To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Więc jeśli chciał odwiedzić kogoś w szpitalu, powiedzmy o piątej rano, prawie na pewno musiałby udawać lekarza, ponieważ godziny odwiedzin zaczynają się dopiero o pierwszej po południu. Gdyby próbował wejść na któryś oddział o tej porze w cywilnym ubraniu, mogła go zatrzymać pielęgniarka albo strażnik z ochrony. Ale w białym fartuchu, ze stetoskopem, mógł się przemknąć niezauważony. Dotarli do głównego wejścia szpitala. Laura przystanęła na chodniku. - Kiedy pan mówi "odwiedzić", nie chodzi panu o odwiedziny. - Nie. - Więc pan uważa, że on zamierzał wejść do szpitala i kogoś zabić. - Człowiek nie nosi pistoletu z tłumikiem, jeśli nie zamierza go użyć. Tłumiki są nielegalne. Za to grożą surowe kary. Złapią cię z tłumikiem i siedzisz po uszy w go... w kłopotach. Poza tym jeszcze nie znam szczegółów, ale dowiedziałem się, że Rink był notowany. Podejrzewają, że przez ostatnie kilka lat działał jako wolny strzelec. - Płatny zabójca? - Mogę się założyć. - Ale to jeszcze nie znaczy, że chciał zabić Melanie. Może kogoś innego w szpitalu... - Już to uwzględniliśmy. Sprawdzamy na liście pacjentów, czy mają tutaj kogoś z kryminalną przeszłością albo koronnego świadka w procesie, który niedługo się rozpocznie. Albo znanych handlarzy narkotyków czy członków rodziny mafijnej. Na razie niczego nie znaleźliśmy. Nikt nie pasuje jako cel Rinka... oprócz Melanie. - Czy pan twierdzi, że ten Rink zabił Dylana, Hoffritza 1 tego trzeciego w Studio City... a potem przyjechał tutaj, żeby zabić Melanie, bo go widziała w akcji? - Możliwe. - Więc kto zabił Rinka? Haldane westchnął. - W tym miejscu logika zawodzi. - Ktokolwiek go zabił, nie chciał, żeby on zabił Melanie - oświadczyła Laura. Haldane wzruszył ramionami. - Cieszę się, jeśli tak było. - Z czego tu się cieszyć? - No, jeśli ktoś zabił Rinka, żeby powstrzymać go od zabicia Melanie, to znaczy, że ona nie ma samych wrogów. Ma również przyjaciół. Z nieukrywanym współczuciem Haldane zaprzeczył: - Nie. To niekoniecznie prawda. Ludzie, którzy zabili Rinka, pewnie chcieli dostać Melanie tak samo jak on... tylko chcieli ją dostać żywą. - Dlaczego? - Ponieważ ona wie za dużo o eksperymentach prowadzonych w tamtym domu. - Więc też powinni chcieć jej śmierci, jak Rink. - Chyba że jej potrzebują, żeby kontynuować eksperymenty. Laura od razu zrozumiała, że miał rację, i ramiona jej opadły pod brzemieniem tego nowego strachu. Dlaczego Dylan pracował z takim skompromitowanym fanatykiem jak Hoffritz? I kto ich finansował? Żadna legalna fundacja, żaden uniwersytet czy instytut badawczy nie przyznałby grantu Hoffritzowi, odkąd go wyrzucono z UCLA. Żadna szanująca się instytucja nie opłacałaby również Dylana, człowieka, który porwał własne dziecko i ukrywał się przed prawnikami żony, człowieka wykorzystującego własną córkę jako królika doświadczalnego w eksperymentach, które doprowadziły ją na skraj autyzmu. Ktokolwiek dostarczał pieniędzy na utrzymanie Dylana i prowadzenie badań tego rodzaju, był szalony, równie szalony jak Dylan i Hoffritz. Chciała, żeby to wszystko wreszcie się skończyło. Chciała zabrać Melanie ze szpitala, wrócić do domu i odtąd żyć szczęśliwie, ponieważ nikt na świecie nie zasłużył sobie na spokój i szczęście bardziej niż jej mała dziewczynka. Ale teraz "oni" na to nie pozwolą. "Oni" spróbują znowu porwać Melanie. "Oni" potrzebowali dziecka dla celów i powodów, które tylko "oni" rozumieli. Kim, u diabła, oni byli? Ludzie bez twarzy. Ludzie bez nazwiska. Laura nie mogła walczyć z wrogiem, którego nigdy nie widziała, a jeśli nawet widziała, to nie rozpoznała. - Oni są dobrze poinformowani - powiedziała. - I nie tracą czasu. Haldane zamrugał. - O czym pani mówi? - Melanie przebywała w szpitalu dopiero od kilku godzin, kiedy Rink się zjawił. Nie musiał długo jej szukać. - Niezbyt długo - przyznał porucznik. - Co skłania do podejrzeń, że miał swoje źródła. - Źródła? To znaczy w departamencie policji? - Możliwe. A przeciwnicy Rinka szybko się dowiedzieli, że on ściga Melanie - dodała Laura. - Oni wszyscy działają cholernie szybko, obie grupy, kimkolwiek są. Stanęła przez frontowymi drzwiami szpitala i uważnie obserwowała ruch uliczny, a także sklepy i biura po drugiej stronie alei. Słońce błyszczało w wielkich szklanych taflach okien, lśniło w szybach i chromowanych częściach przejeżdżających samochodów osobowych i ciężarówek. W demaskatorskich promieniach słońca Laura miała nadzieję wykryć coś podejrzanego, co Haldane mógłby ścigać i schwytać, ale widziała tylko zwykłych ludzi robiących zwykłe rzeczy. Rozgniewał ją ten zwykły, powszedni dzień i nieuchwytny wróg, który nie chciał się ujawnić. Nawet słońce i ciepło irracjonalnie ją drażniły. Haldane właśnie jej powiedział, że ktoś chce zabić jej córkę, a ktoś inny chce ją porwać i znowu zamknąć w komorze deprywacji sensorycznej albo przywiązać do innego prowizorycznie skleconego krzesła elektrycznego, żeby dalej ją torturować, Bóg wie w jakim celu. Takie wiadomości wymagały zupełnie innej atmosfery. Burza nie powinna jeszcze minąć