasady wiary. Każdy kaznodzieja czułby się niewątpliwie zmuszony do największych wysiłków oraz do użycia wszelkich środków dla zachowania i zwiększenia grona swych uczniów. Lecz ponieważ wszyscy pozostali kaznodzieje byliby w tej samej sytuacji, przeto żaden z nich ani też żadna ich sekta nie mogłaby osiągnąć zbyt wielkiego sukcesu. Aktywność i zapał nauczycieli doktryn religijnych podsycane własnym interesem m°gąbyć niebezpieczne i kłopotliwe jedynie wówczas, gdy społeczeństwo tole- ruJe istnienie jednej tylko sekty albo też, gdy całe wielkie społeczeństwo dzieli Sl? na wyznawców dwóch lub trzech sekt, przy czym kaznodzieje każdej z nich — 153 — •' Y^jT^ '"" ' "H""U1'ŁC '•".y^ypiinowani. Lecz zapał ten musi być zupełni nieszkodliwy tam, gdzie społeczeństwo dzieli się na dwieście lub trzysta Seu a może nawet i na tysące drobnych sekt, z których każda nie jest dość poteW aby zakłócić spokój publiczny. Duchowi przyw6dcy każdej z tych sekt dostrL' gając wokół siebie w,?cej przeciwników niż przyjaciół musieiiby nauczyć st prawość, , umiaru, rzadko spotykanych wśród kaznodziei sekt wielkich; wład' państwowa popiera bowiem doktryny wielkich sekt, co zapewnia im poważani u wszystkich prawie mieszkańców rozległych królestw i cesarstw, a przywódcv tych sekt widzą dokoła jedynie zwolenników, uczniów i pokornych wielbicie , Ponieważ kaznodzieje każdej małej Sekty czuliby się niemal zupełnie odosob niem przeto musieliby okazywać szacunek kaznodziejom prawie wszystkich innych sekt, a ustępstwa, jakie czyniło by sobie wzajemnie ze względu na obopólną korzyść i wygodę, sprowad2iłyby prawdopodobnie z biegiem czasu doktryny większości sekt do czystej i Opartej na rozumie religii, wolnej od jakiej, kolwiek domieszki głupoty, oszustwa i fanatyzmu, a której ustanowienie było pragnieniem mądrych ludzi wszystkich czasów. Paine (J737-1809) O OGRANICZENIACH PRAWA KONSTYTUCYJNEGO I PRAWACH CZŁOWIEKA* O ograniczeniach prawa konstytucyjnego [...] Nie istniał nigdy w żadnym kraju, nigdy też istnieć nie będzie ani nawet istnieć nie może parlament, wyróżniona klasa ludzi czy pokolenie uprawnione do tego, by całej potomności narzucić zobowiązania i swoją kontrolę aż po „kres czasów", zadecydowawszy raz na zawsze o tym, jak i przez kogo świat winien być rządzony. Z tego to względu wszelkie ustawy, akty i deklaracje, przez które ich twórcy pragną osiągnąć to, o czym stanowić ani prawa, ani władzy nie mają, których też zresztą wcielić w życie nie są w stanie, ze swej natury są pozbawione mocy obowiązującej. Każda epoka i każde pokolenie musi — w równym stopniu co pokolenia i epoki je poprzedzające — posiadać swobodę działania we własnym imieniu we wszystkich sprawach. Pycha i arogancja rządzących zza grobu to tyrania naj- bardziej absurdalna i zuchwała. Nie może jeden człowiek być własnością drugiego, ani też żadne pokolenie nie ma prawa decydować o losie pokoleń przyszłych. Parlament i naród z roku 1688, czy też z jakiego bądź okresu, nie większe mieli prawo decydować o na- rodzie dzisiejszym, narzucać mu zobowiązania i swoją kontrolę, w jakiejkolwiek formie, niż obecny parlament i naród dzisiejszy mają prawo do tego, by postąpić podobnie wobec tych, którym żyć przyjdzie za lat sto lub tysiąc. Każde z pokoleń jest władne, i władne być musi, decydować o swoich spra- wach stosownie do zaistniałych okoliczności. To żyjący bowiem, nie umarli, muszą dostosowywać się do sytuacji. [...] Prawa każdego kraju odzwierciedlać muszą jedną wspólną zasadę. W Anglii władza — ani rodzicielska, ani pana, ani parlamentu nawet, choć sam zwie wszechmogącym — nie sięga tak daleko, by ograniczać wolność osobistą Przedruk z: Thomas Paine, Rigts of Mań, w: Thomas Paine, Common Sense and Other °l'tical Writings. The Liberał Arts Press, New York 1953 — przełożyli Maria Libura i Maciej — 155 — kogokolwiek, kto przekroczył wiek lat dwudziestu jeden. Z jakiej więc racjj miałby parlament z roku 1688, czy jakikolwiek inny, narzucać swawolę całej potomności? [...] Sytuacja na świecie zmienia się nieustannie, podobnież i ludzkie poglądy- a że rządy służyć mają nie martwym, lecz żyjącym, tylko żywym wolno zabierać głos w ich sprawie. To, co w jednym czasie uznaje się za słuszne i użyteczne w innym uznane być może za niesłuszne i szkodliwe. Komu w takich sytuacjach przyznać należy głos rozstrzygający: żyjącym czy umarłym? [...] O naturalnych i obywatelskich prawach człowieka Ci, którzy rozważając prawa człowieka argumentację swoją opierają na auto- rytecie antycznych przekazów, popełniają następujący błąd: niewystarczająco daleko zagłębiają się w starożytność. [...] Uczyniwszy bowiem tak, rychło by odkryli, iż wcześniej panowały poglądy i sposoby postępowania całkowicie przeciwne [tym, na które się powołali]. Gdy- byśmy starożytności chcieli słuchać, przyznawszy jej głos rozstrzygający, chór głosów byśmy usłyszeli, wzajem sobie przeczących. Jeśli jednak w poszukiwa- niach naszych wytrwamy, znajdziemy w końcu rozwiązanie: dotrzemy do mo- mentu, w którym człowiek wyszedł spod ręki Stwórcy. Kim był wówczas? Czło- wiekiem. Oto dumny i jedyny tytuł, jaki wonczas nosił, i dumniejszym szczycić się nie może. [...] Jeśli starożytny rodowód stanowi wystarczającą rację po temu, by decydować o sprawach żyjących, to przecież za lat sto lub tysiąc i na nas będą się mogli po- woływać, podobnie jak my to czynimy powołując się na tych, co żyli sto czy tysiąc lat przed nami. Zaiste, starożytne przekazy, dowodząc wszystkiego, o niczym nie mogą roz- strzygnąć. Jedne będą przeczyć drugim, aż dotrzemy do chwili stworzenia i bo- skiego pochodzenia praw ludzkich. Tu dociekania nasze dobiegają kresu, a myśl nasza znajduje odpocznienie