To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Siedział od strony brzegu, więc wyraźnie widział towarzyszy cofających się ku wodzie. Grzbiet wzgórza wciąż był cichy. Terteus podbiegł do liny okręconej wokół głazu i przytrzymującej okręt. Zamachnął się mieczem i napięta lina zwisła na wodzie. Bez zwłoki wciągnięto ją. Białowłosy pochylił się szybko i położył sobie pod nogami łuk i strzały. Oszczep, włócznia i miecz leżały także w zasięgu ręki. Cofający się byli już na krawędzi wody. Teraz miały nastąpić najtrudniejsze chwile, gdyż 141 musieli iść po pas w wodzie, a jeśli wróg uderzy nadbiega- jąc z góry, trudno im się będzie bronić. Spojrzał na grzbiet wzgórza i zmartwiał. Na tle ciemne- go nieba dostrzegł wyraźnie małe sylwetki ludzkie poja- wiające się na ułamek chwili i zbiegające w dół pędem ku ognisku! Książę, Perilawos, Terteus i kilkunastu innych byli już u burty okrętu. Wiosła uniosły się wysoko, aby dać im możność łatwiejszego wejścia. Pierwszy żeglarz wspiął się na burtę i wciągnięty rękami towarzyszy opadł między ławy. Angelos wciąż jeszcze trwał nieruchomo, utrzymywany w miejscu lekkim uderzeniami wioseł przeciwstawiają- cych się prądowi rzeki. Pierwsza postać przebiegła obok ogniska i nie zatrzy- mując się dopadła do brzegu. Białowłosy porwał za łuk. Ujrzał uniesione ramię z oszczepem i w tej samej chwili puścił cięciwę. Nie dostrzegł lotu strzały, lecz wiedział, że trafiła, gdyż napastnik poderwał się w górę i znieruchomiał. Czarny na tle ogniska stał przez chwilę z uniesionym orężem, a później padł twarzą w wodę. Lecz brzeg zaroił się od innych. - Czy wszyscy weszli?! - usłyszał okrzyk Terteusa. - Są! Są wszyscy! - zawołały głosy w ciemności. - Odbijamy! Wiosła zanurzyły się głęboko. Grad strzał ze świstem leciał ku okrętowi. Ktoś za plecami Białowłosego krzyknął. Osłonięci wspartymi o burtę tarczami wsunąwszy gło- wy w ramiona nacisnęli znów na wiosła. Białowłosy dostrzegł jeszcze napastników brnących przez wodę ku okrętowi, jak gdyby pragnęli uczepić się wioseł. W tejże chwili ujrzał przed sobą Terteusa, który skoczył ku przo- dowi i pochylił się gwałtownie dla zadania ciosu włócznią. 142 Zamach był tak silny, że Terteus zachwiał się i oparł o burtę. Wówczas Perilawos doskoczył i pchnął mieczem wroga, którego Białowłosy nie mógł dostrzec, gdyż kra- wędź przesłoniła mu widok. Naparł na wiosło. Okręt nabierał szybkości. Jeszcze jedna strzała świsnę- ła i z trzaskiem utknęła w burcie tuż obok głowy Białowło- sego. Wrzask na brzegu ucichł nieco, dobiegając z wię- kszego oddalenia. I po chwili ujrzał, że gromadka stojących pod masztem wojowników opuszcza tarcze. Dopływali do środka nurtu. Księżyc stał teraz nad rzeką i widać było wyraźnie wyniosłość na zakręcie, gdzie koryto, które dotąd kierowało się ku północnemu wscho- dowi, skłaniało się ku północy. Terteus, wciąż jeszcze z włócznią w dłoni, szedł od dziobu, rozglądając się i wypytując, czy żaden z nich nie poniósł szkody. Jeden z wioślarzy odniósł ranę od strzały, więc przenie- siono go pod maszt i boski Widwojos kazał go złożyć