To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- No, jeśli każdą panią, która trafiała do ciebie, spotykało coś w stylu tego, co zdarzyło się tej panience, która walnęła w szafę, to masz prawo uznać to za przeżycia traumatyczne. Pepe był wtedy przelatywał jakąś panienkę, jak sam określił - niezbyt istotną w jego życiu. Siedziała na nim i w pewnym momencie straciła równowagę. Uderzyła czołem w szafę stojącą obok łóżka. "Stało ci się coś?" - spytał rozbawiony Pepe. "Nie, wszystko w porządku" - odparła, trzymając się za głowę. - To jak się wtedy czułeś. Było jakieś skrępowanie? - Nie, zupełnie nie. To było tak cudownie harmonijne i podbudowane tak szaleńczą miłością, że nie było miejsca na elementy frustrujące. Jak w bajce, autentycznie. - Z tego, co powiedziałeś, wynika wprost, że zwrot "kochać się" usłyszałeś od pierwszej dziewczyny, z którą to robiłeś. Zgadłem? - Niestety, chyba tak. - Dlaczego niestety? - A jak myślisz, kto to był i jakie wizje najdłużej mnie prześladowały po jej odejściu? - Wizje latania, tak sądzę. Ale to fatalnie świadczy o twoim stosunku do niej. - To dość skomplikowane. Jeśli dobrze pamiętam, Olga proponowała mi przyjaźń. Wiesz, jak można to przetłumaczyć z języka dyplomatycznego na ludzki? "Pomogę ci w każdej sprawie, która nie będzie związana z nieistniejącą już twoją na mnie wyłącznością." Olga pewnie czułaby się wtedy znacznie lepiej, gdyby wiedziała, że zgadzam się na taką formę naszych relacji, która nie ma nic wspólnego z naszą przeszłością. A co jest podstawową rzeczą, której porządna dziewczynka nie robi z byle kim? - Już rozumiem. Ale nie chrzań, że miłość nie jest już romantyczna. Po prostu ja, ty i kupa innych ludzi przekonaliśmy się, że nie jest wieczna. Swoją drogą, ja się zgadzam, że kończy się za szybko i za łatwo. A słowo miłość jest takim nietypowym słowem, którego chciałoby się przez całe życie używać tylko wobec jednej osoby. Teraz rozumiesz, dlaczego go nie używam, przynajmniej na razie. - I to ty się dziwisz, że nie używam słowa "romantyczny" i pokrewnych. Przecież twój wniosek jest sto razy bardziej pesymistyczny niż mój. Właściwie to mój jest bardzo optymistyczny. Mogę sobie mówić, że nie powiem słowa o miłości żadnej dziewczynie, póki nie będę na sto procent pewien, że to jest właśnie ta. - A ponieważ nie możesz być tego pewien z definicji, dlatego chociażby, że ludzie się zmieniają, więc nie użyjesz go nigdy. Poza tym pewnie uważasz, że z każdą przeżytą przygodą szansa na spotkanie "właśnie tej" maleją. - Nieprawda, przecież jesteś coraz bardziej doświadczony i nie ładujesz się w określone przygody właśnie dlatego, że umiesz przewidzieć, czym się skończą. Klasyczny przypadek nauki na własnych błędach. - Ja mam zupełnie inne zdanie. Twoja teoria sprawdzi się w przypadku człowieka, dla którego każde uczucie było katastrofą. A co ze związkami, które były dobre i skończyły się nie wiadomo dlaczego? Wtedy nie zbierasz doświadczeń, tylko materiał porównawczy, a ten składa się z cech osobowościowych dziewczyn, z którymi byłeś. Wśród nich będzie mnóstwo zalet - jedna łapała w locie twoje myśli, inna była cudowna w łóżku, jeszcze inna super czuła, a wszystkie były bardzo ładne. I co się dzieje z kandydatką numer x+1? Przecież wraz ze wzrostem x rośnie liczba cech pozytywnych, które chciałbyś u niej znaleźć, a których brak będzie cię irytować. Poprzeczka będzie coraz wyżej. To była ta zasadnicza różnica między nami. Dla Pepe każdy epizod gry był coraz bardziej ekscytujący i o to właśnie chodziło. Dla mnie każdy epizod, niezależnie od tego, kto był jego bohaterem, stawał się coraz nudniejszy. No i jeszcze ten szczegół: uważałem, że owa poprzeczka została przez Olgę ustawiona na poziomie nieosiągalnym dla wielu, jeśli nie dla wszystkich. A więc prawdopodobieństwo szczęścia dzięki niej stało się minimalne: było ilorazem prawdopodobieństwa trafienia na kogoś niesamowitego i tego, że ta dziewczyna odwzajemni moją ocenę. - Czy fiut jest organem służącym do myślenia? - Ale u kobiety, czy u mężczyzny? - Bardzo ładny skrót myślowy. - Wiadomo, że chodzi o jakąś przenośnię. - Wiesz, nie podejmuję się rozważań, jaką rolę mały odgrywa u kobiet. Nigdy nie zdobyłem się na takie pytanie. - Ale przecież musiałeś słyszeć jakieś uwagi na temat własnego ciała. Bo ja całkiem sporo. - Tak, ja też. Ale to nieistotne. Jestem facetem i nie jestem w stanie wyjść poza pewne granice. A one są wyznaczone przekonaniem, że to kobiece ciało jest zjawiskiem estetycznym, a nie męskie. - Słyszałeś, co się działo na występach Chippendales. Kilkunastu przystojnych gości, w różnym stopniu rozebranych. Na sali same kobiety, nie licząc ochroniarzy. Bo bez nich tamci zostaliby chyba rozszarpani. Totalna ekstaza. Myślisz, że dla tych pań chłopcy nie byli estetyczni? - To jest w ogóle coś innego. Popatrz, że to było publiczne