To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Największa z jego sonat na fortepian i skrzypce — Sonata A-dur (KV 526), mimo że nie mniej „roman- tyczna" w swej treści niż Kwintet g-moll, budzi nasze wzruszenie nie tylko przez swą ekspresję, ale i w rów- nej bodaj mierze przez swą doskonałość formalną. I tak jest ze wszystkimi większej miary dziełami Mozarta: wywołują żywy oddźwięk zarówno wśród tej niezmie- rzonej rzeszy słuchaczów, która szuka w muzyce po- karmu dla swych dusz i serc, jak i wśród tej nielicznej garstki, która obcowanie z muzyką traktuje również jako przygodę intelektu. Trudno powiedzieć, kosztem jakich wysiłków osią- gnął Mozart w swej muzyce to cudowne zrównoważenie elementów formy i treści, które ciągle jeszcze nie prze- 1 Leopold Mozart zmarł 28 maja 1787. Abendempfindung pochodzi z czerwca tegoż roku. Mozart —10 145 staje być przedmiotem naszej admiracji. Jedno jest pewne, że nie możemy patrzeć na dzieło Mozarta z na- szego tylko stanowiska. To, co nam się wydaje w nim „powściągliwe", mogło uchodzić i uchodziło w oczach współczesnych za przeciwne „dobremu smakowi"; to, co my uznajemy za „piękne", mogło urągać i często urą- gało kanonom estetycznym tamtych czasów. Kryteria oceny zmieniają się z każdym pokoleniem, a historia wciąż kogoś grzebie lub ekshumuje, ponie- waż opinie nasze nigdy nie mają charakteru prawd absolutnych. Nie na darmo odwoływał się Norwid do przyszłości — „korektorki wiecznej". Tak więc i naszą skłonność do rozdawania etykiet „klasyk" — „roman- tyk" winniśmy traktować trochę z przymrużeniem oka z uwagi na względność tych formułek. Zresztą wobec dzieł naprawdę wielkich, jakie pozostawiła nam prze- szłość, zawsze czujemy się bezradni, którą z nich zasto- sować, choćbyśmy nawet nie brali pod uwagę róż- nicy epok i przyjęli tylko własny punkt widzenia. Do niedawna jeszcze toczył się nie rozstrzygnięty spór, czy ze względu na rodzaj emocji zawartej w dziełach Bacha zaliczyć go mamy do klasyków, czy do romanty- ków. Beethoven sprawia równy kłopot naszej wro- dzonej potrzebie upraszczania zjawisk. Tak jak z ich muzyki, tak i z muzyki Mozarta każde pokolenie będzie wydobywało dla siebie coś innego, coś, czego po- trzebuje, co dogadza jego upodobaniom. I to jest zro- zumiałe, każda bowiem wielka sztuka zawiera elementy zarówno klasycyzmu, jak i romantyzmu, niezależnie od tego, czy powstała w okresie, który w historii muzyki nazywamy epoką klasycyzmu lub romantyzmu, czy też w innym zgoła czasie. Tylko współczesnym wydaje się, że osiągnęli w swych dziełach właściwą proporcję mię- dzy treścią i formą. Ci, co przyjdą później — jeśli tyl- ko nie zechcą brać zbyt dosłownie tego, co wynieśli ze 146 szkoły — określą każde wielkie dzieło jako „klasyczne". W szkole bowiem nie uczą nas niestety tego, że znacze- nie dzieła klasycznego tym jest donioślejsze, im więk- szy kryje ono w sobie ładunek emocjonalny. A czyż z tego nie wynika, że „wielki klasycyzm" to po pro- stu — jak powiedział kiedyś Andre Gide — „ujarzmio- ny romantyzm"? Potwierdza nam to muzyka Mozarta w sposób wi- doczny, w tych zwłaszcza okresach jego życia, które oznaczamy etykietką „romantyzmu". Jeśli doskonała harmonia między tym, c o nam Mo- zart mówi o sobie, a tym, jak to ujmuje, jest rze- czywiście czymś niezwykłym w jego utworach mło- dzieńczych, tych przede wszystkim z okresu trzeciej podróży do Włoch, to w dziełach lat 1787—88 nie po- winna nas ona tak zdumiewać, ponieważ znajduje swe uzasadnienie w pełnej dojrzałości wewnętrznej Mo- zarta. Czyż nie leży już poza nim wielki błam życia zszyty z wszystkich nadziei, zawodów i rozczarowań, jakich do- świadcza młodość