To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Jestem pewna, że ten... człowiek... mówił rzeczy, których nie powinieneś był słyszeć. Po tych słowach Odile Werachten skinęła na swojego towarzysza. Mężczyzna przełożył rewolwer do lewej ręki i strzelił. Rozległ się ogłuszający huk i starzec runął na posadzkę. Zabójca ponownie wycelował broń i strzelił. Tym razem trafiony został kapłan. Kula rozsadziła mu głowę. - Jest to jedno z najbardziej brutalnych morderstw, jakie w życiu widziałem - oznajmił Taleniekow; podjął ostateczną, nieodwołalną decyzję: prędzej czy później dopadnie ich i zabije. - Proszę, i to mówi sam Wasilij Wasilijewicz Taleniekow - powiedziała drwiąco Odile Werachten, przysuwając się o krok. - Jak mogłeś sądzić, że ten nieudolny staruch, ten niedoszły księżulek, jest członkiem naszej organizacji? - Pomyliłem się co do osoby, ale nie co do nazwiska. To ty jesteś Woroszynem w Radzie Matarese'a! - Nie Woroszynem, tylko Werachtenem. Nie wystarczy urodzenie: żeby zostać członkiem rady, trzeba być wybranym. - Odile wskazała na zwłoki ojca. - Jego nigdy nie wybrano. Kiedy starszy syn Ansela zginął w czasie wojny, Ansel wybrał mnie! - Spojrzała na Taleniekowa. - Zastanawialiśmy się, co odkryłeś w Leningradzie. - Naprawdę chcesz wiedzieć? - Odkryłeś nazwisko. Nazwisko z przeszłości, z bardzo burzliwego okresu w historii Rosji. Woroszyn. Ale to, że je poznałeś, właściwie nie robi żadnej różnicy. Bez względu na to, co mógłbyś powiedzieć i o co nas oskarżyć, Werachtenowie zawsze wyszliby obronną ręką. - Nie wiesz, co jeszcze odkryłem. - Wiemy wystarczająco dużo, prawda? - Popatrzyła na mężczyznę z bronią. - Wiemy wystarczająco dużo - powtórzył za nią morderca. - Wymknąłeś mi się w Leningradzie, Taleniekow. Miałeś szczęście. Którego zabrakło tej kobiecie, tej Kronieskiej. Rozumiemy się? - Ty...! - Taleniekow ruszył w jego stronę. Mężczyzna odciągnął kciukiem kurek rewolweru. Taleniekow przystanął. Potworny ból rozdzierał mu ciało i duszę. Zabije ich! Zemści się! Ale musiał działać na chłodno, z opanowaniem. Lodziu! Lodziu najdroższa! Pomóż! Przeniósł wzrok na Odile Werachten. - Pero nostro circolo - powiedział wolno, cicho, akcentując każdą sylabę. Uśmiech znikł z ust kobiety; twarz jeszcze bardziej jej pobladła. - Znów wracasz do przeszłości. Powtarzasz bzdury, jakie plotą prymitywni tubylcy, którzy nie wiedzą, o czym mówią. Powinniśmy się byli domyśleć, że usłyszysz te słowa. - Naprawdę w to wierzysz? Że nie wiedzą, co mówią? - Tak. Teraz albo nigdy, pomyślał Taleniekow i zrobił krok w stronę Odile Werachten. Zabójca wycelował rewolwer w jego skroń. Wylot lufy znajdował się metr, może półtora od głowy Wasilija. - Wiec dlaczego mówią o pasterzu? Przysunął się o kolejny krok. Zabójca wciągnął gwałtownie powietrze: szykował się do strzału, naciskał palcem na spust! - Nie! - krzyknęła kobieta. Wasilij pochylił się i w tym samym momencie rozległ się huk Kiedy Odile Werachten wyciągnęła rękę, żeby powstrzymać zabójcę, Taleniekow błyskawicznie skorzystał z szansy. Skoczył naprzód, skupiony tylko na jednym i tylko w jedno wpatrzony: w broń, w lufę rewolweru. Dosięgnął go; zacisnął pałce