To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Natura pozbawiła go tego rzadkiego daru. Huntziger, zasuszony, bardzo zasłużony generał, rozumiał prawdopodobnie trochę lepiej niż inni to, co się działo, niemniej jednak już za kilka dni stanie po stronie Pétaina, okaże się jednym z sygnatariuszy kapitulacji i będzie kolaborantem aż do swojej rychłej śmierci. Najbardziej usilne starania de Gaulle'a szły w kierunku nakłonienia premiera do oporu, do nieulegania Weygandowi i innym kapitulantom. Reynaud zdawał się skłaniać ku poglądom de Gaulle'a. W każdym razie zostawił mu wolną rękę w przygotowaniach do ewakuacji, czego się tylko dało, do Afryki północnej. Niemniej jednak opór bezpośredni miał zostać przygotowany w Bretanii. Mówiło się nawet o tak zwanej „twierdzy bretońskiej". W tym celu potrzebne były posiłki. W wytworzonej sytuacji mogła ich dostarczyć tylko Anglia. De Gaulle miał mglisty plan utrzymania za wszelką cenę kilku przyczółków, które później stałyby się bazami wypadowymi do działań ofensywnych. Plan nierealny. Anglicy nie zamierzali pakować nowych sił we francuską pułapkę. Nie wierzyli już w żadne plany Paryża. Nie zamierzali kapitulować, byli zdecydowani na kontynuację wojny, ale nie w taki sposób. De Gaulle usłyszał to, gdy 9 czerwca w towarzystwie swego adiutanta Geoffroya de Courcela i szefa kancelarii dyplomatycznej Rolanda de Margerie wylądował w Londynie. O wiele ważniejsze od całkowicie fantastycznego planu „twierdzy bretońskiej" i innych przyczółków, w które zapewne sam de Gaulle nie wierzył, było zawarcie przezeń znajomości z premierem Winstonem Churchillem. „Wydał mi się człowiekiem zdolnym sprostać najtrudniejszym zadaniom pod warunkiem, by były one nie tylko trudne, lecz i wzniosłe" — napisał o nim w „Pamiętnikach wojennych". Zdanie trafne i przenikliwe. Churchill bowiem był w tej samej mierze wielkim mężem stanu, dyplomatą i żołnierzem co aktorem z szekspirowskiej szkoły. Wzniosłość i dramaturgia położenia rozbudzały w nim chęć gry na scenie, choć położenie kraju było groźne. Churchill miał wyczucie patosu i lubował się w nim. Miał w sobie coś z Henryka VIII w kreacji Charlesa Laughtona czy z Ryszarda III lub Nelsona odtwarzanych przez sir Lawrence'a Oliviera. Był przykładem angielskiej tradycji, rycerskości i równocześnie brutalności i perfidii. Lubował się w tej mieszaninie, grając własną sztukę, będącą jednym z wątków Historii. Toteż z pewnością będzie inspirował wielkich aktorów jak inni władcy Wielkiej Brytanii. Miał coś z nich i należał do ich grona. W tamtą niedzielę, 9 czerwca, ani Churchill, ani de Gaulle nie przypuszczali, że Historia też przyszła na rendez-vous. Obaj wywarli na sobie duże wrażenie i zrozumieli się. Miało to odegrać zasadniczą rolę w przyszłości. W każdym razie wydaje się, że de Gaulle, przejęty atmosferą oporu, jaką obserwował w Anglii, a także będąc pod osobistym urokiem Churchilla, wyczuł intuicyjnie, jak ma postępować. Wtedy też zapewne powstał jego plan działania. W nocy z 9 na 10 czerwca Niemcy przeszli Sekwanę na południe od Paryża. Los stolicy był przesądzony. Rząd gorączkowo przygotowywał się do ewakuacji. W ciągu tej doby Włochy wypowiedziały Francji wojnę, Niemcy zaś przeszli do ofensywy na prawym skrzydle francuskiego ugrupowania obronnego, to znaczy nad Renem i w Lotaryngii, gdzie znajdowały się też 1 i 2 polskie dywizje generałów Ducha i Prugara-Ketlinga. W poniedziałek, 10 czerwca, odbyło się w Paryżu, już na walizkach niejako, posiedzenie Komitetu Wojennego. W toku obrad doszło do ostrego starcia między Weygandem a de Gaulle'em. Wódz naczelny domagał się natychmiastowej kapitulacji. De Gaulle wyraził pogląd, że są jeszcze inne możliwości. „Weygand zapytał z ironią: — Czy ma pan jakieś propozycje? — Rząd, odpowiedziałem — notuje de Gaulle w „Pamiętnikach wojennych" — nie proponuje, tylko rozkazuje, i mam nadzieję, że to uczyni". W tym ostatnim zdaniu, wypowiedzianym w dramatycznym momencie, zawarty jest cały program. Sprawując władzę, de Gaulle będzie mu wierny. Na dziedzińcach rządowych gmachów dopalały się stosy akt, które niszczono, aby nie wpadły w ręce nieprzyjaciela. Ministrowie, wyżsi wojskowi, urzędnicy odjeżdżali sznurami aut wśród nieprzebranych tłumów uchodźców na południe. Reynaud jeszcze raz zwrócił się błagalnie do Ameryki o pomoc. Ambasador Bullitt przyjął to do wiadomości, ale sam zajęty był inną myślą: postanowił zostać w Paryżu i nie towarzyszyć rządowi w ucieczce