To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Nie chcę dłużej nosić więzów, na które wzdryga się moje serce, zrywam je i stawiam światu czoło. Niech mię spotwarza, niech mię kamienuje - nie obchodzi to mię, bo czuję się niewinną. Człowiek musi iść za przeznaczeniem swoim. Mnie stworzono je sztucznym, odtworzę je sobie takim, jakim sama zechcę, aby było. Nie mam już lat siedmnastu i nie jestem dzieckiem; jestem kobietą i uczynię, co zechcę, a jeśli cokolwiek złego uczynię, niech mi Bóg przebaczy i niech odpowiedzialność za moje życie spadnie na tych, którzy mu taki nadali kierunek... Umilkła i przez parę sekund stała jak posąg nieruchoma, z ręką wyciągniętą energicznym gestem. Twarz jej była nieporuszona i najlżejszy na nią nie wystąpił rumieniec, tylko śliczne usta drżały i po białych policzkach z wolna ściekały dwie łzy. Moja matka z wielkim współczuciem zbliżyła się do niej i przemówiła kilka słów serdecznych. Wspomniała także i o familii Zofii, którą pewnie zmartwi jej postępek i która niezawodnie dołoży wszelkich starań, aby położenie jej w danych okolicznościach w jak najlepszy urządzić sposób. - Familia moja! - zawołała Zofia - i gdzież jest ona? Co to się nazywa familią? Czy składać ją mają osoby krwią ze mną zjednoczone, a obce mi zupełnie pojęciami i uczuciem? Jeśli to tylko nazywa się familią, nie chcę jej mieć, a innej, takiej, do której mogłabym przybiec z miłością i zaufaniem, nie mam. Familia to wywarła na mnie ten przymus moralny, o którym mówiłam, sto razy gorszy od fizycznego przymusu. Gdyby bowiem mnie bito i łajano, oparłabym się fizycznej przemocy przez dumę i urazę; ale prośbom, pieszczotom, namowom i intrygom niezdolne jest oprzeć się siedmnastoletnie dziecko. O! wierz mi, pani, średniowieczny przymus, wywierany na młode istoty przez ich familie, nie ustał wcale; z postępem czasu zmienił tylko narzędzie i zamiast rózgi posługuje się obłudą, miłością, niewolniczym krępowaniem woli i intrygą. Tych to narzędzi użyła familia moja, aby mię doprowadzić do tego, co szczerze lub nieszczerze mieniła być szczęściem moim, a najpewniej, aby się pozbyć kłopotliwej nad sierotą opieki i w oczach świata pokazać się wspaniałomyślną i wielce dbałą o nią, bo wyszukującą dla niej jak najlepszej partii. Familia moja! nie chcę ani jej miłości, ani jej protekcji! Jeżeli dowiem się, że familia moja czuje się przeze mnie zmartwioną i zawstydzoną, doświadczę prawdziwej ulgi. Gdy to mówiła, łzy oschły na jej policzkach, a na ich miejsce wystąpił szkarłatny rumieniec gniewu i brwi ściągnęły się z wyrazem nieprzełamanej zawziętości. Matka moja była bardzo wzruszona. Z czułością wzięła obie ręce Zofii i zapytała ją łagodnym głosem, czy i do brata swego, podobnie jak do całej swej familii, zrażoną się czuje? Wyraz wielkiego żalu wytrysnął na twarz Zofii i spędził z niej uprzednie rozgniewanie. - Brat mój! - mówiła czułym, wezbranym łzami głosem - brat mój! - powtórzyła, dłonią zakrywając oczy - jedno tylko jego imię spomiędzy wszystkich, którzy mi byli bliscy, zdoła mię jeszcze rozrzewnić. Mój Boże! ja go tak kochałam! ja mu tak wierzyłam! dlaczegóż on nie zrozumiał mnie! I spomiędzy jej palców z wolna wypłynęło kilka łez. Po chwili jednak odjęła rękę od oczu i twarz jej pokazała się znowu biała i nieporuszona jak marmur, tylko oczy iskrzyły się i mgliły na przemian. - Dosyć już tych rozrzewnień i próżnych słów o przeszłości! - wyrzekła z mocą - przyjechałam tu nie dlatego, aby przed wami skarżyć się i łzy wylewać, ale aby się z wami pożegnać i prosić was o dobre dla mnie wspomnienie. Nie dbam o świat, ale dbam o tych, których kocham. Prawdopodobnie przestaniemy się widywać... Nie wiem jeszcze, co z sobą zrobię. Być może, iż będę pozbawioną wszelkiego majątku, jeżeli mój brat, oddając posag mój temu człowiekowi, nie dopełnił stosownych środków ostrożności. Jest on teraz za granicą, napiszę do niego z zapytaniem. Tymczasem posiadam kilka cennych klejnotów, spieniężę je i w W. zamieszkam, a może z czasem obmyślę cokolwiek o sposobie ułożenia mojej przyszłości. Tu zwróciła się do mojej matki. - Żegnam cię, pani - wyrzekła tak czułym głosem, że trudno by w nim poznać ten sam, jakim mówiła o swej familii - pamiętam, że od dzieciństwa mego czułam dla ciebie, pani, pociąg i życzliwość, i zdawało mi się zawsze, że musisz być bardzo dobrą... I ty, Wacławo - dodała zwracając się do mnie- bądź zdrowa! byłaś kiedyś najlepszą powiernicą i przyjaciółką moją; kiedy w przyszłości posłyszysz może, jak mię ludzie potępiać będą, przypomnij sobie, jaką była dusza moja wtedy, gdy widziałaś ją nietkniętą jeszcze życiem, w całej jej czystości i niewinności