To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Najtrudniej było odnaleźć tego człowieka, który równie stary jak jego pan, żyje teraz w takim zapomnieniu, że wielu ludzi o niego pytanych wzruszało ramionami twierdząc, że dawno umarł. Służył cesarzowi do ostatniego dnia, to znaczy do chwili, kiedy wojskowi wywieźli monarchę z pałacu, a jemu kazali zebrać swoje rzeczy i iść do domu. W drugiej połowie sierpnia oficerowie zatrzymują ostatnich ludzi z otoczenia H.S. W tym momencie nie ruszają jeszcze cesarza, ponieważ potrzebują czasu, żeby przygotować do tego opinię: miasto musi rozumieć, dlaczego usuwają monarchę. Oficerowie zdają sobie sprawę, czym jest myślenie magiczne ludu i jakie kryje ono w sobie niebezpieczeństwa. Magiczność tego myślenia polega na tym, że osobę najwyższego obdarza się - często nieświadomie - cechami boskości. Najwyższy jest najlepszy, jest mądry i szlachetny, jest nieskalany i dobrotliwy. To tylko dygnirze są źli, oni są sprawcami wszelkiej biedy. Ba, gdyby najwyższy wiedział, co jego ludzie wyprawiają, natychmiast naprawiłby zło, od razu życie stałoby się lepsze! Niestety, ci przebiegli nikczemnicy wszystko tają przed swoim panem i dlatego wszędzie jest tyle okropności, dlatego życie jest tak trudne do zniesienia, tak niskie i nieszczęsne. Magiczność tego myślenia polega na tym, że - w rzeczywistości - w systemie jedynowładczym właśnie ten najwyższy jest pierwszą przyczyną sprawczą wszystkiego, co 141 się dzieje. On doskonale o wszystkim wie, a nawet jeśli czegoś nie wie, to tylko dlatego, ze wiedzieć nie chce, że jest mu to niewygodne. Nie było żadnego przypadku w tym, że otoczenie cesarza składało się w większości z ludzi podłych i płaskich. Podłość i płaskość były warunkiem nobilitacji, według tego kryterium monarcha dobierał swoich faworytów, za to ich nagradzał, darzył przywilejami. Ani jeden krok nie został w pałacu uczyniony, ani jedno słowo nie było wypowiedziane bez jego wiedzy i zgody. Wszyscy mówili jego głosem, nawet jeżeli mówili rzeczy różne, bo i on sam mówił rzeczy różne. Nie mogło być inaczej, ponieważ warunkiem przebywania w otoczeniu cesarza było uprawianie kultu cesarza, kto w tym Imitowaniu słabł i zatracał gorliwość - tracił miejsce, odpadał, znikał. H.S. żył wśród swoich cieni, jego orszak był rozmnożonym cieniem monarchy. Kim byli panowie Aklilu, Gebre-Egzy, Admassu Retta poza tym, że byli ministrami H.S. ? Byli nikim, poza tym, że byli ministrami H.S. Ale takich właśnie ludzi chciał mieć cesarz, tylko oni mogli zaspokajać jego próżność, jego miłość własną, jego namiętność do sceny i lustra, do gestu i piedestału. I oto teraz oficerowie spotykają się sam na sam z cesarzem, stają z nim oko w oko, zaczyna się ostateczny pojedynek. Przyszła chwila, kiedy wszyscy muszą już zdjąć maski i pokazać swoje twarze. Tej czynności towarzyszy niepokój i napięcie, ponieważ między stronami wytwarza się nowy układ, tym samym wkraczają one w sytuację niewiadomą. Cesarz nie ma nic do zdobycia, ale może się jeszcze bronić, bronić bezbronnością, bezczynnością, tylko tym, że jest, z tytułu zasiedlenia pałacu, z tytułu zadawnienia, a także ponieważ oddał niezwykłą przysługę - wszakże milczał, kiedy buntownicy głosili, że dokonują rewolucji w jego imieniu, nie protestował nigdy, nie wołał, że to kłamstwo, a przecież ta właśnie komedia lojalności, jaką miesiącami odgrywali wojskowi, tak walnie ułatwiła im zadanie. Oficerowie jednak decydują się iść dalej, iść do końca - chcą zdemaskować bóstwo. W społeczeństwie tak przygniecionym biedą, niedostatkiem i strapieniami, jak etiopskie, nic bardziej nie przemówi do wyobraźni, nic nie wywoła 142 większego gniewu, wzburzenia i nienawiści niż obraz korupcji i przywilejów elity. Nawet nieudolny i jałowy rząd, gdyby tylko zachował spartański sposób życia, mógłby istnieć latami otoczony uznaniem ludu. W gruncie rzeczy bowiem stosunek ludu do pałacu jest z reguły poczciwy i wyrozumiały. Ale wszelka tolerancja ma swoje granice, które w zadufaniu, rozbuchaniu pałac łatwo i często przekracza