To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Also, ostatnie słowo: płacę Hundert Millionen, letztes Wort. Mein werden wszystkie te pałace, Potem szlachcitzen za drzwi, fort! Kann Dramen schreiben polska szelma, Nicht grosser z tego będzie zysk! Wy macie Ridla - my Wilhelma: : z bezprzykładną arogancją Na - welcher hat ein lepszy pysk? ? ! Was hat erobert Friedrich Wielki, Nie odda Niemiec ani cal - A z wasze polnische jaselki To ja sze bardzo grubo szmial! Wchodzi A g e n t k o l o n i z a c j i. T h i e d e Nun, was ist' s? A g e n t Heute, u rejenta Akt podpisany. 217 T h i e d e Endlich, gut! Służba! Hinaus jetzt ta przeklęta Polakenbande! ( do A g e n t a ) Sie, mein Hut! Kładzie na głowę kapelusz. Wpada Z i e m o w i t z plikiem banknotów w ręce; Z i e m o w i t Pieniądze zesłał szczęśliwy traf! Wspieraj, biskupie! Jetzt frisch ans Werk! Drżyj, Monte Carlo! T h i e d e zastępując mu drogę, z urąganiem Wie? Panje Graf? Nix Monte Carlo, hier ist K a r l s b e r g! Na znak T h i e d e g o służba wyrzuca Z i e m o w i t a za drzwi - zasłona spada. . Pisane w r. 1906 218 Z tryumfalnych dni śp. " polskiego kabaretu " Niedawne to czasy, kiedy podniosła idea " kabaretu polskiego " przeciągała w tryumfalnym pochodzie przez miasta, miasteczka, niemal przez ciche wioski. Nieliczne zamknięte wieczory krakowskiej " Jamy Michalikowej " stały się mimo woli początkowym ogniskiem istnej epidemii. Od " kabaretów " arystokratycznych w najwykwintniejszych salonach aż do " kabaretu artystycznego " w stowarzyszeniu robotniczym " Spójnia " w Podgórzu kabaretowało wszystko. Rozpleniły się po naszej ziemi, jak grzyby po deszczu, przeróżne, mniej lub więcej wesołe Jamy, Budy, Jaskinie, Ule, Pasieki, Obory etc. Niektóre z tych przybytków, rozrzuconych po rozmaitych naszych stolicach, miałem sposobność poznać. Muszę się pochwalić, że przyjmowano mnie wszędzie bardzo życzliwie i godnie, przy dźwiękach tuszów i " potrójnych kabaretowych " , z kwiatami i przemówieniami, w których nadawano mi godność niemal ojca ojczyzny, co ( przyznaję się do tej słabości) sprawiało mi wielką przyjemność. Przez wdzięczność pilnie wchłaniałem w siebie to, co widziałem i słyszałem, i za powrotem do domu utrwalałem na piśmie doznane wrażenia. Ponieważ z natury słabo jestem obdarzony pamięcią, nieraz w notatkach moich zdarzało mi się luki w rekonstrukcji tekstu wypełniać moim własnym, przy czym starałem się jednak o ścisłe zachowanie charakteru utworów. Pozwolę sobie tutaj, w bardzo zwięzłych ramach, podzielić się mymi spostrzeżeniami. Jak wiadomo, głównym filarem takiego przybytku poświęconego chronicznej wesołości o stałej godzinie jest tzw. conférencier lub, jak chcą inni, conferencieur. Nazwa ta nie ma swego odpowiednika w języku polskim - chybaby ją zastąpić ( bardzo niedoskonale) rodzimym słowem: pyskacz. Zadania conférenciera są bardzo wielostronne. Jemu przypada obowiązek oznajmiania w lekkich a dowcipnych słowach zjawiających się na estradzie wykonawców i utworów; przypominania co jakiś czas p. t. publiczności, że jest bydłem, zaledwie zasługującym na dopuszczenie do tego przybytku, którego misteriów nie jest w stanie ogarnąć swoim tępym umysłem etc. , etc. Zwykle conférencier pełni równocześnie obowiązki sekretarza instytucji. Tak np. znałem jedną z tych " wesołych jam " , w której młody i utalentowany poeta, a zarazem sprężysty administrator, ze znakomitą sprawnością łączył obie te funkcje. Skoro upewnił się, że stoliki stałych i wpływowych gości umieszczone są w dobrym miejscu, bez przeciągów, skoro roztelefonował do " wzmiankarzy " potężnych miejscowych " Kurierków " , że zatrzymano dla nich najlepsze miejsca i że czeka się z rozpoczęciem spektaklu na przybycie tych potentatów opinii. skoro rozdzielił parę energicznych napomnień służbie co do szybkiej i gorliwej usługi, wówczas przywdziewał symbol " bohemy " , aksamitną kurtkę, układał włosy w nieład, wsuwał przed lustrem ręce w kieszenie i pojawiał się na estradzie, otwierając widowisko w tych mniej więcej lub tym podobnych słowach: Przyszliście tutaj po co? Czy wy wiecie? Ha, nie, zaiste. A więc ja wam powiem: Przyszliście po to, aby przy kotlecie Urągać nam tu swym zwierzęcym zdrowiem, Pełną kieszenią i wypchanym brzuchem, Co lśni plugawo pod złotym łańcuchem. Przyszliście do nas tutaj w odwiedziny, Wy, którym betów waszych już za mało, Tak jak się idzie do płatnej dziewczyny, Co wam wydaje na łup swoje ciało 219 I zbliża do ust, niby winne grono, Pierś, niegdyś świeżą, dziś, ach, tak zmęczoną. . . Przyszliście, wiecznie niesyci burżuje, Chłeptać wraz z piwem ciepłą krew artysty, Rzygnąć w głąb serca, co cierpi i czuje, Za grosz sprzedając wam swój miąższ soczysty Marzeń swych tkankę targając na strzępy Po to, ażeby śmiech wasz zbudzić tępy. Witaj, motłochu! Siądźmy więc pospołu; Niech ducha ziści się krwawa gehenna; Lecz wiedz, że każdy okruch tego stołu To jako perła przeczysta, bezcenna, Którą my, w męki ofiarnej godzinie, Wbrew słowom Pisma rzucamy przed świnie. Trzeba przyznać, że wrażenie tej lub tym podobnej apostrofy bywało zwykle jak najlepsze. Conférencier , nagrodzony hucznym oklaskiem, rzuciwszy jeszcze raz okiem, czy obsługa " motłochu " idzie należytym tempem, opuszczał estradę, aby za chwilę na nią powrócić i zapowiedzieć pierwszy numer programu. Owym pierwszym numerem jest z zasady śpiewana inwokacja do wesołości i szału. Zarazem jednak logika wymaga, aby wszystkie " atrakcje " i clou pojawiały się dopiero w dalszej części spektaklu; pierwsze numery, rzucane na stracenie w napełniającą się stopniowo salę, powierza się zazwyczaj siłom początkującym i najsłabiej ukwalifikowanym