To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wspinał się znużonym krokiem po schodach; ledwo ćmiące się żarówki dodatkowo go przygnębiały. Ale w mieszkaniu paliły się świeczki i na ich widok od razu poprawił mu się humor. - Cześć, Genny! - zawołał głośno, po czym zaryglował za sobą drzwi i powiesił w przedpokoju stare palto. - Czas na whisky! - Duncan! Jestem w jadalni, chodź tu na chwilę. Przeszedł kilka kroków korytarzem, zatrzymał się w progu i otworzył usta ze zdziwienia. Stół uginał się pod ciężarem kilkunastu irańskich dań i pater z owocami. Wszędzie paliły się świeczki. Genny posłała mu promienny uśmiech. Obok niej stała, także uśmiechając się wesoło, Szarazad, żona jednego z pilotów, Toma Locharta. - Nie wierzę własnym oczom. To twoje dzieło, Szarazad? Jak miło cię znowu widzieć... - Ja też się bardzo cieszę, że cię widzę, Mac. Z każdym dniem wyglądasz coraz młodziej, oboje wyglądacie. Przepraszam za najście - trajkotała szybko Szarazad - ale przypomniałam sobie, że wczoraj była wasza rocznica ślubu, bo przypada na pięć dni przed moimi urodzinami, a wiem, jak lubicie horiszt z jagnięciny, polo i inne rzeczy, więc przyniosłam jedzenie i świeczki razem z Hassanem i Dewą. - Szarazad miała pięć stóp i trzy cale wzrostu: typowa perska piękność, którą uwiecznił w swojej poezji Omar Chajjam1. - Teraz, kiedy już wróciłeś, zostawiam was samych. - Zaczekaj chwilę. Może zostaniesz i zjesz razem z nami? - Nie mogę. Bardzo bym chciała, ale ojciec wyprawia dzisiaj przyjęcie i muszę wracać. Zostawiam Hassana, żeby was obsłużył i posprzątał. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. Hassan! Dewa! - zawołała, po czym uściskała Genny i McIvera i pobiegła do drzwi, gdzie czekała na nią para służących. Hassan podał jej futro. Włożyła je, owinęła głowę ciemnym czadorem, posłała Genny ostatni pocałunek i wyszła razem z Dewą. Hassan, wysoki uśmiechnięty mężczyzna koło trzydziestki, ubrany w białą kurtkę i czarne spodnie, zaryglował za nią drzwi. - Czy mam podać kolację, proszę pani? - zapytał w farsi. - Tak, za dziesięć minut - odparła zadowolona Genny. - Ale najpierw pan napije się whisky. Hassan natychmiast podszedł do kredensu, nalał drinka, przyniósł wodę, ukłonił się i wyszedł do kuchni. - Na Boga, zupełnie jak za dawnych czasów - stwierdził rozpromieniony McIver. - I pomyśleć, że żyliśmy tak zaledwie przed kilku miesiącami. Mieli urocze małżeństwo służących: żonę, znakomitą kucharkę, gotującą równie dobrze po europejsku jak irańsku, i jej wesołego, nie palącego się zbytnio do roboty małżonka, którego McIver nazywał Ali Babą. Oboje nagle zniknęli, jak prawie cała pracująca u obcokrajowców służba. Bez jednego słowa wyjaśnienia. - Zastanawiam się, co stało się z Ali Babą i jego żoną - mruknął. - Na pewno dobrze się mają. Ali Baba miał lepkie ręce i zgromadził wystarczającą ilość zapasów, żeby żyć jak pan przez kilka miesięcy. Czy Charlie się odezwał? - Jeszcze nie. Paula znowu zostaje na noc. Nogger nie. Poszli na kolację z kimś z załogi Alitalii. Genny uniosła brwi. Paula była stewardesą. - Nogger jest pewien, że dojrzała już do rwania, ale mam nadzieję, że się myli. Lubię Paulę - stwierdziła. Słyszeli krzątającego się w kuchni Hassana. - To najsłodszy dźwięk, jaki znam. McIver uśmiechnął się do niej i uniósł szklankę. - Dziękujmy Bogu za Szarazad i za to, że nie będziemy zmywać. - To jest najpiękniejsze. - Genny westchnęła. - Taka miła dziewczyna, taka troskliwa. Tom ma wielkie szczęście. Szarazad mówi, że jutro wraca. - Mam nadzieję. Przywiezie nam pocztę. - McIver postanowił, że nie będzie nic mówić o czołgu. - Może udałoby ci się wypożyczyć Hassana albo innego jej służącego na kilka dni lub tydzień? To by cię bardzo odciążyło. - Nie chcę prosić. Wiesz, jak to jest. - Chyba masz rację, to denerwujące. Zatrudnienie kogoś do pomocy było teraz prawie niemożliwe bez względu na to, jak wysoką proponowało się zapłatę. Jeszcze kilka miesięcy temu znalezienie porządnych miłych służących nie przysparzało żadnych kłopotów. Gdy znało się parę słów w farsi, prowadzenie z ich pomocą domu było samą przyjemnością