To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Potrząsnęła głową i wrażenie zniknęło. Ale nie na długo. Trzeci, największy kryształ spoczął obok poprzedniego, za nim czwarty i piąty. Lekki dreszcz wzmógł się, poczuła, jak napina jej skórę na głowie. A może to kości czaszki uniosły się, wypychając skórę? - Pięć dobranych kryształów. Gorren nie kłamał - głos Lanzeckiego był beznamiętny, lecz Killashandra dosłyszała w nim zadowolenie. - Jakość? - Wysoka - odparł spokojnie Enthor. - Nie jest to jego najlepsze cięcie, ale ośmielam się twierdzić, że drobne skazy nie zakłócą działania kryształów, jeśli elementy nie znajdą się zbyt daleko. - Piątka to już dość na fragment sieci międzyplanetarnej - wtrąciła Heglana. - Gdzie są te skazy? - spytał Lanzecki. - W krysztale-matce? - Nie - palce Enthora musnęły największy z piątki, jakby chciały dodać mu otuchy. - W pierwszym i piątym. Śladowe. - Zgrabnie umieścił złączony kwintet na wadze i wystukał sekwencję cyfr. Na wyświetlaczu pojawiła się liczba, na widok której Killashandra omal nie krzyknęła - powstrzymała ją jedynie świadomość, w jakim towarzystwie się znajduje. Kimkolwiek był Gorren, właśnie zdobył majątek. W myślach odjęła od tego wymagane trzydzieści procent podatku cechowego. No dobrze, nieco mniejszy majątek - ale nadal pozostawało jeszcze dziesięć nie tkniętych pojemników. Pod nieustannym obstrzałem spojrzeń Lanzeckiego i Heglany Enthor opróżnił trzy z nich. Killashandrę lekko rozczarowała ich zawartość, choć obserwatorzy przyjęli ją z satysfakcją. Niewielkie odłamki nie były tak imponujące i choć jeden zestaw zawierał dwanaście dopasowanych kawałków, kryształ-matka nie był dłuższy niż jej dłoń i szerszy niż palec. - Chyba dotarł już do najniższej warstwy złoża - oznajmił Lanzecki, gdy opróżniono czwarty pojemnik. - Pracuj dalej, Enthor, a kiedy skończysz, natychmiast prześlij wyniki do mojego biura, dobrze? - Lekko skłoniwszy się w jego kierunku, Cechmistrz i Heglana wyszli z sortowni. Przez pomieszczenie przebiegło głośne westchnienie i wszyscy podjęli przerwaną pracę. - Nie sądzę, Killashandro, abyśmy dotarli do prawdziwego skarbu. - Enthor zmarszczył brwi. - Gdy mi włos na karku staje... - Co takiego? - Killashandra spojrzała na niego ze zdumieniem, bowiem dokładnie opisał jej własne odczucia. Enthor wbił w nią zaskoczony wzrok. - Swędząca skóra na głowie? Dreszcz na karku? - Czy dopadła mnie symbiotyczna gorączka? - Jak długo tu jesteś? - Pięć dni. Potrząsnął głową. - Nie. Nie! Za wcześnie jak na gorączkę! - ponownie mrużąc oczy wpatrzył się w nią uważnie. Następnie wskazał siedem pozostałych pojemników. - Wybierz następny. - Ja? - Czemu nie? I tak musisz się przyzwyczaić do obchodzenia z... - urwał i przygładził krótko ostrzyżone włosy - kryształem. Osobiście nie zgadzam się z panem Lanzeckim. Nie sądzę, aby Gorren dotarł już do dna czarnej żyły. To spryciarz. Wybiera tylko tyle wartościowego materiału, by wydostać się poza planetę, reszta to drobiazg. W ten sposób trzyma Lanzeckiego w szachu i ma zapewnione wakacje, kiedy tylko zechce. No dalej, wybierz skrzynkę. Oszołomiona nagłym poleceniem, Killashandra sięgnęła po najbliższe pudło, zawahała się i wiedziona niezwykłym impulsem, ujęła uchwyty jego sąsiada. Podniosła go i już miała podać Enthorowi, on jednak gestem nakazał jej położyć ładunek na stole, z identyfikatorem skierowanym w stronę czytnika. - No, otwórz go. - Ja? Czarny kryształ? - Ty go wybrałaś, prawda? Musisz się nauczyć z nim obchodzić. - A jeśli upuszczę... - Nie upuścisz. Jak na dziewczynę masz bardzo silne ręce, krótkie i zwinne palce. Nie wypuścisz z nich czegoś, co chcesz utrzymać. Napięcie otuliło ją niczym dodatkowa lodowata skóra. Doświadczyła już kiedyś czegoś takiego: za kulisami w Centrum Muzycznym, przed występem. Teraz też trzy razy głęboko zaczerpnęła powietrza, oczyszczając płuca i przeponę, jakby za chwilę miała odśpiewać długą muzyczną frazę. I rzeczywiście, kiedy jej wędrujące palce zamknęły się na dużym, gładkim i śliskim przedmiocie w samym środku plastypianu, zaskoczona wydała z siebie ciche "ach!" - Nie!!! - Enthor odwrócił się do niej, wściekły. - Nie, nie! - runął naprzód, dłonią zakrywając jej usta. - Nigdy nie śpiewaj w pobliżu nie obrobionego kryształu! Szczególnie - jego głos aż drżał z furii - czarnego kryształu! - W podnieceniu zamrugał i ochronne soczewki odsłoniły czerwone oczy, których blask całkowicie onieśmielił Killashandrę. Enthor rozejrzał się gorączkowo, czy ktoś jeszcze zauważył jej wyskok. - Nigdy! Nie śmiała nawet powiedzieć mu, że spoczywająca w jej dłoni bryła na dźwięk jej głosu zaczęła wibrować i że w kościach dłoni poczuła odpowiedź innych, nie rozpakowanych jeszcze elementów. Enthor z najwyższym trudem opanował gniew. - Zapamiętaj: żadnego śpiewania czy gwizdania w pobliżu nie obrobionego kryształu, nieważne, jakiego koloru. Mam tylko nadzieję, że ten niefortunny..