w swym namiocie nie wiedząc nawet, jak bardzo pozyskał tak prostym uczynkiem serca swej załogi. Albowiem był bratem królewskim i potomkiem bogów, a oni, gdyby nie owa wyprawa, nie mogliby marzyć nawet, że kiedykol- wiek ujrzą go z bliska. Zebrano też pod masztem strzały nieprzyjacielskie i oszczepy, które upadły na okręt. Było ich wiele i Terteus postanowił nie wyrzucać ich, gdyż choć wszystkie miały krzemienne ostrza i groty, jednak nie można było w czasie wyprawy wykuć nowego oręża, gdyby część jego miała wykruszyć się w przyszłych bojach. Oglądano także z uwagą przy świetle pochodni zabitego wroga, który zginął wspinając się na burtę i został przebity mieczem, nim postawił nogę na okręcie, lecz umierając padł ku przodowi i pozostał między ławami wioślarzy. Człowiek ów był niski, krępy i miał żółtawą skórę, 143 a kości policzkowe wypukłe. Ubrany był w szatę, którą oglądali ze zdumieniem i podziwem, każdą bowiem z nóg jego otaczała osobna skórzana nogawka, a wyżej, zszyte razem, sięgały mu aż do pasa. Pierś i ramiona okrywał skórzany kaftan obszywany grubymi kawałkami skóry, podobnie jak ich kaftany obszyte były łuską z brązu, by chronić ciała przed ciosem miecza. Otoczyli go kręgiem i spoglądali bez słowa, a światło pochodni pełgało po jego wyszczerzonych ostrych zębach i złych, otwartych, martwych oczach. - Cóż uczynimy z nim, boski książę?—zapytał Terteus. - Czy wrzucimy go do rzeki, czy też rankiem przywiążemy ciało jego do pnia nad wodą, podobnie jak oni uczynili z Kastorosem? Widwojos ruchem ręki wskazał ciemne, szeroko rozla- ne wody. Czterej ludzie pochwycili w górę ciało, rozkołysali je i barbarzyńca wyleciał wysoko w górę, aby zniknąć za burtą. Rozległ się cichy plusk. Przez chwilę wydawało im się, że woda unosi go, lecz zniknął w nurcie. - Zgaście pochodnię! - rzekł Terteus. A gdy zapadła ciemność, wychylił się i spojrzał wstecz. Daleko nad brzegami nadal płonęło pozostawione przez nich ognisko. Migotliwy blask jego kładł się na wodę. - Cóż uczynimy teraz, boski książę? Zapewne mają oni konie, choć pozostawili je gdzieś, aby nie zdradziły parskaniem ich nadejścia. Dobrze, że choć nasyciliśmy głód przed nocą... gdyż trudno byłoby teraz przybić gdzieś w pobliżu. - Nasyciliście głód! - rzekł Perilawos. - Lecz my, którzy byliśmy na wzgórzu, nie zdążyliśmy tego uczynić. - To prawda! - Terteus roześmiał się. - Wszelako lepiej, że stało się tak, niż gdyby nieprzyjaciel miał nas zaskoczyć podczas wieczerzy... Czy to ty, młody książę, 144 pchnąłeś mieczem owego barbarzyńcę zamierzającego na mnie toporem czy też innym orężem, bom niezdążyłtego dostrzec walcząc? - Ja... - rzekł Perilawos cicho. - A był to pierwszy człowiek, którego ugodziłem. - Obawiam się, że niejednego jeszcze będziesz musiał ugodzić, nim Angeles zawinie do swej ostatniej przystani! Stałeś się dziś dojrzałym wojownikiem, Perilawosie, jako my wszyscy! - Nie wiedziałem, że rzecz ta jest tak prosta... - Perilawos potrząsnął głową, jak gdyby dziwiąc się sam sobie. - Pchnąłem go, a on otworzył ramiona i osunął się w wodę, chrapiąc okropnie