To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

SzczupBe gaBzki maBo schwytaBy [niegu. Wyraznie zaznaczaBy si kBaki ostatnich li[ci, których nie otrzepaB jeszcze wiatr. Wielka GBuszyca zni|yBa lot. ZatoczyBa obszerny krg wokóB gaju. Potem w|szy. Pilnie oczyBa. Wreszcie spadBa na pobliski chojar. W poBowie jego wysoko[ci. OsypaB si [nieg. Obok w pobli|u zaczBy ldowa mBodziki. Dzwicznie zaszemrzaB osyp. Ostatni klask skrzydeB. I cisza. Cisza. Gdy las nijak nie alarmowaB, gBuszyca spBynBa z [wierka na olch. TrafiBa na do[ mocn gaBz i z miejsca zaczBa si raczy kokonami zwinitych li[ci. Ju| nie miaBy smaku jesiennej nowalii. Zawsze jednak stanowiBy co[ odmiennego w zestawieniu z coraz cz[ciej spo|ywan straw, na jak w koDcu zimy gBuszce przechodz caBkowicie. Straw t jest szpilkowie drzew iglastych. Znowu  jak jesieni  o|ywiB si Bar Olszowy. Czwórka kurackiej mBodzie|y, notabene dobrze od|ywionej i wygimnastykowanej, potrafi po brzegi wypeBni sob tak mizern komórk przestrzeni, jak staBa si teraz dla nich (otrzaskanych z caB puszcz) skromna olszynka. Gdy sBoDce oparBo czerwon brod na Starych Pasiekach, odleciano na nocleg do PBaskiego Wykrotu O KROK OD ZGUBY PBaski Wykrot staB si teraz dla stada Wielkiej GBuszycy najlepszym domem. Znieg podwy|szyB dno lasu; tak |e signBo niemal poBowy tarczy wykrotu. Jeszcze kilka zadymek i powstaB budan *, jakiego [wiat nie widziaB! Niedzwiedz, na szcz[cie, nie znalazB tej groty i nie zagarnB dla siebie. UBo|yB si do snu dalej, w Starych Pasiekach, w pewnym jarze, o którego zaciszno-[ci miaB ju| od dawna wyrobione zdanie. Jak gdyby dla rozweselenia gBuszców, zamieszkaBy w, wyrwie tarczy trzy sikorki. Drobiazg ten, pomimo mrozów i wichrów, byB razny, rze[ko si zrywaB za chlebem, jak tylko bBysnBo sBoDce, i stale pod[piewywaB sobie a muzom. Przy tym byB bardzo czujny. Natychmiast te maBe sangwiniki krzyczaBy na caBy [wiat, gdy tylko zagra|aBo jakie[ niebezpieczeDstwo. Pierwsza wchodziBa zawsze do namiotu Wielka GBuszyca. Za ni pakowaB si Bitny Kogucik. Potem Bera i gruba Kluska. A na koDcu  d|entelmen Jedynak. Bardzo czsto wiatr zawiewaB otwór i otaczaBa pta- * kureD, szaBas, ziemianka 152 ki ciemno[ i zacisze. Mo|na byBo odpr|y nerwy, mi[nie, zmysBy. Napuszy pierze w ogromn kul i, wtuliwszy gBow pod skrzydBo albo wcigajc szyj w nastroszone pióra  spa, spa! Niech tam sobie [piewaj swoje melancholijne serenady wilki, zapatrzone na pagórkach w blad twarz ksi|yca. Niech drze si jak le[ny szatan, puchacz Twardy Szpon! Dom Wielkiej GBuszycy jest zamknity na trzy spusty. Zawalone drzwi. Znieg zaprószyB tropy. Ani [lad, ani woD nie zdradzaj bytno[ci wielkich ptaków. Przebiega obok Basica, nie wiedzc, jaka rozkosz j omija. Lis zatrzymaB si w pobli|u i planuje, dokd i[, by co[ wBo|y na kieB