na ciepłym metalu, obrócił lufę w lewo i szarpnął mocno w dół, boleśnie wykręcając mężczyźnie nadgarstek. Drugą rękę położył na brzuchu wroga, przesunął ją szybko w bok, po czym zakrzywiając pałce w szpony, wpił je mężczyźnie pod żebra i ze wszystkich sił szarpnął do góry. Morderca wrzasnął i runął jak długi. Taleniekow obrócił się błyskawicznie i rzucił na kobietę. Podczas krótkiej walki, której była świadkiem, Odile Werachten stała zdezorientowana, teraz jednak wyciągnęła spod futrzanego szala pistolet. Taleniekow wyrwał jej z ręki broń, a ją samą przewrócił na posadzkę i przygniótł kolanem. Przycisnął jej do szyi kolbę pistoletu. - Tym razem się nie uda! Żadnych kapsułek! - Zginiesz! - szepnęła ochrypłe. - Może. Ale ty też, a przecież tego nie chcesz. Myliłem się. Nie jesteś jednym z żołnierzy, a wybrańcy nie odbierają sobie życia. - Twoje ja jedna mogę uratować. - Zakrztusiła się, bo stal wbijająca się jej w krtań przeszkadzała jej w mówieniu, ale mimo to ciągnęła dalej: - Pasterz... Gdzie...? Jak...? - Chciałabyś wiedzieć? Świetnie. Ja też potrzebuję informacji. Odsunął pistolet, lewą dłonią przytrzymał kobietę za szyję, palce prawej zaś wepchnął jej głęboko do ust, obmacując język i zęby. Odile Werachten znów się zakrztusiła, po brodzie zaczęła ciec jej ślina. Nie miała w ustach żadnych śmiercionośnych pastylek. Wybrańcy rzeczywiście nie popełniali samobójstwa. Rozchylił szal, obmacał kobiecie piersi, podciągnął ją wyżej, obmacał jej plecy, pchnął ją z powrotem na podłogę, wsunął rękę między jej uda, obmacał nogi od krocza aż po kostki, szukając twardych, metalowych przedmiotów - broni, noża... Nie znalazł nic. - Wstawaj! - rozkazał. Trzymając się za szyję, zgięła kolana i usiadła. - Musisz mi powiedzieć! - szepnęła, a potem zaczęła krzyczeć. - Przecież nam nie umkniesz! Nie bądź idiotą, ty durny Rusku! Ratuj się! Powiedz, co wiesz o pasterzu! - Co za to będę miał? - A co chcesz? - Wyjaśnień. Do czego zmierzają matarezowcy? Kobieta przez chwilę milczała. - Do ładu. - Poprzez chaos? - Tak. Na miłość boską, co wiesz o pasterzu? Mów! - Dopiero jak wyjdziemy za bramę. - Nie! Teraz! - Myślisz, że już dobiliśmy targu? - Pociągnął ją za rękę, zmuszając do powstania. - Ruszamy. Twój przyjaciel niedługo się zbudzi. Będzie wiedział co robić, to należy do jego obowiązków. Gdyby nie należało, sam bym go zabił. A tak to my będziemy daleko stąd, kiedy odbierze sobie życie. - Nie! Nigdzie nie pójdę! - To zginiesz. A ja, skoro dostałem się na teren posesji, to jakoś się wydostanę. - Wydałam polecenia! Żeby nikogo nie wypuszczano! - A kto zatrzyma strażnika, który wraca na swój posterunek? Ci tam na zewnątrz to nie matarezowcy. To dawni Kommandos wynajęci do ochrony domu bogatego przemysłowca. - Wasilij przyłożył pistolet do gardła kobiety. - Więc jak? Bo mnie tam wszystko jedno. Cofnęła się. Chwycił ją za kark i przysunął z powrotem do lufy. Odile Werachten skinęła głową. - Dobrze. Porozmawiamy w samochodzie mojego ojca - rzekła szeptem. - Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi. Ty masz informacje, których ja potrzebuję, a ja mam dla ciebie niespodziankę, która wpłynie na twoją decyzję