To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Czując, że nadarza się okazja przysłużenia się gildii, przytakiwaliśmy ochoczo. Tydzień temu zwerbował nas do trzyosobowej komórki w najdalszym odgałęzieniu siatki konspiracyjnej. - Postanowiłeś więc działać na własną rękę, co? - spytał Krowiasz mrożącym krew w żyłach tonem. Siedział wyprostowany, z rękami zaciśniętymi na poręczach krzesła. - Ależ skąd! - żachnął się Kocur. - Cokolwiek się stało, donosiliśmy o tym mistrzowi dziennej zmiany, za co nas chwalił i zachęcał do dalszego szpiegowania. Prosił, żebyśmy przynosili mu najdrobniejsze wiadomości, nawet niesprawdzone pogłoski o tajnym sprzysiężeniu Siedmiu Bezimiennych. - A przede mną słowa nie pisnął! - warknął Krowiasz. - Jeśli to prawda, Bannet głową zapłaci! Ale przecież ty kłamiesz, przyznaj się! Kiedy Kocur, patrząc na niego z urazą, miał już elokwentnie bronić się przed tym posądzeniem, korytarzem przeszedł tęgawy jegomość, podpierając się pozłacaną laską. Sunął cicho jak zjawa, lecz Krowiasz zaraz go przyuważył. - Mistrzu nocnej zmiany! - zawołał ostro. Utykający mężczyzna zatrzymał się, zawrócił i z dostojną miną przykuśtykał do komnaty. Krowiasz wskazał palcem Kocura i Fafryda. - Znasz tych obszarpańców, Flim? Mistrz nocnej zmiany żebraków niespiesznie przyjrzał się jednemu i drugiemu. W końcu pokręcił głową, którą osłaniał turban szyty złotem. - Pierwszy raz ich widzę. Kim są? Kapusiami? - Ależ my się z nim nie spotykaliśmy - wymyślił rozpaczliwie Kocur na swoją obronę. Czuł, że traci grunt pod nogami. - Utrzymywaliśmy łączność jedynie z Bannetem. - Banneta zmogła gorączka błotna, od dziesięciu dni nie wstaje z łoża - rzekł spokojnie Flim. - W tym czasie ja go zastępuję. Wtem do komnaty wpadli Slewiasz i Fizyf. Ów pierwszy miał przy ustach siną opuchliznę, a drugi - głowę zabandażowaną nad rozbieganymi oczami. On właśnie zakrzyknął: - To od nich dostaliśmy łupnia! Odebrali nam klejnoty złotnika i wyrżnęli ochronę. Kocur uniósł łokieć. Zielona butelka wypadła spod pachy i roztrzaskała się z hukiem na twardej marmurowej posadzce. W komnacie szybko rozszedł się nieznośny zapach gardenii, lecz o wiele szybciej Kocur strząsnął z siebie ręce trzymających go nieuważnie strażników i rzucił się na Krowiasza, młócąc powietrze zakamuflowanym mieczem. Gdyby zdołał obezwładnić króla złodziei i przyłożyć mu do gardła Koci Pazur, mógłby się targować o życie. Rzecz jasna, jeżeli łotry nie życzą sobie śmierci swego pana, co nie byłoby aż takie dziwne. Swą drogocenną laską Flim w okamgnieniu podciął nogi Ko-curowi, który fikając koziołka, starał się zmienić swój bezładny lot w rozmyślną figurę akrobatyczną. Fafryd tymczasem potężnie odepchnął zbója trzymającego go za lewą rękę, drugiego zaś zdzielił pod brodę Szarą Rózgą. Odzyskawszy równowagę, szarpnął się z całej siły i na jednej nodze skoczył pod ścianę obwieszoną trofeami. Slewiasz znajdował się naprzeciwko niego, przy narzędziach złodziejskiego fachu, gdzie z ogromnym wysiłkiem wyszarpnął z obejmy wielki łom. Zerwawszy się na równe nogi po karkołomnym lądowaniu przed krzesłem Krowiasza, Kocur nie zobaczył już na nim naczelnika gildii. Król złodziei stał pochylony za oparciem, ze złotym sztyletem w garści i żądzą mordu w zimnych oczach. Kocur obrócił się na pięcie. Strażnicy Fafryda leżeli na ziemi - jeden nieprzytomny, drugi jeszcze nie zdążył się pozbierać. Natomiast osiłek z północy, zwrócony tyłem do ściany zapełnionej kosztownościami, groził przeciwnikom owiniętym mieczyskiem i długim nożem wydobytym spod płaszcza. Na ten widok Kocur obnażył Koci Pazur i zawołał gromko, jakby wznosił okrzyk wojenny: - Nie zbliżać się! On oszalał! Poderżnę mu ścięgna zdrowej nogi! Przedarłszy się przez strażników, którzy chyba wciąż czuli przed nim respekt, z błyskiem żelaza runął na Fafryda. Miał nadzieję, że wielkolud - rozgrzany walką, winem i zabójczą nalewką z gardenii - pozna go i zrozumie podstęp. Szara Rózga śmignęła wysoko nad jego głową. Nowy przyjaciel Kocura nie tylko w lot pojął, o co chodzi, ale i świetnie odgrywał swoją rolę... chyba że - oby nie! - chybił celu przypadkiem. Kocur pochylił się i rozciął więzy krępujące nogę Fafryda. Szara Rózga, podobnie jak długi nóż Fafryda, nie dobrała mu się jeszcze do skóry