To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Ale prócz tych wszystkich budowli — nadwątlonych jednak przez czas i niedbalstwo — istniały również śluzy, które pozwalały podnieść wody Smotrycza i zalać całą okolicę. Ale i najmocniejsza twierdza pada, jeśli nie ma odważnego dowódcy i dostatecznej załogi. Toteż taki los spotkał i Kamieniec, który poddał się Turkom już 27 sierpnia. Z kolei sułtan zwrócił oczy na Lwów. Dla zdobycia tego miasta wysłał tatarskiego chana Selim Gireja i baszę Halebu Kapłana, sam zaś udał się do Żwańca, by zabawić się polowaniem. Stamtąd rusza z resztą wojsk pod Buczacz, gdzie zakłada obóz. Cóż w tym czasie dzieje się w kraju? Kto może stanąć w jego obronie? Było wojsko kwarciane, ale częściowo stało za Wisłą, bo król Michał bał się własnych żołnierzy nie mniej niż Turków, wierzył bowiem plotkom, że, oddani Sobieskiemu, chcą siłą pozbawić go tronu. Przy sobie miał około trzech tysięcy, nieco piechoty łanowej 11 d z E i pięciuset dragonów przysłanyc-h przez kurfursta. Mimo nalegań hetmana nie skierował ich do Kamie.ńca, lecz pozostawił dla ochrony własnej osoby. W starostwie samborskim znajdowało się cztery tysiące żołnierzy, które wyjął spod komendy Sobieskiego. Sam hetman; miał przy sobie dziesięć chorągwi, przybyłych spod Husiatyna. Łużecki ciągnął od Białej Cerkwi z jazdą, ale ze względu na straty, o których wspomniano, nie było jej więcej jak dwa tysiące. Razem więc mogło bronić Rzeczypospolitej niewiele ponad dziesięć tysięcy żołnierzy. Pozostawało jeszcze owo poopolite ruszenie szlachty — war-cholskiej, nie uznającej żądnyph regulaminów wojskowych, kłótliwej, nieskorej do szabli, stroniącej od stawania w obozie, gdyż tam musiałaby podlegać władzy i strażnika polnego, i obozowego profosa. Król Michał nieświadom ani właściwej potęgi armii tureckiej, ani jej ruchów, wyjechał 12 sierpnia z Warszawy, by udać się do Lublina i stanąć na czele pospolitego ruszenia. Ale że tam nikt jeszcze nie przybył, zatrzymał się w Janowcu, skąd wzywał i błagał pismami szlachtę, by prędzej kierowała się na punkt zborrfy pod Gołąb. Przybywa Łużecki z niedobitkami i Haneńko z dwoma zaledwie tysiącami kozaków. Te siły król zatrzymuje bliżej siebie, w Hrubieszowie i Zamościu, a to równe dla swojej ochrony, jak i dlatego, by udaremnić Sobieskiemu skupienie zbyt dużych sił pod swoją komendą. Płonęły wsie i miasteczka, bo ruszyły zagony tatarskie, bij W niebo krzyk mordowanych i uprowadzanych w niewolę, szlachta w panicznej ucieczce opuszczała dwory, magnad zamki, ruszano na Śląsk lub ku Gdańskowi. Zapełniały się trakty i gościńce brykami, kolasami, wozami, Wisłą płynęły szkuty i komiegi pełne uciekających i ich dobytku. WSród tego powszechnego rozprzężenia, niedołęstwa, trwogi, tylko hetman wielki nie uległ panice, nie stracił głowy, nie upadał na duchu. Tylko on troszczył się o Kamieniec i byłby go na czas opatrzył, gdyby nie opieszałość i tchórzostwo króla. Uniwersałem z Krasnobrodu ostrzega ludność przed niebezpieczeństwem, wysyła pisma wzywające do umacniania nawet i Krakowa, a wreszcie udaje się do Lwowa, gdzie ogląda mury, organizuje obronę, ustanawia komendantem dzielnego generała Łąckiego, po czym 20 sierpnia staje w swoim Jaworowie — siedem mil na zachód od Lwowa — skąd śledzi ruchy nieprzyjaciela. 12 Jaworów Była szósta rano, kiedy mały oddział pancernych w ciągu kilkunastu minut przeleciał przez miasteczko. Minął drewnianą cerkiew Sw. Grzegorza świecącą w porannym słońcu trzema baniastymi kopułami, a potem bramę w wałach obronnych. Na ulicy pozostał jeszcze z wolna opadający kurz, kiedy, pancerni już znikali za domami przedmieścia, by po chwili ukazać się na gościńcu wiodącym ku jawoirowskiemu pałacowi. Jego dach z przysadzistymi kominami widać byio zza szczytów otaczających go drzew. Dołem ciągnęły się wały i palisada z potężnych' dębowych bali, wzmocnione regularnymi szańcami, zz? których wyglądały na równinę czarne oka armatnich wylotów. Pajac stał nad rozległym stawem odbijając swój obraz w jego zielonym lustrze. Jeźdźcy dopadli bramy okopu, która podobna rozwartej paszczy zaraz ich połknęła. Na majdanie zdarli konie, a dowódca rzucił krótko, zeskakując na ziemię: — Rozkulbaczyć, wytrzeć i nakarmić! Potem na kwaterę! Wokół majdanu z trzech stron stały budynki stajni, wozowni, magazyny i składy, a na samym środku studnia z dwoma długimi, drążonymi w kłodach,, korytami. Czwarty bok stanowiła palisada okalająca pałac, z piętrową bramą wiodącą z majdanu na jego teren. Panował już ruch rozpoczynającego się dnia. Kręcili się służebni, pachołkowie poili konie, a kilku towarzyszjy pancernych w koszulach i szerokich hajdawerach wpuszczonych w cholewy butów myło się przy studni. Na widok spieszącego ku pałacowej bramie porucznika krzyknęli: — Mości Bogusz, jest coś nowego?! Ten machnął ręką z determinacją. — Nic dobrego! Dowiecie się niedługo! Porucznik minął bramę, a strzegący ją hajducy unieśli halabardy na znak powitania. Szeroki podjazd prowadził ku pałacowi. Budynek był drewniany, piętrowy, znacznych rozmiarów. Na ganku ukazała się przysadzista postać strażnika polnego Michała Zbirożka. — Cześć, panie strażniku — rzucił Bogusz podchodząc do ganku. — Zgłaszam powrót z podjazdu! -V Czołem, poruczniku! ©ostrzegłem was przez okno. Są wieści? — Są, ale z'e. — Mówcie, innych teraz nie mamy... — Ta wiadomość jest gorsza od innych. Kamieniec padł. oo 13 cv — To zgolą niemożliwe! — Twarz Zbrożka zbladła, a oczy rozszerzyła zgroza