To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Z nadzieją spytałam, czy wie coś o handlu narkotykami. - A pewnie, że wiem - odparł bez wahania. - Znam jednego takiego, co na tym siedzi. On gra we wszystko co popadnie, ma na tym punkcie perskiego konia i pieniędzy mu brakuje. Wiem dobrze, że parę razy coś tam zbulwersował i przehandlował na własną rękę, ale on nie wie, że ja wiem. W ogóle to on ich łapie. Na moment się zgubiłam. Zbulwersował...? A, malwersacja chyba! - Czekaj. Kogo łapie? - Tych co handlują, l przywożą, l towar łapie. - Rozumiem, l ten towar zużytkował na własne potrzeby? 57 - No chyba. Niecały, trochę, ale to drogie, więc i tak miał za co grać. A kto się tam doliczy, ile nałapali. Jak chcesz, to mogę z nim pogadać. Chciałam. Dziko, zachłannie i z całej siły. Tajemnica, potężna i krew w żyłach mrożąca, aż w tym wszystkim zgrzytała i miałam zupełnie dość stanowiska tabaki w rogu. Moja dusza zaparła się zadnimi łapami na ciernistej drodze do prawdy. Drodze...! Nie droga to była, tylko manowce i wądoły!... - Ślicznie wyglądasz - powiadomił mnie z wyraźnym zachwytem Bożydar, kiedy wyleciałam do przedpokoju, słysząc klucz w drzwiach. Wstrząsnął mną nieopisanie. Z wysiłkiem opanowałam chęć natychmiastowego rzucenia się do lustra, łypnęłam okiem dopiero po paru minutach. Wyglądałam zupełnie normalnie, nic się nie zmieniło, co u diabła nagle we mnie zobaczył? Może miał to być dowcip? Wyraz twarzy przybrał żartobliwy, w oku migotał mu figlarny błysk i robiło to takie wrażenie, jakby znienacka beztroskim humorem zaczął skrzyć się posąg Komandora. Na litość boską, czy moje życie uczuciowe nie mogłoby przebiegać odrobinę spokojniej...? A, prawda, ja ich sobie sama wybieram... - Manekin z piwnicy wyparował - oznajmiłam, wciąż jeszcze nieco wytrącona z równowagi. - Wiesz coś o tym? - A jak myślisz? - A tak myślę, że owszem. Jak cię znam... - Trochę mnie znasz. Może i wiem. - To powiedz, co wiesz. Bo myśmy z Guciem nabrali podejrzeń, że mógł to nie być manekin, tylko ludzkie zwłoki. - Bardzo wam się to chwali, podobno lepiej późno, niż wcale. Zdawałoby się, że po uznaniu dla mojej urody nic już nie zdoła mnie zdziwić, a jednak... Gwałtownie zażądałam wyjaśnień. - Dziwię ci się, że nie rozpoznałaś od razu - powiedział z lekką naganą. - Cuchnął przecież silnie formaliną. 58 - Jak to?! To była formaliną?! Myślałam, że to hemolak! - Formaliną oczywiście, bardzo charakterystyczny zapach. Ale sensacji się nie spodziewaj, zwłoki były zmumifikowane, to stara historia. Nikt chyba nie będzie dochodził czyje i skąd się tam wzięły... W tę właśnie chwilę wrąbało się przeznaczenie w postaci Gucia. Zadzwonił do drzwi, wpadł z impetem i na widok Bożydara przeistoczył się w mówiący kamień. Przedstawiłam ich sobie, podkreślając, iż Gucio uczestniczył w znalezisku. Bożydar zachował się normalnie, Gucio natomiast zdecydowanie zbaraniał. Powtórzyłam, co zdążyłam usłyszeć i prosiłam o ciąg dalszy, Bożydar odparł, że to właśnie koniec i dalszego ciągu nie będzie. Gucio siedział sztywno na brzeżku kanapy i gapił się na niego tępym wzrokiem. - Ja to tego - rzekł wreszcie, poruszając wyłącznie ustami. - Wpadłem, bo przechodziłem i już wyskakuję. Ja po taśmę. - Jaką taśmę? - Taśmę zabrałaś, nie? Potrzebna będzie. Zdziwiłam się. Żadnej taśmy nie zabierałam, Gucio wszystko schował do swojej teczki. Na wszelki wypadek zajrzałam do torebki, ale wielkiego kręgu w niej nie było. Zajrzałam także do lodówki, bo mogłam bezwiednie wetknąć przyrząd do torby z zakupami. - No to ja nie wiem - zmartwił się Gucio. - Wpadła jak igła w kompot. Myślałem, że ty zabrałaś, ale jak nie, to przepadło. - Może została w piwnicy? - A może i chyba. Tu byłem akurat, to miałem bliżej, myślałem, że ty... No nic, jutro tam skoczę. Nie będę przeszkadzał, bo się śpieszę. Zamknęłam za nim drzwi i wróciłam do Bożydara. Z miejsca wyczułam, że coś się nagle zmieniło. Na oko był taki sam jak poprzednio, ale z jego wnętrza promieniowała ku mnie inna atmosfera, fluidy może albo inne draństwo